4. Welcome

402 13 6
                                    

Zdecydowanym krokiem idę szybko w stronę wyjścia. A przynajmniej jego pierwszego etapu.
Nie ma opcji, że zostanę tutaj.

- Czekaj! - usłyszałam za sobą głos, na który odwróciłam głowę. Podbiegł do mnie niski chłopak, wyglądający na mniej więcej czternaście lat - Jestem Chuck. Jeśli masz jakieś pytania..

- Nasłał cię Alby? - kręcę głową, kiedy odpowiada mi cisza - Chce sie przyjrzeć - patrze na szparę między murami. To nie może być niebezpieczne.

- Możesz sie przyglądać, ale tam nie wchodź - dorównał mi kroku.

- Dlaczego tak się boicie? - Alby mówił, ze nikt stamtąd nie wraca. Może po prostu znalazł wyjście i nie mógł sie wrócić? - Co tam jest? - patrze oczekująco na brązowowłosego.

- Nie wiem - odwrócił wzrok. Wie - Zabronili mi tam wchodzić - ciekawe.. Stanęłam ze zdziwienia, kiedy dostrzegłam wybiegających z mojego celu dwóch chłopaków.  Jeden z nich wydaje mi się dziwnie znajomy..

- Nie możecie wchodzić? - podnoszę brwi do góry - A oni co robią? - zaczyna mnie drażnić. Kłamcom nie można ufać

- To zwiadowcy. Oni jedyni mogą wchodzić do labiryntu i szukać wyjścia. Reszta ma swoje obowiązki tutaj - co takiego?

- Labirynt? - dlatego nie mogą stąd wyjść ?

- Co? Nie!

- Powiedziałeś labirynt - nie jestem głucha.

- Cześć Chuck - zwiadowcy wyminęli nas - Śwież.. a? - chłopak o azjatyckiej urodzie zwolnił - Jak..

- Minho! Musimy biec! - pogonił go kolega.

- Witamy w strefie - uśmiechną się delikatnie i szybko dogonił kolegę. Popatrzyłam na nich jeszcze przez chwile, a następnie zdecydowanym krokiem zaczęłam iść w stronę tego „labiryntu".

- Co robisz? - próbuje mnie zatrzymać - Mówiłem, ze nie możesz!

- Chce tylko spojrzeć - nie uwierzę, jak nie zobaczę - Idź pokosić trawę czy coś.

- To niebezpieczne - i jak mam mu ufać?

- Wejdę i wyjdę. Przecież się nie zgubie - kiedy byłam już naprawdę blisko wyjścia, zostałam brutalnie pociągnięta za rękę w tył. Odruchowo drugą dłonią złapałam za rękę napastnika i wykręciłam mu ją. - Kim ty jesteś? - patrze na blondyna o niesamowicie niesympatycznym wyrazie twarzy. Puszczam go i cofam się o dwa kroki do tylu.

- Kimś, kto uratował ci życie!

- Uratował?! - nie rozumiem. Naprawdę nic z tego  nie rozumiem - Co jest z wami nie tak?! - widzę jak wszyscy zaczęli się zbierać wkoło nas.

- Uspokój się - pierwszy przybiegł wysoki blondyn. Pierwszy raz go na oczy widzę

- Jak mam się uspokoić?! - mam szczerą ochotę się rozryczeć - Dlaczego ukrywajcie co tam jest?! - to strasznie podejrzane

- To dla twojego dobra - Alby zaczął podchodzić pomału w moją stronę

- Ja wiem lep..! Nie, ja nic nie..! - nie umiem sie wysłowić - Cholera jasna! Dlaczego to jest takie niebezpieczne?! - nie mają nawet dowodów, że ludzie, którzy tam „zginęli" naprawdę nie żyją.

Nagle usłyszałam za sobą głośny świst wiatru, a następnie poczułam jego delikatny podmuch. Wszyscy zamilkli, a ja odwróciłam sie w stronę hałasu.

- Jak to możliwe..- zmarszczyłam brwi, nie wiedząc jakim cudem. Moja mina zmieniła sie całkowicie, kiedy wielkie, ciężkie i grube mury tak po prostu zaczęły sie przesuwać.  Gdyby nie ten blondyn, najpewniej zostałabym zmiażdżona..

- Następnym razem pozwolę ci wejść - usłyszałam za sobą jego głos, a następnie odgłos kroków w przeciwną stronę.

- Ja..ja.. jak..- Alby nie kłamał. Może z tym labiryntem to tez prawda..

- Witamy w strefie

Antidote | The Maze Runner Where stories live. Discover now