4) Chyba żartujesz?

7.2K 194 10
                                    

Mój brat stał obok nas. Na jego twarzy widniał grymas zdenerwowania. Mama po chwili również pojawiła się w pomieszczeniu. Powoli zaczynałam być niecierpliwa, chciałam wiedzieć, co się dzieje. Przeczucie mówi mi, że to nie będzie przyjemna rozmowa, dlatego tym bardziej chcę ją zacząć. Założyłam nogę na nogę, czekając, aż ktoś z mojej wspaniałej rodzinki zacznie mówić. Spoglądali na siebie nerwowo, aż w końcu tata wziął głęboki oddech i zaczął konwersację.

-Proszę, tylko żebyś się nie denerwowała. - Złapał moje dłonie. - Wszystko, co zrobiliśmy, było dla ciebie. -Jego słowa wywołały odwrotny skutek, gdzieś w środku poczułam poddenerwowanie. Stłumiłam to uczucie, nie pokazując towarzyszących mi emocji.

-Nie będę zła – zachęciłam ich. - Cokolwiek macie mi do przekazania, przyjmę to ze spokojem. - uśmiechnęłam się lekko, dodając im otuchy.

-Cóż… - głos zabrała mama, lekko zgarbiła się na fotelu, mogłam się domyślać, iż w głowie kalkulowała słowa. - Gdy byłaś jeszcze mała. Bardzo mała, często chorowałaś. Oboje z ojcem, okropnie to przeżywaliśmy. Patrzenie, jak nasza mała córeczka musi się z tym męczyć, było ciosem w serce. Jeszcze wtedy nie posiadaliśmy dużej ilości pieniędzy, a firmy nie było nawet w planach. Nastał zimowy dzień, kiedy jako mały szkrab złapałaś kolejne przeziębienie. Początkowo myśleliśmy, że to nic takiego, lekarze nie wykryli żadnych większych dolegliwości. Dopiero pewnej okropnej nocy, gdy karetka zawitała do naszego domu, okazało się, że masz poważne zapalenie płuc. Lekarstwa były drogie, bardzo drogie. - zatrzymała się, wciągając powietrze. - Na naszej drodze pojawił się pewien mężczyzna z ofertą pomocy, w akcie desperacji zgodziliśmy się na jego warunek: ,,Pewnego dnia, spotkamy się ponownie. Wtedy odbiorę swoją zapłatę.” . To była szansa na twój ratunek. W tamtym czasie nie widzieliśmy innego wyjścia, podpisaliśmy umowę. Jasno wskazała kilka set milionów złotych, za jej złamanie. W tamtej chwili nie było to dla nas ważne. - spojrzała mi głęboko w oczy. - Tym mężczyzną był Laurenco Ferro. - Nie byłam w stanie zapanować nad zdziwieniem wpływającym na moją twarz. - Dzięki jego pomocy leczenie poszło sprawnie, bez większych komplikacji.

-Czego chciał w zamian? - zapytałam od razu, lekko zmartwiona. Mama wzięła głęboki wdech.

-Ciebie. - Miałam wrażenie, jakby moje serce właśnie na chwilę się zatrzymało.

-W jakim sensie mnie? - Otrząsnęłam się z chwilowego szoku, próbując opanować emocje.

-Po twoim leczeniu długo się nie odzywał. - Nieznacznie westchnęła.- Oboje z ojcem, nie wiedzieliśmy jak mamy to odbierać, aż do dnia w którym, pojawił się przed naszymi drzwiami w czarnej marynarce i poważnym wyrazem twarzy. Oczekiwał spłaty długu. Miała ona nastąpić wraz z ukończeniem twoich osiemnastu lat.

-Nadal nic z tego nie rozumiem. - Stwierdziłam zdezorientowana, całą historią. Pomimo że słyszałam, co do mnie mówiła, sens zdań zatrzymywał się gdzieś w połowie drogi do mózgu.

-Chcieliśmy odmówić. Próbowaliśmy, przekonać go do zmiany ustalonych warunków. -Tata w końcu wtrącił się do rozmowy. Jego twarz wyrażała ból i żal. - On natomiast wyjął dokument jasno pokazujący jego rację, nie było mowy o żadnych negocjacjach.

-Ale czego on dokładanie chce? -Wyprostowałam się. -Co mam zrobić?

Cała trójka wpatrywała się prosto we mnie. Każdy grymas bólu, rozpaczy czy współczucia był jak szpilka wbita w serce. Nigdy nie lubiłam, jak ktoś się o mnie zbytnio martwił, szum wokół mojej osoby, był czymś, czego nie chciałam. Od zawsze lubiłam mieć jasno postawioną sytuację, dlatego cisza i niepewność, która powoli narastała, stawała się nieznośna. Nie znałam konkretnego warunku, dlatego posłałam wszystkim wymowne spojrzenie.

Black Lady // ZAKOŃCZONA //Where stories live. Discover now