Rozdział 10

34 4 0
                                    

Obudził się z rana, nie wiedząc o co chodzi. Wiedział, że miał coś ważnego dzisiaj do zrobienia, ale ta noc zupełnie go pochłonęła. Spojrzał na telefon i się przeraził. To było niemożliwe, że minęła właśnie dziesiąta, a on pominął z co najmniej dziesięć budzików.

Widząc jedno nieodebrane połączenie od Jongsuka wiedział, że musiał się pośpieszyć. Chłopak do niego dzwonił przeważnie tylko, jak było coś ważnego albo, jeśli zaspał i czekał na niego pod domem zbyt długo.

Taehyung praktycznie wyskoczył z łóżka, porywając po drodze przypadkowe ubrania. W locie się ubrał i jak strzała wybiegł przed swój dom, żeby zobaczyć mercedesa ukrytego w cieniu drzew.

Tak jak się spodziewał, Jongsuk już na niego czekał, a on po prostu zaspał. Wiedział, że nie mieli czasu. Musieli, jak najszybciej udać się na komisariat i trzeba było zacząć działać. Jeon sam niestety nie mógł się znaleźć, chociaż Taehyung rozpaczliwie tego pragnął.

Wsiadając do samochodu, zatrzasnął głośno drzwi, od razu napotykając się na wkurzony wzrok Jongsuka.

— Co ty wyrabiasz? Byliśmy umówieni na ósmą, a w tym momencie jest dwadzieścia po dziesiątej. Kiedy przez godzinę nie wychodziłeś, musiałem się wrócić na komendę. Potrzebowali mnie, a jakby nie patrzeć muszę pracować w przeciwieństwie do ciebie — stwierdził, groźnie patrząc się na twarz zaspanego jeszcze Taehyunga.

— Przepraszam, ale zaspałem. Jedźmy już — powiedział i ułożył cierpiętniczo głowę na oparciu fotela.

Chciał, jak najszybciej dotrzeć na komisariat, a później musieli znaleźć Jeona, cokolwiek by się nie działo. Po drodze musiał też napisać do Parka, żeby w końcu dał mu spokój.

Dlatego też nie czekając aż dojadą, napisał krótkiego smsa, który miał nadzieję, że pomoże mu odpędzić od siebie Park Chanyeola.

„ Posłuchaj ja wiem, że w niektórych momentach umiesz być groźny, ale dostałeś zakaz zbliżania się do mnie, pamiętasz? Daj mi spokój i po prostu nie nachodź, bo jak wiesz z policją to ja mam dobre kontakty."

Uważał, że tyle wystarczyło, aby móc zgasić byłego chłopaka, który nie szczególnie był stabilny psychicznie.

— Jaki masz dalszy plan działania? — zapytał Jongsuk, kiedy prawie zbliżali się do celu ich podróży.

— Nie mam pojęcie. Wiem, że musimy odnaleźć w jakiś sposób Jeona, ale to nie będzie taka prosta sprawa. Musimy zacząć chyba od początku od jego przyjaciół, rodziny. Cokolwiek... — stwierdził.

Sam nie miał pojęcia od czego mogli zacząć. Nigdy nie zajmował się taką długą i ważną sprawą. Zawsze były to zniknięcia kotów i inne mało znaczące rzeczy. Zdarzały się morderstwa, ale nie na takim poziomie.

Kiedy w końcu dotarli na posterunek policji, Taehyung nie czekał na swojego towarzysza, od razu idąc do dobrze sobie znanego gabinetu. To tam rządził komendant.

Zapukał kilkukrotnie i od razu wszedł. Widząc przed sobą starszego mężczyznę, uśmiechnął się nieznacznie.

— Witam widzę, że jednak postanowiłeś mnie odwiedzić — powiedział komendant, posyłając Taehyungowi roześmiane spojrzenie.

— Tak i chce się dowiedzieć, co pan miałby mi do zakomunikowania — mruknął, pragnąc dowiedzieć się wszystkiego, co było przed nim ukrywane, a nie powinno.

— No cóż sprawa wygląda następującą, to Jeon zgłosił waszą współpracę nie wiadomo z jakich przyczyn. Może dlatego, że was nie lubi, a może przyczyna była jakaś głębsza. Tak czy inaczej mam do ciebie prośbę. Wiem, że będziesz szukał Jeona, nie pozwól mu, aby wplątał ciebie w jakąś chorą grę, która zrzuci ciebie na same dno — powiedział zupełnie szczerze.

Taehyung przełknął gulę, tworzącą się w jego gardle. Rozumiał, że Jeon był fałszywcem, któremu nie można było ufać, ale miał dowody na to, że to faktycznie morderca tym razem go porwał.

— To jest zrozumiałe, ale dlaczego uważa pan, że Jeon będzie grał z nami w chorą grę? Przecież teraz to on jest ofiarą — stwierdził fakt, który wydawał mu się w tym wszystkim najważniejszy.

— Jeon jest cwaną bestią, dlatego nie jestem pewny czy faktycznie ta poszarpana kartka należała do zabójcy, musicie się tego dowiedzieć i uważać — skończył swoje zdanie i obrócił się w stronę okna.

Taehyung też wstał, a kiedy odwrócił się z zamiarem odejścia, do pomieszczenia wbiegł zdyszany Jongsuk. Prawdopodobnie parkowanie samochodu przeciągnęło się w czasie.

Chłopak tylko pociągnął Jongsuka za ramię i wyprowadził go z gabinetu. Wiedział, że komendant powiedział mu już o wszystkim, dlatego nie było dalszego sensu przebywania w jego gabinecie.

— Dlaczego mnie ciągniesz? Już koniec? Czego się dowiedziałeś? — zapytał na szybko, patrząc prosto w twarz Taehyunga.

— Niczego istotnego. Po prostu mamy uważać na Jeon,a ale to już wiedziałem, odkąd się tylko urodziłem. Poza tym musimy jechać do mnie do domu, bo mam parę spraw do załatwienia — mruknął, idąc w stronę wyjścia.

Czuł na sobie wzrok niektórych policjantów, ale liczył się z tym. W końcu wszędzie było słychać o nim głupie plotki. Nie chciał jednak się w nie mieszać i tak miał za dużo problemów na swojej głowie.

Zmęczony siadając na fotel pasażera, spojrzał w ekran telefonu. Dostał dwie wiadomości. Jedną od Yoongiego, drugą od Park Chanyeola. Najpierw postanowił odczytać tą mniej obraźliwą od swojego najlepszego przyjaciela.

„ Posłuchaj jutro spotkajmy się w tej kawiarni koło tego opuszczonego szpitala czy tam fabryki, wiesz ta do której cały czas chodzimy, mam ci sporo do powiedzenia. Godzina piętnasta..."

Uśmiechnął się, bo jednak spotkanie z Yoongim zawsze było dla niego czymś miłym i przyjemnym. Odkąd tylko pamiętał uważał chłopaka za autorytet, ale nie tylko. Było coś jeszcze, o czym nie chciał sobie przypominać.

Druga wiadomość już nie była tak przyjemna, bo pisał ją człowiek od którego Taehyung stanowczo chciałby trzymać się z daleka.

„Te pogróżki możesz sobie wsadzić w dupę. Teraz może nie doszło do spotkania, ale w odpowiednim momencie jeszcze się zobaczymy."

Te dwa zdania wywołały na skórze Taehyunga niekontrolowane dreszcze, których chciałby się, jak najszybciej pozbyć. Przecież nie mógł się bać nie takiego człowieka, jak Park Chanyeol...

Snowflake - Taekook Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz