16) Ulewa

6K 145 6
                                    

Dni mijały w zawrotnym tempie, zanim się spostrzegłam, od ostatnich eliminacji minęły ponad dwa tygodnie. Dwa długie i żmudne tygodnie przepełnione nauką, nauką i jeszcze raz nauką. Głęboko do serca wzięłam sobie dziewiątkę i rady od jury, przez co każdy dzień poświęcałam na ćwiczenia. Gdy tylko wracałam do domu, zabierałam się za materiały, dzięki którym mogłam przygotować się do nadchodzących egzaminów końcowych, decydujących o mojej dalszej karierze. Nie mogłam zapomnieć również o zajęciach i ćwiczeniach związanych z architekturą i rysunkiem, bo w ostatnim czasem zeszły na dalszy tor. W efekcie nie spałam za wiele, co wyraźnie było widać w szkole. Wiele nauczycieli posyłało mi zaciekawione, karcące lub zmartwione spojrzenia, gdy przysypiałam na ich lekcjach. Niestety, jak się zawali pewien okres, potem trzeba nadrabiać ze zdwojoną siłą.

Obudziłam się wcześnie rano przez irytujący budzik, który umieściłam na końcu pokoju, przez co po otworzeniu oczu, nie miałam wyjścia i po prostu musiałam wstać. Rozsądek podpowiadał, że miało to swoje plusy, natomiast zmęczenie wskazywało na większą liczbę minusów. Patrząc na moje dwa króliki, wygodnie rozłożone na swoich posłaniach, czułam ogromną zazdrość. W takich momentach uświadamiałam sobie, jak to wspaniale jest być królikiem. Zwłaszcza moim. Traktuję je jak święte, dostają najlepsze żarcie, mogą spać i bawić się całymi dniami. No żyć, nie umierać. Pogłaskałam je po małych główkach, dałam jedzenie i nalałam wody do dużej szarej miski. Trochę ogarnęłam siano i w końcu sama się ubrałam. Na wpół przytomna zeszłam schodami na dół, potykając się o własne nogi, prawie spadłam. Weszłam do kuchni i najważniejsze czego w tej chwili potrzebowałam to kawa. Moje ostatnie zbawienie, którego wcale nie lubiłam, ale musiałam pić. Zagotowałam wodę i zalałam kubek.

-Wyglądasz, jakby właśnie zdeptało cię stado bawołów. - Odezwał się rozbawiony, męski głos za moimi plecami. - Oczywiście bez obrazy. - Dodał zadziornie.

Z kubkiem w ręku odwróciłam się w stronę dźwięku. Na jednym z kuchennych krzeseł siedział tata z gazetą w ręku. To był swego rodzaju jego mały rytuał, często rano spoczywał w tym miejscu i po prostu się wyciszał, popijając kawę i czytając co dzieje się w świecie.

-Natomiast ty tatusiu promieniejesz. -Powiedziałam sztucznie, odsuwając jedno z krzeseł i zajmując miejsce. -Twoje zakola, aż odbijają światło wschodzącego słońca. - Wypowiedziałam równie zadziornie, na co się roześmiał.

-Kiedy twój język stał się taki cięty? - Udawał oburzenie, odstawiając na bok gazetę. - Za moich czasów dzieci były mniej pyskate i szanowały starszych. - Pogroził mi palcem, ale w oczach igrały mu rozbawione ogniki.

-Twoich czasów, to nawet dinozaury by nie pamiętały. - Odgryzłam się, powstrzymując uśmiech.

-Od razu widać, że moja krew. - Głośno się zaśmiał, a ja poszłam w jego ślady.

-Z grzeczności nie zaprzeczę. - Upiłam łyk swojego napoju, aby chociaż trochę odrzucić, ciążące na mnie zmęczenie.

-Wyglądasz na przygnębioną. - Jego wyraz twarzy zmienił się na zmartwiony. - Czy to z powodu nadchodzących urodzin? - Złapał moją dłoń, delikatnie poklepując.

Całkiem o nich zapomniałam, przez ilość obowiązków, jakie na siebie nałożyłam, nawet przez chwilę nie pomyślałam, o tej bezsensownej imprezie i ślubie, który nadejdzie zaraz po niej. Westchnęłam ciężko, a cały niepokój, który ostatnio ukrył się w moim sercu, spadł na mnie z impetem.

-Mir, możesz mi powiedzieć co cię gryzie. - Dopiero to zdanie uświadomiło mi, że się przygarbiłam, wbijając pusty wzrok w kubek przede mną. Spojrzałam na zatroskaną twarz taty, zachęcającą do rozmowy. Wiedziałam, że mogę mu ufać.

Black Lady // ZAKOŃCZONA //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz