28) Całkiem ładna.

4.9K 124 5
                                    

LUCAS

Patrzyłem na swoją piękną narzeczoną, przymknęła oczy i chyba właśnie zasypiała. Po powrocie do domu, ostatnie czego się spodziewałem to zobaczyć tę czwórkę pijaną. Chociaż po rodzeństwie mogłem się tego spodziewać, to Mir całkowicie mnie zaskoczyła. Zwłaszcza że początkowo odmawiała wypicia zwykłego wina. Pokręciłem głową z dezaprobatą.

-Ja! Ja! -Mój bart wydzierał się jak pięcioletnie dziecko. Odwróciłem się do niego w niezrozumieniu.

-Co ty, ty? - Uniosłem jedną brew do góry.

-Ja zaniosę Avril. - Zaoferował się. - A ty weź Mirabell. - Chwiejnym ruchem skierował się do dziewczyny.

-Nie! - Odezwałem się stanowczo, gdy ten kretyn prawie potknął się o własne nogi.

-Ale…

-Nie. Widzisz, w jakim jesteś stanie? -Podszedłem do śpiącej na dywanie siostry. - Zabijesz nie tylko siebie, ale ją też. - Zmarszczyłem brwi, jedną dłoń wsunąłem pod jej kolana, a drugą pod plecy. Powoli uniosłem lekkie ciało dziewczyny.

Na początku chciałem odprowadzić rodzeństwo. Wiedziałem, że pozostawienie Bena na wolności to tragiczny pomysł. Zwłaszcza, jak jest w tak wysokim stanie nietrzeźwości. Lepiej, żeby znalazł się we własnych czterech ścianach. Zmniejszy to dawkę prawdopodobnych genialnych pomysłów. Pokój Avril znajduje się niedaleko sypialni Bena, to też za jednym zamachem pozbędę się obu. Nicolas natomiast ustawił się najlepiej z całej tej bandy. Rozłożył się na kanapie i spał jak zabity.

-Chodź i z łaski swej otwórz mi drzwi. - Zawołałem cichym, nieznoszącym sprzeciwu tonem. Posłuchał się i zrobił to, co powiedziałem. Ostatni raz popatrzyłem na śpiącą Mir i wyszliśmy z pokoju.

Przemierzaliśmy korytarz we względnej ciszy. Ben zataczał się z prawej do lewej. Szedł tuż przede mną, cieszyło mnie to. Wolałem widzieć czy przypadkiem nie uderzył twarzą o posadzkę. Zważywszy na nocną godzinę, wszyscy już spali, dlatego szanse na spotkanie żywej duszy były minimalne. Bardzo nie chciałem napatoczyć się na naszą babkę, było stanowczo za późno na konfrontacje.

W pierw weszliśmy do pokoju brunetki, położyłem ją ostrożnie na łóżku i przykryłem kołdrą. Dziewczyna miała bardzo twardy sen, nawet na chwilę nie otworzyła oczu. Powoli wyszedłem z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Ben opierał się o ścianę i przechylał nad doniczką z kwiatem.

-Będziesz rzygać? - Zapytałem z dezaprobatą.

-Nie. - Odpowiedział pewnie i w miarę możliwości się wyprostował. - O wow! Nie wiedziałem, że też masz bliźniaka! - Oderwał się od ściany. - Rany, dwóch Lucasów, to już przesada! -
Podszedłem do niego i złapałem za ramię, dzięki czemu się nie wywalił. Westchnąłem, czasem obszerność tego budynku, była uciążliwa.

-Idziemy, jeszcze chwila i będziesz w pokoju. - Zapewniłem, siląc się na ciepły ton.

Na szczęście jego sypialnia była coraz bliżej.

-Nieźle trafiłeś, z tą naszą szwagierką. - Odezwał się niespodziewanie i przeciągle. Spojrzałem na niego pytająco, czekając, aż rozwinie temat. - No wiesz, pasuje do nas. - Zmrużył powieki. - Pasuje do ciebie. - Jego przeszklone od alkoholu oczy, wyrażały całkowitą szczerość. Stanęliśmy przed drzwiami, wciągnąłem go do środka, od razu rozwalił się na wielkim łóżku.

-Śpij.

-Nigdy bym nie pomyślał, że zobaczę cię szczęśliwego. - Wymamrotał, uśmiechając się i podkładając ręce pod głowę. - Naprawdę szczęśliwego. Martwiłem się, że to wszystko Cię pochłonie i wyrzuci na brzeg zgorzkniałego, coraz starszego człowieka. - Jego chrapliwy, bełkoczący głos, był cichy. Spokój panujący w pokoju, tylko umacniał znaczenie słów. - Zawsze byłeś moim wzorem, pomagałeś mi… nam, gdy było trzeba. Stałeś za nami murem, stawiając wyzwanie nawet dziadkowi i babce przy okazji. - Skrzywiłem się na wzmiankę o tym odrażającym człowieku.

Black Lady // ZAKOŃCZONA //Where stories live. Discover now