43

52.6K 2.4K 48
                                    

17 miesięcy później

- Zatrzymajcie się!- usłyszałam krzyk Stelli, zanim jeszcze rozpędzony Antonio wpadł jak burza do salonu. Zaraz po nim z holu wypadła z zawrotną prędkością Chiara . Jak na dziecko, które całkiem nie tak dawno temu opanowało sztukę chodzenia, poruszała się za szybko.Stanowczo za szybko. Bardziej przypominała szarżującego byka, niż bobasa. Ubrana była w śliczną różową sukienkę a ciemne włosy spięte miała w palemkę na czubku główki.
- Chiara - krzyknęłam błagalnym tonem. - Stój! Zrobisz sobie krzywdę.
Niestety córeczka chyba niezbyt przejmowała się własnym bezpieczeństwem. Zrobiła obrót wokół własnej osi i rzuciła się w moją stronę.
- Mama! - krzyknęła wesoło i podbiegła do mnie a ja wzięłam ją na ręce i mocno przytuliłam.
Stella również w końcu doparła Antonia i ten teraz wił się niezadowolony, wpakowany do kojca. Jedyną osobą która była zdolna przywołać do porządku tego diabła, był jego ojciec. Antonio był z resztą kopią Luci, zupełnie jak Nick był miniaturą Dantego.
I akurat gdy pomyślałam o moim cudzie świata, w salonie pojawił się Nicollo, pieszczotliwie nazywany Nickiem.
Starszy z rodzeństwa był istnym aniołkiem. Nauczył się chodzić w tym samym czasie co jego bliźniaczka, ale i tak wciąż jeszcze poruszał się powoli i ostrożnie, co jakiś czas łapiąc się ścian dla pewności.
Czasem przysłuchiwałam się ich " rozmową" . Nick był zwykle tym poważnym i to on był liderem w grupie.
Uwielbiałam moje dzieci i zawsze krajało mi się serce, gdy Antonio nazywał Lucę tatą, a Chiara i Nick patrzyli na mnie pytająco, przechylając ciemne główki.
Minęło 17 miesięcy, a ja nie dostałam żadnej odpowiedzi od Dantego.
Najwidoczniej mi nie uwierzył. Ale przecież sama dałam mu powód.
Co jakiś czas widywałam go na okładkach gazet branżowych. Czytałam wiadomości o nowo otwartych hotelach. Dante skupił się na poszerzaniu imperium, ja na wychowywaniu dzieci. Nasze drogi chyba raz na zawszę się rozeszły. Mimo to postanowiłam, że na drugie urodziny bliźniaków odwiedzę go osobiście, jeśli będzie trzeba i powiem co o tym wszystkim myślę.
- Przyszła poczta! - zawołała Jess, wpadając do salonu. Co do Jessie, kilka miesięcy temu odbyłyśmy poważną rozmowę. Jak się okazało, Sergio chyba jednak zdecydował się dać jej szansę i teraz moja przyjaciółka awansowała na jego "dziewczynę". Więc albo on przylatywał do nas, albo ona latała do Londynu. Zostało postanowione że ja i bliźniaki jutro lecimy z nią.
Wszystko dlatego, że od kiedy urodziłam, obiecywałam biednej Larze, że ją odwiedzę.
Tyle że jakoś nigdy nie było sposobności, więc przekładałam wycieczkę aż w końcu tydzień temu do mnie zadzwoniła.
- W końcu cie dopadłam! - rzuciła do telefonu.
- Wybacz.- odparłam przepraszająco. - Po prostu dzieci zabierają cały mój wolny czas.
- Rozumiem. Dlatego zapraszam cię do mnie. Po raz setny.
- No nie wiem... - zaczęłam, ale weszła mi w zdanie.
- Rozmawiałam z Jessie, i kupiłam wam bilety na ten sam lot, co jej. Dla ciebie, Nicolla i Chiary.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o brak sposobności.
Tak więc nie pozostało mi nic innego jak spakować całą naszą trójkę i ruszać do Londynu.
Lot z bliźniakami to był hardcore, serio. Nie polecam tego nikomu. Całą drogę dyskutowali po swojemu albo zaczepiali stewardessy. Później dla odmiany nie spasowało im lądowanie i zaczęli wyć jak syreny alarmowe.
Gdy dotarliśmy do Londynu, była prawie północ. Zatrzymałyśmy się w naszym starym domu.
Wszystko wyglądało dokładnie tak jak w dniu, kiedy go opuszczałam. Poczułam nostalgię, chodząc po pokojach i wspominając wszystkie dobre, jak i złe rzeczy, które się w nich przydarzyły.
Położyłam dzieci spać i poszłam wziąść szybki prysznic. Nie było mi łatwo tutaj wrócić, ale wiedziałam co muszę zrobić dla dobra dzieci. Porozmawiać z ich ojcem,i to najszybciej jak się da.
Następnego dnia bliźniaki obudziły mnie o 6 rano, głośno domagając się śniadania i uwagi.
Teraz, najedzeni i syci, przyglądali mi się z zainteresowaniem. Od czasu do czasu spoglądałam na nich czule.
- Wyspaliście się?
W odpowiedzi dostałam tylko uśmiechy.
-Pojedziemy odwiedzić ciocię Lare?
Znów uśmiechy. Oczywiście mówili coś po swojemu, ale nie było szans tego rozszyfrować.
Zapakowałam ich więc do samochodu i odpaliłam silnik. Miałam już ruszać kiedy zadzwonił mój telefon.
- Halo? - odebrałam.
- Czekam z kawą i pączkami. - rzekła Lara.
- Właśnie miałam wyjeżdżać. Będziemy za jakieś piętnaście minut.
- Nie mogę się doczekać! - Lara, jak to Lara, trochę się rozgadała i piętnaście minut później wciąż stałam na podjeździe. Bliźniaki, przypięte w fotelikach zaczynały się niecierpliwić i marudzić. Wiedziałam, że wkrótce mogę spodziewać się głośnych protestów znudzonego duetu.
- Posłuchaj - przerwałam jej w końcu. - Muszę kończyć. Dzieci zaczynają się wiercić i zaraz zrobią awanturę.
- Ok, czekam. - rozłączyła się.

Do firmy dojechaliśmy szybciej, niż się spodziewałam. Wypuściłam dzieci i chwyciłam mocno za rączki, aby nie polecieli badać tego, co nieznane.
Gdy tylko weszliśmy do budynku usłyszałam głośny pisk Lary.
- Jacy oni słodcy!- krzyknęła i podbiegła do nas. Niestety, niespodziewany krzyk przestraszył bliźniaki które teraz głośno protestowały przeciw nieznajomej.
- Chodź do mnie, skarbie - zawołała Lora i chwyciła Nicka w ramiona.
Nick tylko spojrzał na nią marszcząc ciemne brewki, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. W przeciwieństwie do jego siostry, która olewając nowo przybyłą panią, zainteresowała się wielkimi szklanymi drzwiami prowadzącymi na zewnątrz.
"Piekielny Piotruś", to określenie idealnie opisywało Chiarę, pomyślałam smętnie, mocno trzymając wyrywającą się córeczkę. Wystarczyłoby spuścić ją na chwilę z oczu i od razu zaczęłaby siać spustoszenie. Zniszczyłaby wszystko, co wpadłoby jej w rączki.
- Muszę kupić szelki i lejce - mruknęłam, siłując się z małą.
Takie szelki to straszna ujma na honorze półtora rocznego bobasa, ale po prostu nie dawałam sobie z nią rady. Okazałam się być za słaba fizycznie. Każdy by się okazał przy takim ancymonie. Dobrze że chociaż Nick stał spokojnie obok Lary i przyglądał jej się podejrzliwie i z dystansem.
Nagle moją uwagę przykłuła blondynka wchodząca do budynku. Melissa.
Musiałam mimowolnie rozluźnić dłoń bo Chiara wyrwała się i runęła przed siebie niczym mikrozakładnik, któremu udało się wydostać na wolność. Bo przecież za drzwiami czekała wolność.
Wystarczyło przebiec przez próg i znalazłaby się na jednej z najruchliwszych ulic Londynu.
- Chiara, stój!- krzyknęłam, rzucając się w pogoń za córeczką, ale ona ani myślała się zatrzymać. Biegła dalej, piszcząc z zachwytu.
Ja osobiście widziałam już oczami wyobraźni jak mój mały cud świata ginie pod kołami czerwonego londyńskiego piętrusa.
I wtedy uciekinierkę pochwyciły czyjeś mocne ramiona i uniosły w górę.
Chiara wydzierała się jak opętana, ale mężczyzna ani myślał ją puścić.
- Wybierasz się gdzieś, bella? - mruknął do małej znajomy głos. Zatrzymałam się w pół kroku, bo mój wybawca odwrócił się i teraz staliśmy naprzeciwko siebie, twarzą w twarz.
Jego oczy rozszerzyły się na mój widok i później znów uważnie przyjrzał się Chiarzę. Później spojrzał na Nicolla. W końcu jego wzrok znów zatrzymał się na mnie.
- Chyba jednak jesteśmy sobie przeznaczeni - zaśmiał się Dante.
- Ciao - rzuciłam.

Nieposkromione PożądanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz