14) Zlot czarownic

6.4K 162 9
                                    

Parę dni później, czułam się znakomicie, choroba całkowicie odpuściła. Mimo wszystko nie dostałam pozwolenia na wychodzenie z domu. W ostatnim czasie obchodzono się ze mną jak z jajkiem, byłam jak więzień, a wartę pełniło rozrywkowe rodzeństwo mojego przyszłego męża. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele o ostatnim zajściu, powiedziano mi, że w świecie biznesu, czasem zdarzają się takie ataki dla zastraszenia, ale nic poza tym. Nie byłam co do tego przekonana, ale przyjęłam tę wersję.

Mój narzeczony wracał z pracy, aby dalej pracować. Dosłownie, siadał przy biurku i przeglądał kolejne umowy, a następnie zasypiał, tak jak siedział. Żal było go takiego oglądać, nie przypuszczałam, że pracuje aż tyle. Wieczór nastał szybko, usłyszałam dźwięk pukania do drzwi, a z moich ust wydobyło się krótkie ,,proszę”. W wejściu pojawił się Lucas, zdjął marynarkę i rzucił na fotel.

-Jak się czujesz? -Zapytał, a ja uniosłam wzrok znad książki, którą właśnie czytałam.

-Jeśli ktoś zapyta o to jeszcze raz, przysięgam, że wybuchnę i w promieniu stu kilometrów nie będzie co zbierać. - Wypowiedziałam to z tak ogromnym przekonaniem i pasją, że aż sama się zdziwiłam. Mężczyzna jednak nie zrozumiał powagi sytuacji, uniósł kącik ust do góry i podszedł bliżej.

-Nie możesz mnie za to winić. - Usiadł na krańcu łóżka. - Wszyscy się o ciebie martwimy Lady.

-No bez przesady, jestem wystarczająco duża, aby radzić sobie samemu. - Odłożyłam książkę na bok, świdrując go wzrokiem.

-W to nie wątpię różyczko, w to nie wątpię. - Powtórzył, dotykając dłonią mojego czoła. - Masz szczęście, że gorączka ci spadła.

-Oj tak, dziękuje ci panie za łaskawość, ale twoja nędzna służebnica właśnie umiera z nudów. -Westchnęłam z ironią, mężczyzna wywrócił oczami. Gdy miał już wstać, złapałam go za rękę, chłodny dreszcz przeszedł moje ciało. - Chodźmy na spacer.

Brunet wyjrzał za okno, jakby chciał przeanalizować, każdy nawet najmniejszy szczegół, tego, co znajduje się na zewnątrz.

-Jest ciemno. - Zauważył. - I zimno.

-No nie wierzę, czyżby wielki Lucas Ferro, bał się ciemności!? - Zaśmiałam się, perfidnie go prowokując.

-Oczywiście, że nie. - Zaprzeczył. - Nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi. - Oparł się o ścianę, posyłając mi surowe spojrzenie.

-Pamiętasz o umowie? - Zaczęłam. - Miałam sama o sobie decydować. Pójdę albo z tobą, albo bez ciebie.

Patrzył na mnie przez chwilę, mocno analizując sytuację. Uśmiechnął się delikatnie, na co moje głupie serce zabiło szybciej. Uniósł jedną dłoń do góry, a następnie zaczesał jeden z moich opadających kosmyków za ucho.

-Wygrałaś. -Westchnął. - Ale to będzie krótki spacer. - Ostrzegł.

-Świetnie!

Szybko wstałam z łóżka, zabrałam jakieś ciepłe ubrania z torby, którą niedawno przywiózł mój tata i weszłam do łazienki, usłyszałam cichy śmiech za sobą, ale nie zwracałam na niego uwagi. Chwilę później byłam już gotowa, Lucas zbierał swoją marynarkę i czekał przed wyjściem. Podał mi ramie, następnie oboje wyszliśmy z pomieszczenia. Gdy znaleźliśmy się na zewnątrz, mojej uwadze nie umknęło piękne rozgwieżdżone niebo. Ten widok po prostu zwala z nóg. Wyczułam spojrzenie mężczyzny skierowane w moją stronę.

-Lubisz patrzeć w niebo? - Zapytał szczerze zaciekawiony.

-Uwielbiam. -Poprawiłam go entuzjastycznie. - Dają mi komfort i spokój, gdy tak patrze na rozrzucone gwiazdy mam wrażenie, jakbym patrzyła na najpiękniej pomalowane płótno.

Black Lady // ZAKOŃCZONA //Where stories live. Discover now