38) Trzydzieści sekund.

4.4K 119 1
                                    


-Dwie minuty. - Rozbrzmiał głos Pana Ferro.

Żołądek zacisnął mi się boleśnie mocno. Przed oczami zobaczyłam mroczki spowodowane zmęczeniem. Potrząsnęłam głową, aby odpędzić zbliżającą się ciemność. W przerażeniu patrzyłam to na Pana Ferro, to na jego matkę. Oboje byli zimni, niewzruszeni i całkowicie skupieni na zadaniu. Nie wierzyłam, że z taki spokojem można wysyłać bliską osobę na śmierć. Nie miałam pojęcia co zrobić, przyszedł tutaj, żeby pomóc mi, a teraz może stracić życie.

Miałam mniej niż dwie minuty, ale musiałam coś zrobić. Nie liczyłam na wiele, pod wpływem impulsu chciałam kolejny raz spróbować wyrwać się spod czujnych oczu ochrony. Przełknęłam głośniej ślinę. Nad głową pojawił się kolejny helikopter, rozpryskując, śmierdzącą ciesz na całym budynku.

-Minuta. Przygotować broń. - Warknął mężczyzna. - Czekajcie na sygnał. - Uniósł dłoń.

Gdy tylko zrobiłam krok naprzód, za obolały nadgarstek złapała mnie czyjaś szorstka i silna dłoń. Blond czupryna rozwiana została przez delikatny wiatr. Alex zmarszczył brwi. Nie miał zamiaru puszczać.

-Jeśli teraz pobiegniesz, jego poświęcenie będzie na nic. - W dalszym ciągu próbowałam wyswobodzić dłoń.

-Trzydzieści sekund. - Zawołał czarnowłosy.

-Pomyśl racjonalnie! - Zawrzał Alex. Zacisnęłam szczypiące powieki.

Ostatni raz spojrzałam na stary, znienawidzony budynek. Zaprzestałam szarpaniny i bezwładnie opuściłam ręce w dół.

-Dwadzieścia sekund. - Ludzie odbezpieczyli pistolety.

Wtedy właśnie, gdy w moim sercu umierały ostatnie resztki nadziei, wielkie wrota otworzyły się, a z nich wyłoniła się postać. Wysoki mężczyzna w ciemnym stroju i włosach o tym samym kolorze z ręką na uzbrojeniu szedł pewnym, ostrzegawczym i pozbawionym zawahania krokiem, prosto w naszym kierunku. Ciężko było dostrzec o kilkanaście metrów oddaloną twarz, ale to musiał być on. Nie widziałam innej możliwość.

-Wstrzymać broń! - Wrzasnęła najstarsza kobieta.

Żołnierze spojrzeli po sobie, ale posłusznie obniżyli przedmioty. Uścisk na nadgarstku zelżał, a po chwili całkiem zniknął. Przepchnęłam się przez stojących przede mną ludzi.

-Tylko nie wychodź poza oddział! - Wołał Alex.

Zatrzymałam się, na skraju „obozowiska”. Wyprostowałam plecy i zacisnęłam mocniej poranione dłonie. Oddech zatrzymał się w płucach, wszyscy czekaliśmy w milczeniu. Mężczyzna był już na tyle blisko, że bez problemu mogliśmy rozpoznać w nim Lucasa. Dzieląca nas odległość nadal była duża, co najmniej kilka metrów. On jednak nie oglądał się za siebie, tak jakby wcale nie wyszedł z kryjówki wroga. Gdy oddalił się od budynku, sięgnął do kieszeni i coś z niej wyjął. Małe pudełko, zmrużyłam oczy, żeby lepiej mu się przyjrzeć. To były zapałki.

Nasze oczy zetknęły się, ale jego mina nawet na chwilę nie zelżała. Kipiał surowością i wściekłością. Im dłużej na niego patrzyłam, tym więcej dostrzegałam. Ubrania miał poszarpane, włosy roztrzepane, a ślady krwi zajmowały znaczną część ciała. W aktualnym momencie nie byłam w stanie wywnioskować czy należy do niego, czy też nie. Nieświadomie zrobiłam krok do przodu, na co zareagował prawie niezauważalnym zaprzeczeniem głowy i jeszcze głębszym ściągnięciem brwi.

Stanęłam w miejscu, ale on ani myślał się zatrzymywać. Parł naprzód jak prawdziwy szef. Wyjął zapałkę, złapał mały kawałek drewna, po czym potarł o pudełko, nie zawahał się i rzucił za siebie. Wtem trawa zaczęła się palić, szybkim tempem rozchodziła się na boki, pochłaniając coraz to większe obszary. Patrzyłam, na zjadający wszystko, co napotkał ogień i idącego przed nim Lucasa. Ta scena wyglądała jak z filmu, był tak irracjonalny, że będąc tu i teraz nie wierzyłam, że to się dzieje.

Black Lady // ZAKOŃCZONA //Where stories live. Discover now