30) Suknia.

5.6K 131 9
                                    


Ostatni weekend minął bardzo przyjemnie, Lucas ostatecznie odpuścił i pozwolił sobie na chwilę odpoczynku. Oglądaliśmy filmy, seriale i rozmawialiśmy o różnych mniej znaczących sprawach. Towarzystwo mojego narzeczonego pozwoliło mi na zregenerowanie myśli. Oboje odcięliśmy się od trudnego tygodnia, próbując odizolować sprawy, które zaprzątały nasze myśli.

Jeśli zaś chodzi o resztę dni, to minęły dużo bardziej produktywnie. Poniedziałek rozpoczęłam szkołą, potem nauką, próbami tanecznymi związanymi z kolejnym etapem konkursu i tymi, które wraz z Lucasem ćwiczyliśmy na wesele. Tango szło mu naprawdę świetnie, przyznaję, że przyłożył się do swojego zadania. W grę wchodziły także ostatnie przygotowania i przymiarki związane z naszym ślubem.

Właśnie stałam, przed dużym lustrem w jednym z hoteli. Kitty, mama i Pani Ferro stwierdziły, że Lucas nie może mnie zobaczyć w sukni, bo to przynosi pecha. Zmuszeni byliśmy przenieść się do innych pokoi. Dwie starsze kobiety, przyglądały mi się z uśmiechami przyczepionymi do twarzy. Kitty stała za mną, ściskając suknię, oraz zapinając kolię i welon.

Miałam długą, ciągnącą się po ziemi, białą kreację. Była rozkloszowana, ale nie przesadnie. Górną część zdobiły kwieciste, piękne wzory, które rozsypane zostały też ciut poniżej pasa. Rękawy były bufiaste i prześwitujące, a ich materiał bardzo zwiewny. Jeśli chodzi o makijaż, postawiłam na coś mniej intensywnego, ale równie wyrazistego. Przeważały beże i brązy. Połowę włosów upięto w piękny kok, wypuszczając pojedyncze kosmyki z przodu, a część zakręcono i pozostawiono luźno. Czubek głowy zdobił mały diadem, a tuż za nim wpięto welon. Na jednym z palców odznaczał się czarny, zaręczynowy pierścionek w uszach widniały długie kolczyki, a stopy zdobiły pantofelki koloru sukni.

Uważnie śledziłam każdy cal siebie. Bądź co bądź musiałam przyznać, że wyglądam naprawę ładnie. Już niedługo wyjdę stąd jako Panna Ramirez, a wrócę, będąc Panią Ferro. To wszystko nie mieściło mi się w głowie, ale mimo to nie czułam strachu, ani odrazy.

-Jeszcze niedawno byłabym skłonna się założyć, że to ja pierwsza wyjdę za mąż, a ty zostaniesz starą panną z piątką królików. - Zachichotała Kitty.

-A wiesz, że to był mój pierwotny plan? No prawie, jeden szczegół się różnił. - Zagadnęłam, poprawiając włosy.

-Jaki? - Zmarszczyła brwi.

-Chciałam zostać starą panną z dziesiątką królików. - Zaśmiałam się, szturchając ją w ramie.

-Oj kochanie, jestem pewna, że jeśli wspomnisz o tym Lucasowi, wygospodaruje pół domu dla twoich zwierzaków. - Pani Ferro odezwała się pogodnym głosem i podeszła bliżej, ciągnąc moją mamę za sobą.

-Co do tego mam pewne wątpliwości. - Pokręciłam głową, odrywając wzrok od lustra.

-Bezpodstawne, znam swojego syna. - Machnęła ręką, pewna swoich słów. Mama zaczęła przyglądać mi się ze smutkiem i bólem, miałam wrażenie, że ledwo powstrzymuje łzy. Pani Ferro chyba to zauważyła, bo złapała Kitty pod rękę. - No moja droga, chodźmy. Potrzebują nas w innym miejscu. - Pociągnęła ją w stronę drzwi, zostawiając nas same.

-Jak ty piękne wyglądasz. - Podeszła bliżej, łapiąc moje ramiona. - Nie wierzę, że muszę cię oddać. - W jej oczach pojawiły się łzy.

-Przecież nie idę na skazanie. - Próbowałam zażartować.

-W pewnym sensie tak. - Westchnęła. - Tak mi przykro, że musisz to dla nas robić. - Jej głos lekko się załamał. - Jeśli nie chcesz, to masz jeszcze czas...

-Nie mamo. - Przerwałam jej stanowczo, ale spokojnie. - Zgodziłam się na ten układ i już nie ma odwrotu. - Uśmiechnęłam się delikatnie. - Poza tym, Lucas jest naprawdę świetnym facetem, jestem przekonana, że wyjdę na tym lepiej, niż początkowo podejrzewałam. - W końcu odwzajemniła uśmiech i mocno mnie przytuliła.

-Niedawno zabrali cię z domu, ale teraz będziesz ich już na zawsze. - Wzmocniła uścisk, zaniepokoiły mnie jej ostatnie słowa.

-Nie jestem niczyja. Należę tylko do siebie, nie zapominaj o tym.

Nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo ktoś zapukał, chwilę później drzwi się otworzyły. Do środka weszło dwóch elegancko ubranych mężczyzn. Tata i Peter, obaj przyglądali nam się badawczo.

-No nie wierzę! - Zawołał Pet z wyrzutem. - Co to ma być za ckliwa scenka? I to bez nas?

Zwróciłyśmy głowy ku nim. Wyglądali na przybitych, chociaż radosny ton głosu chłopaka, wskazywał na coś z grubsza innego.

-Myślę synu, że właśnie zostaliśmy wyrzuceni z rodziny. - Tata pokręcił bezradnie głową. Wraz z bratem podeszli bliżej.

-Uhuhuuu. - Peter zagwizdał, łapiąc moją dłoń i obracając wokół własnej osi. - Nie posądziłbym Cię o taką urodę. - Stwierdził zaczepnie, posłałam mu mroźne spojrzenie i klepnęłam ręką w bark.

-No dzięki. Twoje komplementy są jak zawsze trafne i urocze. - Zironizowałam ze śmiechem.

-Nie ma sprawy, ale tak między nami. - Ściszył głos. - Twój narzeczony, ma na co popatrzeć. - Zaśmiał się ciepło, a ja znowu uderzyłam go w bark.

Gdy spojrzałam na mamę, jej twarz trochę się rozjaśniła, ale wzruszenie nadal dawało o sobie znać.

-No kochanie, nie płacz. - Tata odezwał się do mamy i kciukiem starł łzę z jej policzka. - Zaraz cały piękny makijaż spłynie i co wtedy? - Zacmokał i mocno ją przytulił. - Ceremonia niedługo się zacznie, chodźmy już do samochodu.

Nikt się nie sprzeciwiał, więc wyszliśmy z hotelu. Uroczystość zaplanowaliśmy w mieście obok, dlatego wynajęliśmy pokoje dla siebie i gości tutaj. Sama ceremonia ślubna odbywa się dwie ulice dalej w wielkim kościele na rogu. Wesele natomiast będzie w wynajętej na dachu restauracji z widokiem na piękne miasto.

Dotarliśmy na miejsce. Wejście do samochodu, a potem wyjście z tą wielką suknią było nie lada wyzwaniem. Państwo Ferro czekali w środku, każdy zajął wyznaczone miejsce. Tata miał mnie odprowadzić do ołtarza, dlatego oboje zostaliśmy na zewnątrz. Reszta weszła do środka, życzyli mi powodzenia i zapewnili, że trzymają kciuki.

Kościół się zapełniał, a w moim ciele gromadził się coraz większy stres i obawa, że coś pójdzie nie tak. Trzymałam tatę pod rękę, nieświadomie ściskając jego marynarkę.

-Stresujesz się? - Odezwał się ciepłym głosem, klepiąc delikatnie moją dłoń.

-Aż tak to widać? - Strzeliłam sobie mentalnie w głowę.

-Może nie widać, ale czuć. - Popatrzył na moją zaciśniętą dłoń. - Zaraz złamiesz mi kość. - Zaśmiał się szczerze.

-Wybacz. - Rozluźniłam uścisk.

-Córeczko wiedz, że jestem przy tobie i zawsze będę. - Łagodny głos ojca, trochę ukoił moje zszargane nerwy. - Pamiętam dzień, w którym pierwszy raz trzymałem Cię w rękach. Byłaś taka mała, taka drobna. Wtedy jeszcze nie przypuszczałem, że czas zleci tak szybko i równie szybko, odbierze mi mój już nie tak mały skarb. - Westchnął ciężko. - Teraz stoisz przede mną, będąc dorosłą, mądrą kobietą. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak trudne jest oddanie własnego dziecka, obcemu mężczyźnie. Nasz dom wydaje się inny bez ciebie, wszyscy tęsknimy, ale wierzymy, że uda Ci się być szczęśliwą. - Każde jego słowo trafiało prosto do mojego serca. To było coś, co chciałam i potrzebowałam usłyszeć. Mocno go przytuliłam.

-Dziękuję za wszystko, zawsze byłeś dla mnie ogromnym wsparciem. Wszyscy byliście. - Odsunęłam się. - Ja też tęskniłam i nadal będę.

-Niedługo całkiem się zadomowisz i zapomnisz o swoich staruszkach. - Zaśmiał się serdecznie.

-Nie prawda, nie mów tak. - Zaoponowałam. Pokręcił głową w geście kapitulacji.

-Dobrze, myślę, że już czas. - Wystawił ramię w moją stronę. Pewnie je złapałam.

Ustawiliśmy się na środku wejścia. Przy ołtarzu stał mój narzeczony, w czarnym idealnie pasującym do jego ciemnych źrenic garniturze. Gdy muzyka zagrała, odwrócił się w moją stronę i ani na chwilę nie odwróciły ode mnie spojrzenia. Wraz z tatą szliśmy wolnym krokiem po czerwonym dywanie. Wzrok wszystkich w kościele, zwróciły się na moją osobę. Ja jednak nie zwracałam na nich wagi, jak zaczarowana wpatrywałam się w stojącego na podeście bruneta.

Aktualnie odczuwałam wiele pomieszanych emocji. Zauważyłam, że im bliżej narzeczonego byłam, tym większy spokój czułam, a wcześniejsze obawy powoli znikały. Gdy stanęliśmy tuż przed Lucasem, moje serce się zacisnęło, a oddech zatrzymał w piersi. Wyciągnął dłoń w moim kierunku, niepewnie ją chwyciłam. Ojciec rzucił mi ostatnie ciepłe spojrzenie i odszedł, zajmując miejsce obok żony.

Jedną ręką przytrzymałam suknię i weszłam na podest, stając w wyznaczonym miejscu. Kitty perfekcjonistka szybko poprawiła tył kreacji i wróciła na miejsce. Ceremonia oficjalnie się rozpoczęła. Mężczyzna trzymał obie moje dłonie, kciukiem delikatnie gładząc ich wierzch. Patrzył na mnie z podziwem i czymś w rodzaju... uwielbienia? Musiałam się nieźle pilnować, aby utrzymać plecy prosto. Ksiądz rozpoczął swoją przemowę, zwracając się po kolei do mnie i Lucasa. Czas minął niesamowicie szybko, bo już po chwili wypowiadaliśmy słowa przysięgi.

-Ogłaszam was mężem i żoną. - Zaakceptował kapłan. - Możesz pocałować pannę młodą. - Donośny głos rozniósł się po wypełnionym ciszą pomieszczeniu.

Lucas zbliżył się o krok, ręce ułożył na mojej talii, przyciągając bliżej siebie. Nasze ciała się stykały, nachylił się, a ja w końcu poczułam jego ciepłe usta na moich. Ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej. Wokół nas rozległy się głośne oklaski. To był krótki, delikatny pocałunek.

-Wyglądasz pięknie. - Wyszeptał wprost do mojego ucha. - Przez ciebie moja wyobraźnia działa na najwyższych obrotach. - Prawie zachłysnęłam się powietrzem, a na policzki wpłyną palący rumieniec. - Widzę, że chyba myślimy o tym samym. - Jego niski, zachrypnięty głos sprawił, że przez całe moje ciało przeszedł dreszcz. Gdy się odsunął, poczułam nieprzyjemną pustkę.

Kiedy wyszliśmy, zalała nas fala gratulacji, połowy osób nie znałam i nawet nie kojarzyłam. Przybierałam wtedy sztuczny, ale szeroki uśmiech, grzecznie przyjmując serdeczność zebranych. Obecność Lucasa dodawała mi otuchy. W końcu udaliśmy się do wybranej restauracji. Każdy z gości miał plakietkę z wyznaczonym dla siebie miejscem. Ludzi była masa, ale na szczęście lokal miał odpowiednie rozmiary.

Niestety, ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu, nawet na sali gratulacją nie było końca. Poznałam nowe osoby, ale w większości od razu zapomniałam ich imion. Niektórzy byli mili, inny patrzyli na mnie jak na najgorszą zarazę. Takim Lucas dosadnie dawał do zrozumienia, że nie podoba mu się ich zachowanie. Pomijając to, raczej było spokojnie. Oczywiście, dopóki najmniej lubiana przeze mnie kobieta, nie uraczyła nas swoją osobą. Babka Lucasa. Założyła długą niebieską suknię i pasujące do niej rękawiczki. Jak zawsze odznaczała się klasą i wdziękiem. Jej laska odbijała się dźwiękiem nawet w pomieszczeniu przepełnionym muzyką.

-Dziecko. Nie wierzę, że pozwoliłam ci wyjść w czymś tak skandalicznym. - Złapała się z odrazą za serce.

-Pani też wygląda niczego sobie. - Odpowiedziałam sarkastycznie z nutką jadu.

- Ta sala, te dekoracje. To był błąd, że pozwoliłam wam zająć się tak ważnym dniem mojego wnuka. - Przymrużyłam oczy, a mój poziom irytacji niesamowicie szybko wzrósł. - Nie dość, że kobieta nieodpowiednia, to jeszcze wystrój paskudny. To wszystko nie pasuje do przedstawiciela rodziny Ferro. - Starsza kobieta oburzyła się, a ja nie rozumiałam, o co znowu jej chodzi.

-Przypominam, że jesteś tylko naszym gościem. - Wypowiedział spokojnym, ale pewnym głosem Lucas. - Jeśli coś Ci się nie podoba, to śmiało. Tam są drzwi. Możesz wyjść. - Kobieta posłała mu lodowate spojrzenie, z którego nic sobie nie zrobił. - Zaznaczam też, że rozmawiasz z moją żoną. - Dał nacisk na ostatnie słowo, a serce prawie wyskoczyło mi z klatki. - To nie tylko mój ważny dzień. Jeśli moja żona jest zadowolona, to ja również. - Odpowiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu.

-Dziecko, ty nadal nic nie rozumiesz. - Położyła dłoń na jego ramieniu. - W końcu przejrzysz na oczy, ale wtedy może być za późno.

-Jeśli nie masz nic więcej do dodania, to musimy cię przeprosić. - Delikatnie pociągnął mnie w innym kierunku.

W mojej głowie nadal odbijało się to nowe, dziwne określenie ,,żona".

Gdy szliśmy przez sale, złapała mnie Kitty. Oznajmiła, że muszę się przebrać, bo w tej kiecce prędzej się zabije, niż zatańczę tango. Już miałam pytać, czy rzuca mi wyzwanie, ale zgromiła mnie wzrokiem. Spojrzałam na Lucasa, zapewnił, że tę chwilę poradzi sobie sam. Pocałował moją dłoń, uśmiechnął się delikatnie i poszedł w głąb rozmawiać z gośćmi. Kitty pociągnęła mnie do specjalnego pokoju i wręcz wepchnęła suknię do rąk.

Black Lady // ZAKOŃCZONA //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz