Rozdział 10

257 8 0
                                    

Weszłam do środka i zamarłam, Alicja leży nieprzytomna na podłodze a reszta stoi nad nią i zastanawia się co z tym zrobić.

Odepchnęłam ich od niej i próbowałam wyczuć puls, kazałam im dzwonić na pogotowie i sama zaczęłam prowadzić akcje reanimacyjną. Nikt nie zareagował.

- Kurwa mać, Krzysiek dzwoń po karetkę – krzyknęłam a mój głos rozniósł się po łazience.

A oni dalej stali jak debile, wygrzebałam telefon z dna torebki i zadzwoniłam pod 112, jednocześnie kontynuując reanimację.
Matczak wyrwał mi telefon i się rozłączył. Pojebało go do reszty.

- Nie możemy jej pomóc bo trzeba będzie powiedzieć skąd miała pigułę – próbował mnie przekonać.

No i wszystko stało się jasne, dali jej jakieś świństwo i teraz próbują się kryć, spojrzałam na Krzyśka. Miał łzy w oczach ale nie potrafił się przeciwstawić.

- Pojebało cię, jeśli umrze to wszyscy się dowiedzą że to twoja wina. Wypierdalaj stąd albo chociaż nie przeszkadzaj – ryknęłam na niego a Szczepan odzyskał jakby rozum i zadzwonił po karetkę.

Przyjechali 5 minut później, cały czas robiłam jej masaż serca. Dopiero gdy ją zabrali zeszły ze mnie wszystkie emocje, adrenalina puściła i siedziałam tam na tej podłodze zupełnie sama.

Magda przyszła zobaczyć jak się trzymam, rozpłakałam się na jej widok a ona bez słowa podeszła do mnie i mnie przytuliła, dawno nie czułam takiego prawdziwie matczynego uścisku.

- No już, wszystko będzie dobrze. Pomogłaś jej i to jest najważniejsze. Jak chcesz to możemy odwieźć cię do domu – powiedziała gładząc mnie pocieszająco po plecach.

Pokręciłam głową i próbowałam opanować łzy bo nie mogłam wydusić słowa. Wzięłam kilka głębokich oddechów.

- Pokłóciłam się z ojcem i kazał mi nie wracać, nie mam dokąd iść – wzruszyłam ramionami, skierowałyśmy się do wyjścia.

Kontem oka zauważyłam chłopaków, którzy pili przy barze, wszyscy wyglądają kiepsko ale najgorzej wygląda ten debil, przerosiłam ją na chwilę i podeszłam do nich.

- Jesteś z siebie dumny, ona mogła przez ciebie umrzeć – powiedziałam cicho z trudem powstrzymując zdenerwowanie.

Miałam ochotę mu zajebac żeby się wreszcie ocknął i zobaczył że nie zawszę to co robi jest super. Ona mogła tu zejść a on nie próbował jej nawet pomóc.

- Daj spokój, chodź jedziemy do mnie. Nie ma sensu z nim dzisiaj gadać bo jest nachlany w trzy dupy, jutro go opierdolisz, jak będziecie sami – Krzysiek próbował załagodzić, jak zwykle zresztą.

Zawsze go broni ale dzisiaj to już przesada, przecież ona mogła umrzeć na naszych oczach.

Odepchnęłam go i wyszłam razem z Magdą jutro muszę zabrać od niego swoją walizkę.

Rano wszystko wróciło z podwójna mocą, rozpłakałam się bo dotarło do mnie co się mogło stać.

Magda weszła do pokoju, usiadła obok mnie i mocno mnie przytuliła.

- No już, spokojnie. Chodź, zjemy razem śniadanie, później możemy jechać do Krzyśka po twojej rzeczy – powiedziała i poszłyśmy do kuchni gdzie Karol robił kawę.

- Jak się dzisiaj czujesz? – zapytał patrząc na mnie z troską.

Sama nie wiem, jestem dalej w szoku i nie wiem co mam zrobić. Wczoraj wydarzyło się więcej niż przez całe moje życie. A to jeszcze nie koniec.

Podjechaliśmy do Krzyśka. Jego mama próbowała mnie namówić żeby u nich została ale ja nie chcę, nie po tym co się stało.

Magda i Karol zaproponowali mi żebym została u nich, dopóki czegoś nie wymyślę. Chyba tak będzie lepiej bo nie chce być teraz sama.

W niedzielę pojechałam do szpitala, Ala odzyskała przytomność. Bałam się tam wejść i już miałam odejść gdy wpadłam na jej mamę.

Nic nie powiedziała tylko przytuliła mnie mocno i rozpłakała się a ja nie wiem co mam zrobić.

Na szczęście z pomocą przyszedł pan Jurek i delikatnie oderwał ode mnie swoją żonę.

- Tak się cieszę że udało Ci się przyjść, możesz tam do niej wejść. I jeszcze jedno. Bardzo Ci dziękuję że jej pomogłaś – powiedział z uśmiechem a ja weszłam do środka.

Myślałam że śpi ale gdy tylko weszłam odwróciła się w moją stronę i patrzyłyśmy na siebie bez słowa.

Słowa są zbędne w tej sytuacji, podeszłam do niej i zamknęłam ją w szczelnym uścisku. Tym jednym gestem wróciłyśmy do tego co było, do przyjaźni.

- Przepraszam, byłam idiotkom. Myślałam że Matczak serio mnie lubi a on chciał tylko zabawy. Już nigdy nie pokłócimy się o żadnego faceta, nie warto.

- Kocham cie i dziękuję za to co dla mnie zrobiłaś. Gdyby nie ty to już by mnie tu nie było – powiedziała powstrzymując łzy a ja jedynie przytuliłam ją do siebie.

Hejka, coś dla was do czytania. Za chwilę wleci następny.

Robię co chcęUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum