63

11.6K 786 81
                                    

Wczoraj wieczorem pomimo stanu Styles'a pojechaliśmy na Night Safari, ale bez niego. Nie męczyłam się nawet, aby mu to zaproponować. Po prostu zostawiliśmy go w hotelu, a my spędziliśmy miło czas ze zwierzętami. Wróciliśmy po godzinie dwudziestej trzeciej i wcale nie czuliśmy się zmęczeni. Louis kupił figurkę, którą obiecał mojemu bratu, natomiast ja i Niall kupiliśmy sobie pluszaki słonia, nosorożca oraz żyrafy.

Spaliśmy osobno. Wprawdzie Harry leżał na kanapie tak jak go pozostawiłam, więc tylko ja spałam w sypialni. Nie odzywaliśmy się do siebie, kiedy wstaliśmy i pakowaliśmy bagaże. Dobrze wiedział, że byłam rozczarowana i wściekła. Chociaż ja także zdawałam sobie sprawę z tego, iż też miał powód do złości. Aczkolwiek nie zrobił nic, by mnie powstrzymać lub powstrzymać pana Lu. Nie czułam się winna.

Lot mieliśmy zaplanowany na dwunastą, dlatego w Londynie będziemy o osiemnastej z uwagi na różnicę czasową. W Singapurze będzie wtedy już kolejny dzień, dokładnie pierwsza w nocy, a my spędzimy ten sam dzień jeszcze parę godzin, jednakże w Wielkiej Brytanii.

W windzie na całe szczęście nie byliśmy sami, gdyż na trzecim piętrze weszli do niej inni turyści. W lobby czekali na nas Liam, Niall i Louis oraz architekci, którzy również nie byli zachwyceni zachowaniem prezesa firmy. 

- Idziemy. - warknął w naszą stronę, gdy oddał wszystkie karty. Prychnęłam w myślach na jego postępowanie, ponieważ uważał, że to on był pokrzywdzony. Ruszyliśmy za nim do samochodów i wtedy zaczęłam się wahać czy wsiąść do tego samego auta. - Wchodzisz czy wysłać ci specjalne zaproszenie?

- Nie bądź taki miły, bo nie uwierzę, że to ty. - odpowiedziałam mu podobnym tonem głosu i usiadłam po lewej stronie, przy oknie.

Jechaliśmy na lotnisko w ciszy, w ogóle na siebie nie patrząc. Nie zastanawiałam się teraz czy kiedyś nam przejdzie. Miałam ochotę rzucić to wszystko w cholerę i przyznać rację James'owi. Zawsze znał się na ludziach i był porządny, zdyscyplinowany, rozsądny. Tego rozsądku mi brakowało. Przynajmniej jak obok mnie znajdował się Harry.

Wysiadłam z samochodu, nie rozglądając się czy zrobił to samo. Wzięłam swoją walizkę, nie chcąc, żeby mi pomógł. Szczerze to chyba nie zamierzał tego robić. Weszliśmy do środka i usiedliśmy na plastikowych krzesłach, by poczekać na informacje w sprawie lotu.

- Lot Singapur-Londyn został odwołany i przeniesiony na trzeciego grudnia. Przepraszamy za jakiekolwiek usterki i polecamy przenocowanie w pobliskich hotelach. Loty sponsorowane są przez Styles' Airways, a prezesem firmy jest Chris Styles. Życzymy miłego dnia. - spojrzałam na zielonookiego, który aż wrzał z wściekłości. Byłam przekonana, że Chris zrobił to wyłącznie po to, aby opóźnić nasze przybycie i nie stawienie się na rozprawę.

- To są chyba kurwa jakieś nieśmieszne żarty.

- Spokojnie...

- Zamknij się! Jak mam być spokojny?! Do cholery, drugiego mam rozprawę, a ten skurwysyn zrobił to celowo. Więc kurwa nie mów mi, że mam być spokojny.

- To nie jest moja wina.

- Oczywiście, nic nie jest twoją winą. Zapomniałem się zapytać. Jak było z panem Lu? Mam nadzieję, że zabawił cię lepiej ode mnie.

- Wiesz co? Zastanów się nad sobą, bo w tej chwili powinnam dać ci w twarz. - odeszłam od niego kawałek, aby nie wcielić w życie tego co powiedziałam. Nigdy nie miałam takiej ochoty, żeby kogoś uderzyć jak jego w tej chwili.

- Jest wściekły. - odwróciłam się przodem do Louis'a, który nie uśmiechał się tak jak na co dzień. Nie był zły czy smutny, ale szczęśliwy też nie.

- To go nie usprawiedliwia. 

- Kocha cię.

- To także nie jest usprawiedliwienie na wszystko. Sądzę, że powoli dociera do mnie to, iż te walki to bezsensowne męczarnie. Przez pewien moment jest świetnie i planujemy przyszłość, a w jednej sekundzie potrafi każda rzecz nam się rozwalić. Po śmierci mamy obiecałam sobie, że nigdy nie pozwolę na to, aby w moim życiu pojawił się ktoś kto ma problem z alkoholem. Harry ewidentnie ma ten kłopot i nawet jeśli twierdzi inaczej to dla mnie tak jest. Kocham go, bardzo go kocham, lecz tej obietnicy muszę dotrzymać z uwagi na moją mamę.

- Doskonale to rozumiem i popieram, jeżeli taka jest twoja wola. Po prostu zastanów się czy te chwile wojny między wami nie dadzą kiedyś czegoś dobrego. - nie cierpiałam takich ostatnich słów, które zmuszały mnie do myślenia. 

- Zadzwoniłem do Mark'a, który przyleci dla nas samolotem.

- Świetnie.

- Nie gniewaj się na mnie.

- Nie gniewaj? To ty się obraziłeś na wszystkich ludzi dookoła ciebie i wyżywasz się na nas, bo twój ojciec to zwykła gnida. Poza tym swoje problemy załatwiasz przez alkohol, a obiecałeś mi coś. Pamiętasz? Mam ci przypomnieć jak błagałeś i obiecywałeś? James miał rację - jestem jak małe, naiwne dziecko. Tylko nie mam pojęcia czy nadal chcę nim być.

- To prawda. Przepraszam, Tiana. Może faktycznie lepiej byłoby, gdybyśmy nie byli razem. Przepraszam. - w tym momencie zaczęłam rozmyślać czy na serio tego właśnie pragnęłam. Kiedy stanął do mnie plecami i odszedł na parę kroków, pomyślałam, że może wcale tego nie chciałam. Byłam tak strasznie niezdecydowana i pogubiona. Szatyn posłał mi uśmiech pełen współczucia oraz przykrości. Wzruszyłam ramionami, poprawiając się na niewygodnym siedzeniu.

Wróciliśmy do hotelu, w którym trafem zostały wyłącznie trzy pokoje. Jeden należał do mnie, Louis'a i Harry'ego, a dwa pozostałe dla Liam'a i Niall'a oraz architektów.

- Posłuchajcie mnie teraz. Po pierwsze - nigdy nie widziałem tak dziwnej i kłótliwej pary jak wy, ale też tak bardzo zapatrzonej w siebie w dobrym znaczeniu. Kochacie się, a chyba to jest najważniejsze. Aczkolwiek nie możecie ignorować kłopotów oraz mniej potrzebnych rzeczy. Harry, masz widoczny problem z alkoholem i naprawdę musisz coś z tym zrobić. Wrócimy do Londynu, usiądziemy na kanapie -ja, Tiana, ty i James, żeby porozmawiać na ten temat. Znajdziemy odpowiednią klinikę, nie uważam, aby potrzebny był odwyk. To jest raczej za dużo. Musisz się kontrolować. To z pewnością nie jest łatwe, jednak siedzisz obok kobiety, którą kochasz. To jest raczej wystarczający powód. Tiana, kochanie, jest ci ciężko, ale pamiętaj, że to nie idzie na nic. Tu chodzi o tego kretyna co zajmuje miejsce obok ciebie, o jego serce. Boże, trochę to tandetne, nie? No cóż, kochacie się i dla tego warto się pomęczyć, jednakże musicie oboje sobie pomagać. Nie kłaść pod nogi kłód. Buziak na zgodę, a ja idę załatwić jakiegoś przewodnika, ponieważ nie będziemy tu gnić.

- Wow, Louis. Nie zastanawiałeś się nad psychologią?

- Bóg mnie jeszcze nie opuścił. - pomachał nam i wyszedł z apartamentu.

- Ma rację. Przepraszam za moje zachowanie, nie powinienem tego mówić. Byłem zazdrosny.

- Harry, będę to chyba powtarzać do końca życia - nie masz o co być zazdrosny. Nie chcę nikogo innego, a nawet jeśli to uważasz, że zdradziłabym cię z facetem o czterdzieści lat starszym? Kochanie, nigdy bym tego nie zrobiła, choćby z dwudziestolatkiem.

- Kocham cię.

- Ja ciebie też, a teraz nie obiecuj mi już, tylko się staraj.

- Dobrze, nie mogę uwierzyć, że mój ojciec zrobił coś takiego.

- Nie? Spodziewałabym się czegoś podobnego. Wysłał ci już przerobione zdjęcia, zapłacił przysięgłym, więc taki ruch mógł zostać przewidziany.

- Nienawidzę go. Boże, tak bardzo go nie znoszę.

- Wiem, kochanie. Przykro mi, że do tego doprowadził, lecz pamiętaj o czymś ważnym.

- O czym?

- Że masz innych wspaniałych, wspierających cię ludzi.

✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰





Work With Styles✰h.sDove le storie prendono vita. Scoprilo ora