19. Chuck!

274 12 5
                                    

- Schowaj się w domu rady i zarygluj drzwi - słyszę jak Thomas mówi cicho do Chack'a.

- Niech ktoś schowa się z nim - Newt najwyrazniej też usłyszał to zdanie.

- Las też jest dobrą kryjówką - Gally dał podpowiedz - Ukryjcie się gdzie to tylko możliwe. - ludzie zaczynają panikować i szukać sobie schronienia.

- Zbierzmy broń - powiedziałam równo z Minho- I zbierzmy się w domu rady - dokończył już sam.

Wszyscy pokiwaliśmy równo głowami i zaczęliśmy rozdzielać się w celu zrealizowania zadania. Jedynie ja stoje nie wiedząc tak naprawdę gdzie mogłabym znależć jakąkolwiek broń.

- Chodz ze mną po Alby'ego. - Thomas zauważył ,że nie nie mam co ze sobą zrobić- Tobie zau..- przerwały mu głośne krzyki streferów i odgłos wydobywający się z labiryntu. Już go słyszałam..-Bóldożercy - chłopak szybko go zidentyfikował

- Chować się! - krzyczę, dostrzegając ogromny cień stwora, który z ogromną prędkością przemieszcza się w stronę strefy.

Pilnuje, by osoby koło mnie wykonały polecenie. W tym samym czasie rozglądam się wokoło, szukając jakiejkolwiek kryjówki, do której zdążę dobiec

-Indra! Co ty tu jeszcze robisz ?! - czuje mocne szarpniecie za rękę- Nie ma czasu!- Minho zaczął wręcz ciągnąć mnie w stronę wysoko rosnącego zboża. Przebiegliśmy kawałek, a następnie zatrzymaliśmy się, uklękając na jedno kolano. Dostrzegam stąd również innych ludzi, którzy postanowili schować się w tym miejscu.

Zapanowała cisza.

Wydaje sie nawet, że niektórzy ze strachu przestali oddychać.

Nagle doszedł do nas pojedynczy , przerazliwy krzyk. Patrzymy na siebie w szoku, nie mając pojęcia co się stało.

Niespodziewanie tuż nad naszymi głowami uniósł się śmiercionośny ogon Bóldożercy, który niemalże natychmiast opadł na dół, chwytając przy tym jakiegoś chłopaka.

Patrzę przerażona jak potwór podnosi go do góry, a ten wrzeszczy z bólu i przerażenia. Jestem tak blisko, a nie mogę nic zrobić.. Nienawidzę tego.

- Do wioski! - tamtemu już nie jestem w stanie pomóc.

Bez żadnego zródła światła, biegniemy opierając się na pamięci i intuicji. Co jakiś czas potykamy się o własne nogi i wystające z ziemi korzenie. Mimo mojej dobrej kondycji czuje, że zaraz wypluje płuca. Nie pamiętam abym kiedykolwiek była tak bardzo zmęczona.

-Minho! Tutaj! - nie zdążyłam nawet odwrócić głowy, a brunet już zdążył zmienić kierunek naszego biegu.  Nawet nie starając się o zmniejszenie tępa równocześnie wskoczyliśmy do pudła, które mnie przywiozło do tego strasznego miejsca. Gdy tylko znalezliśmy się wewnątrz, Gally z Newt'em natychmiast zamknęli kraty.

- Macie broń? -Minho dyszy ciężko, a ja dopiero teraz puszczaj jego rękę - Wspaniale - chłopacy pokazali na leżące w kącie włócznie. - In nie martw się. Wrócimy cali..

-Dopilnuje tego - nie puszczę ich samych- Co się tak gapisz? Lepiej otwórz te cholerne..

- Otwórzcie! Wpuśćcie mnie! Błagam! - zrozpaczony blondyn przewrócił się i wali rękoma o kraty- On tu idzie! Szybk..!- kiedy już mieliśmy otworzyć wejście, potwór porwał go do góry i rzucił nim jakieś kilkadziesiąt metrów dalej. Nie ma szans ,że przeżył.

- Szybko- Gally podaje nam po kilka cienkich, ale bardzo długich i ostrych włóczni. Otwiera z przyjacielem wyjście i wszyscy równo wychodzimy z pudła.

- Są w pułapce- dostrzegam grupę osób uciekającą od jednego z Bóldożerców. Przez niego nie są w stanie dostać się do bezpiecznej kryjówki. - Nie dają rady unieść Alby'ego!- jeśli są tak lojalni jak Minho, zginą tam wraz ze swoim przywódcą.

- Nie ma czasu! - na krzyk blondyna zaczęliśmy biec w ich stronę. Chłopacy już z daleka próbują trafić potwora, lecz ja wolę nie marnować amunicji. Gdy jesteśmy na tyle blisko, że mam pewność, że dorzucę, biorę duży zamach i z rozbiegu rzucam w stronę bestii. Nie trafiłam, ale za to zwróciłam na nas jego uwagę, dzięki czemu tamci mogą biec w stronę schronienia.

Drugi rzut.. trafiony. Idealnie w nogę stwora, który totalnie zgubił orientacje.

Dzięki trafieniom chłopaków, został obezwładniony na kilkanaście sekund.

- Tutaj!- macha do nas Chuck, który stoi przy samym wejściu do domu rady. Zaczęliśmy biec w jego stronę, a ja w międzyczasie wpadłam na pomysł, który mógł nas chwilowo uratować.

Chwyciłam za pochodnie stojącą przy domku i przy jej użyciu podpaliłam koniec mojej ,ostatniej już, włóczni. Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam na chwile oczy. Nie słyszę nic poza własnym biciem serca. Czuje jakby świat na chwilę się zatrzymał.

- Giń szmato! - krzyczę na całe gardło, puszczając drewniany kij, który po przeleceniu kilkunastu metrów, trafia prosto w Bóldożerce. Zgodnie z moim planem zapalił się i po chwili runą martwy na ziemie.

- Przypominam, że ten stwór ma przyjaciół - mój moment szczęścia, bezlitośnie przerwał Gally.- Radzę się schować. - powiedział, a sam zaczął biec w kompletnie innym kierunku.

Bez żadnego komentarza posłuchałam się go i po chwili byłam już w schronie z resztą. Gdy tylko wszyscy weszli do środka, jakiś chłopak zamknął drzwi.

Jest tu niesamowicie ciasno i duszno. W dodatku z zewnątrz wciąż słychać przerażające dzwięki Bóldożerców, którzy cały czas próbują dostać się do środka. Niespodziewanie część słomiano-drewnianego dachu zawaliła się. Na szczęście wszyscy zdążyli się w porę odsunąć.

-Pomocy! Weźcie go ode mnie! - krzyczy mało męski głos.

-Chuck ! - zauważając co się dzieje, chwytam chłopaka za ręce. Dzięki szybkiej reakcji chłopaków udaje nam się go utrzymać w "schronie".  Każdy z nas używa całej siły, by potwór nie dorwał dzieciaka. Jeśli tak dalej pójdzie, zostanie rozszarpany.

- Ręce przy sobie, ty jadowity stworze!- usłyszałam głośny krzyk Alby'ego, a następnie dostrzegłam jak próbuje odciąć ogon Bóldożercy. Całe szczęście po chwili mu się to udaje i Chuck ląduje nieco bardziej bezpieczny na ziemi.

- Dzięki Alby..

-Alby! - nagle za ciemnoskórym pojawił się następny ogon, kolejnego stwora. Nikt nie zdążył nic powiedzieć, jakkolwiek zareagować. Bestia natychmiast chwyciła go i wciągnęła na powierzchnię.

- Thomas nie!- próbuję zatrzymać chłopaka, który usiłuje wyjść z kryjówki.

- Nie wychodz!

- Zabijesz się!

kolejne krzyki to tylko synonimy.

Liczy się tylko to, że Thomas w ogóle nie bierze tych słów do siebie.

- Nie poradzisz sobie sam! - jednoczesny krzyk przyjaciół, a następnie każdy z nich wybiegł za kumplem.  Nie pozwoliłabym sobie zostać w tyle, więc po chwili stałam koło Newta na powierzchni.

Po Bóldożercach ani śladu. Nawet już ich nie słychać.

Nawet w tak słabym świetle widać, jak bardzo strefa została zniszczona.

- Kto to ?- Teresa zauważyła zbliżające się do nas sylwetki osób. Niestety jedna z nich nie wróży nic dobrego.

Gally zdecydowanym krokiem podszedł do Thomasa i przywalił mu z pięści w twarz. Niczego niespodziewający się chłopak, padł na ziemie.

- To twoja wina Thomas! - zaczął krzyczeć, a jego koledzy chwycili go za ręce, obezwładniając - Wasza! - spojrzał na mnie

- To nie ich wina!

- Alby mówił, że jest jednym z nich! A ona?! Nic o niej nie wiemy! - spuszczam wzrok - Zjawia się niepotrzebnie i myśli, że  wszystko jej wolno! - ...- Rozejrzyjcie sie! To wszystko to ich wina !

- Thomas!- kątem oka dostrzegam jak wstrzykuje sobie antidotum i pada bezwładnie na ziemie..

Antidote | The Maze Runner Where stories live. Discover now