32) Perfumy.

4.7K 135 4
                                    


LUCAS

Po miło spędzonym poranku z Mir musiałem wracać do pracy. Ta kobieta fatalnie na mnie wpływa, przez nią najchętniej zostałbym w domu, podziwiając urodę i wsłuchując się w jej melodyjny głos. Nigdy nie przypuściłbym, że ktokolwiek będzie w stanie w tak ogromnym stopniu zawładnąć moją duszą i umysłem. Z okropnym trudem przyszło mi skupienie na czymkolwiek innym niż jej pełne usta, figlarne oczy i zadziorny charakter.

Wracałem myślami do wczorajszego występu brunetki. Promieniowała energią, skupieniem i pewnością siebie, do czasu, aż pojawiły się wyniki. Oczywiście przeszła dalej, ocena była jedną z wyższych, ale ona nadal żyje wspomnieniami. Próbuje na każdym kroku pokazać swoją wartość, spotęgowaną uporem. Humor poprawiła jej Sofia, której tym razem się nie poszczęściło.

Historia, jaką mi opowiedziała, trafiła prosto we mnie. Chciałem zrobić wszystko, aby choć w połowie przejąć jej dziecięce traumy.

Siedziałem w jednym z biur, otoczony moimi ludźmi. Musiałem wrócić do swojej codziennej rutyny, przybierając postawę zimnego, niewzruszonego mężczyzny. Nie mogłem pozwolić, aby uczucia i chwila szczęścia wpłynęła na efektywność pracy. Nie tu, nie teraz, nie przy nich. Zajmowaliśmy się sprawą Mirabell i prześladowcy. Opierałem się o fotel, jedną dłoń trzymałem na blacie, stukając wyczekująco palcami. Podwładni posyłali sobie spojrzenia, aż na przód wyszedł średniego wzrostu, mocno napakowany brunet.

-Mamy podejrzenia, że Licra zaczyna coś kombinować. - Ręce założył za siebie. Nie odzywałem się. - Widziano go z młodym mężczyzną. Z opisu postronnych, nie wyglądał na więcej niż dwadzieścia lat. Młody chłopak z brązowymi włosami szefie.

-To wszystko? - Mój ton był oschły, władczy i wyczekujący.

-Nie szefie. - Zarejestrowałem, jak się spina. - To może być kret, pochodzący z wewnątrz.

-Imię i nazwisko. - Głos miałem nad wyraz spokojny.

-Nie znamy. - Odparł niepewnie blondyn z tyłu.

-Znaki szczególne?

-Nie widzieliśmy.

-Czym się przemieszcza? - Cisza. Żaden się nie odezwał. - Czym się przemieszcza. Trzeci raz nie powtórzę.

-Nikt nie widział. Licra dobrze się ukrywa i...

-Dość. - Niespodziewanie uderzyłem pięścią w stół. Umilkli. -Panowie. - Wstałem i powoli podszedłem przed biurko. - Tu chodzi o moją żonę. Jeśli cokolwiek jej się stanie, wasze życie skończy się, zanim na dobre się rozpoczęło. - Nikt się nie odezwał, wszyscy stali w ciszy, wpatrując się w ścianę. - Chcę widzieć postępy, a jeśli będzie to konieczne, nie prześpicie pieprzonej nocy. Macie ich kurwa znaleźć. - Syknąłem, zaciskając pięści.

Nigdy nie chciałem rozwiązywać sporów na zasadzie gróźb. Nienawidziłem tego i siebie jednocześnie, ale musiałem to robić. Nie mogłem zmięknąć, właśnie tego bardzo dotkliwie mnie uczono. Taki miałem być, bez uczuć, bez litości. Świat, w jakim żyję, zmusił mnie do tego, gdybym stał się bardziej pobłażliwy, nikt nie traktowałby mnie poważnie. To przytłaczające, ale niestety prawdziwe.

-Tak jest szefie. - Wypowiedzieli chórem.

-Możecie wyjść.

Przez chwilę z zaciśniętą szczęką wpatrywałem się w zamknięte drzwi. Ta przeklęta Licra nigdy nie odpuszcza. Od dawna mieliśmy z nią problemy, ale nigdy nie było kłopotu z zakończeniem ich cwanych posuwań. Tym razem dobrze wszystko przemyśleli, frustrowało mnie to niezmiernie. Martwiłem się o Mir, bałem się, że po raz pierwszy w życiu coś umknie mojej uwadze.

Black Lady // ZAKOŃCZONA //Where stories live. Discover now