57

16.8K 973 92
                                    

- Skręć w lewo. - zrobiłam to co powiedział, chociaż jego podpowiedzi były zbędne z uwagi na znaki, które wskazywały mi drogę. Sądziłam, iż M23 nie była jakoś zbytnio oznakowana, lecz chyba przez ten wypadek postanowili postawić więcej tabliczek. Kłócił się ze mną przed wyjazdem, że może w stu procentach prowadzić, aczkolwiek nie dałam się przekonać. Jego Jaguara kierowało mi się bardzo dobrze, jednak nadal nie zamierzałam się zgodzić na przyjęcie go. - Kochanie, wiesz, że w naszym garażu nie będzie miejsca na twojego rzęcha?

- Przestań tak nazywać moje auto. Trudno, będzie stał na dworze. - westchnął, opierając głowę na zagłówku. Byłam nieugięta i to chyba go męczyło. Ciężko było mi się rozstać z moim kochanym samochodzikiem. Dostałam te cudeńko jak zdałam na prawo jazdy od swojego taty. Byłam z nim związana i nic tego nie zmieni. Opisywało moje prawie cztery lata życia. Jeździłam nim wszędzie i od zawsze traktowałam to jako jakiś postęp wciągu tych dwudziestu lat. Pierwszym wielkim krokiem było zdanie egzaminu A-levels, potem dostanie się na studia i praca u zielonookiego. 

- Tiana, chcę twojego dobra. Będę spał lepiej jak będziesz jeździć bezpiecznym, nowym pojazdem.

- Jestem bardzo przywiązana do mojej Skody. - nie był to jakiś mega stary pojazd, jednakże najnowszym modelem też nie był. 

- Kochanie, czasem musimy się z czymś rozstać dla własnego dobra. - cóż za ironia. -pomyślałam, lecz nie miałam zamiaru mówić tego na głos. Kochałam tego zakręconego człowieka, dlatego nie chciałam nic złego mówić. Moje myśli zostawiłam dla siebie.

- A czy musimy go skazywać na złom? Nie może odpoczywać sobie na podwórku za domem lub przed? - zerknęłam na niego, aby zobaczyć jego reakcję. Pokręcił głową, uśmiechając się do mnie pokrzepiająco. Warknęłam pod nosem, lecz z wahaniem się zgodziłam. Nie byłam pewna i pewnie nie będę do końca, jednak nie miałam ochoty się z nim spierać.

Dojechaliśmy do Brighton około piętnastej i teraz zdałam się na zielonookiego, gdyż musieliśmy dojechać do jego domku. Sam budynek okazał się być uroczym, białym lokum z czerwonymi kwiatami na werandzie. Przypominało spokojne mieszkanko, w którym swoją starość spędzić postanowiła przemiła staruszka. Aczkolwiek środek nie wydawała się taki sam. Wnętrze było nowoczesne, jasne, rozświetlone, po prostu nowe.

- Podoba się? - zapytał, zapewne zauważając jak przyglądam się każdej rzeczy. Kiwnęłam głową, dając znak, iż tak. Odstawił nasze torby w korytarzu, rzucając klucze na stolik w przedpokoju. Posłał mi delikatny uśmiech i przytulił do siebie.

- Kocham cię, Harry.

- Ja ciebie też, skarbie.

- Pójdziemy na spacer? - podniosłam wzrok, żeby mieć lepszy widok na jego twarz. Mruknął jakby "tak" i trzymając mnie za dłoń, wyprowadził nas z pomieszczenia. Zamknął za sobą drzwi i razem zaczęliśmy podążać w stronę plaży. Okryłam się bardziej kurtką, którą wzięłam z uwagi na kazania bruneta. Widać powinnam się go słuchać częściej.

- Myślisz, że James naprawdę przestanie mnie reprezentować w sądzie? Jest świetnym adwokatem, lecz jeżeli taka jest jego wola to poproszę kogo innego o pomoc. Louis nie może być moim obrońcą, bo jest świadkiem.

- Sądzę, że musisz z nim porozmawiać. Na spokojnie, bez nerwów i szczerze. James jest wrażliwy na alkohol tak jak cała nasza rodzina. Musisz to zrozumieć.

- Oczywiście, że rozumiem. Przepraszam, kochanie. - stanęłam przed nim przodem, tym samym go zatrzymując. Podciągnęłam się na palcach, by być z nim na równi, choć to także mało dało. Połączyłam nasze usta w pocałunku, kładąc ręce na jego policzkach. Pozwoliliśmy sobie na tę przyjemność przez dobre pięć minut z małymi przerwami. Następnie, znów ruszyliśmy przed siebie brzegiem morza. - Jak spędzasz święta?

- Do świąt jeszcze miesiąc z kawałkiem, ale pewnie z rodziną.

- Och.

- Och? Coś nie tak?

- No cóż, moja rodzina wyjeżdża na Ibizę, a z ojcem czasu nie spędzę. - zmarszczyłam czoło, słuchając tego co mi mówił. Podejrzewałam, że zielonooki odwiedzi dwudziestego piątego grudnia swoją mamę - Anne i młodsze rodzeństwo. Najwidoczniej mieli inne plany niż poświęcenie czasu swojemu synowi i bratu.

- W takim razie zapraszam do nas. - mruknęłam, posiadając jego wargi blisko moich. Podniósł mnie tak, że byłam zmuszona do oplecenia jego talii swoimi nogami. Niósł mnie tak do momentu, w którym znaleźliśmy się pod jakimś sklepem.

- Powinniśmy coś kupić, ponieważ w lodówce świeci pustkami. - weszliśmy do środka, a dwudziestoparolatek wziął niewielki, zielony koszyk. Oczywiście nie obeszło się bez dobrego, czerwonego wina. Postawiliśmy na zwykłe spaghetti, albowiem mieliśmy inne plany na wieczór niż ślęczenie przy garach. Na śniadanie wybraliśmy standardowe tosty z jego ulubionym dżemem z owoców leśnych. Zapłaciłam za zakupy, pomimo jego wielkich sprzeciwów. I tak nie mógł nic zrobić, bo przytulając go, zabrałam mu portfel. Byłam pewna, iż będzie chciał wszystko fundować, a przecież i tak sporo na mnie wydał. Oddała mu jego własność wtedy, kiedy wyszliśmy z budynku. - Dlaczego to zrobiłaś?

- Kochanie, podarowałeś mi swojego Jaguara, budujesz dla nas willę, kupiłeś mi telefon, więc pozwól mi chociaż zapłacić za jedzenie. To i tak nadal jest mało. - cmoknął mnie krótko w usta, niosąc siatki z produktami.-Jejku, patrz jaki słodki! - przechodziliśmy obok zoologicznego, gdzie zostały wystawione trzy małe pieski. Jeden był całkowicie czarny, a na szybie pisało, że to Pinczer Małpi, kolejny był szczenięciem Jack Russell terrier, a ten który urzekł mnie najbardziej to biały szczeniaczek West Highland terrier. W młodości zawsze chciałam takowego mieć, ponieważ uważałam je za cudowne i milutkie pieski.

- Ten biały?

- Tak! Przepiękna istotka, marzyłam o takim psiaku. Niestety, mój tata twierdził, że jestem za mało odpowiedzialna i ostatecznie on będzie się musiał nim zajmować. - westchnęłam, odrywając spojrzenie od szkła. Uśmiechnął się do mnie i wróciliśmy razem do jego domku przy plaży. Odłożył torbę na blat w kuchni.

W dość szybkim tempie przygotowaliśmy sobie posiłek, który popijaliśmy nabytym winem. Kupiliśmy dwie butelki, dzięki czemu pozostało nam na wieczór. Po kolacji spędziliśmy uroczo czas w wannie, a potem położyliśmy się na dużym łóżku, przy którym znajdował się rozpalony kominek.

- Kocham cię, Tiano.

- Kocham cię, Harry. - na szczęście parę dni temu zainwestowałam w tabletki antykoncepcyjne, dzięki czemu Harry nie musiał się męczyć z prezerwatywą. Jęknęłam w chwili połączenia naszych ciał dokładnie jak on. Poruszał biodrami w średnim tempie, co jakiś czas całując mój dekolt oraz usta. Moje paznokcie jeździły po jego bicepsie i plecach, ukazując emocje jakie mną targały. Natomiast on trzymał moje udo, ściskając je. Drugą się podpierał, by na mnie nie spaść.

- Och, kochanie. Jęcz głośniej.

- Harry... - kochałam go z dnia na dzień coraz bardziej, co mogłoby okazać się niedobre, aczkolwiek nie przejmowałam się tym ani trochę. Moje serce górowało nad rozumem, a to czasem było mylące. Jednak w naszym przypadku uważałam to za odpowiednie. Miłość do Styles'a była jednym z najlepszych rzeczy, uczuć w moim życiu.

- Powiedz, że mnie kochasz. Chcę to usłyszeć.

- Kocham cię, Harry. - doszedł tuż po mnie, słuchając jak wyjawiałam mu to co do niego czułam. Oddychał szybko, a pot świecił się przy ogniu z kominka. Odgarnęłam mu włosy do tyłu i pozwoliłam odpocząć od wysiłku. Przesunął się na drugi bok, wyrównując bicie swojego serca.

- Tiana?

- Hm?

- Kocham cię najbardziej, na tyle ile serce mi pozwala. A to jest dużo, bardzo.

✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰✰

Kocham was xx




Work With Styles✰h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz