Rozdział 37

79 6 1
                                    

Pov. Elizabeth

Przez kilka dni śniły mi się niepokojące sny. 

Mówi się że sny są czymś więcej niż tylko halucynacją stworzoną przez nasz umysł. Niektórzy na ich postawie dokonują wyborów życiowych, a inni je po prostu ignorują.

Ignorowałabym je i ja, jednak śnił mi się jeden i ten sam sen pod rząd. 

W jednej chwili byłam dzieckiem stojącym przed ogromnym pudełkiem, a w innej walczyłam z jakimś człowiekiem z skrzydłami ptaka. 

Nigdy mi się nic nie śniło, a może ich tylko nie pamiętam? Jednak sądzę że jest to częściowo spowodowane przez ten środek od lekarki Brit.   

Venomowi podoba się tu znacznie bardziej niż na Ziemi. Zajada się jakimś wybitnym mięsem, który za każdym razem opisuje jakby pisał XIX wieczną poezje.

Natomiast mnie się nie podoba. Zapytacie się zapewne co może mi się nie podobać w tak pięknym i bogato zdobionym miejscu. Już odpowiadam.
Nie podoba mi się hojność tych ludzi, chcą mi niby pomoc w pozbyciu się choroby przez którą tracę pamięć, ale w życiu nic nie jest za darmo!

Nawet na pobicie trzeba sobie czymś zasłużyć. Wystarczy nawet krzywe spojrzenie.

Venom opowiadał mi o tym co widział, gdy był w symbiozie z Thorem. Z jego opowiadań wynika że osoba której nienawidzę jest moim ojcem, może być to prawda, bo gdy go słuchałam moja głowa dostosowywała opisy do miejsc, a tak zdarzyło się tylko raz - gdy dowodzący opisywali przebieg misji w wieży Starka. 

Brit pod okiem Thora podaje mi regularnie jakieś środki po których strasznie boli mnie głowa. To jest taki tępy ból rozchodzący się od tyłu głowy do czoła. Czuję wtedy jakby ktoś dotykał mój mózg rękoma.

Staram się ukrywać swoje zniesmaczenie, bo tak mnie uczono.

- Milejdi, gotowa? - jak zwykle w południe przychodzi Thor. Dzisiaj jest ubrany jak cesarz Rzymski, natomiast wczoraj miał strój podobny do gladiatorów, przyglądałam mu się jak ćwiczył w tym przebraniu. Nie szło mu źle, rzekłabym że dobrze. 

- Tak.

- Coś jest nie tak, prawda? - zmarszczyłam brwi na jego uwagę - Poznaje po twoim głosie. Denerwujesz się tym, mam rację?

- Nie.

~ Kłamca. ~

- Może trochę. - przyznałam - Nadal wam nie ufam, ale wierzę Venomowi, dlatego poddam się zabiegowi.

- Rozumiem. - pokiwał głową i zbliżył się do mnie - Zajmą się tobą najlepsi doktorzy w Asgardzie i przyrzekam na honor, że nic ci się nie stanie.

Honor dla wojownika to świętość. To nie jest obietnica wyssana z palca - czuję to po nim.

- Wierzę ci, ale to nie znaczy, że ufam. - minęłam go z wrogą miną, po czym usłyszałam jego kroki za sobą.

Dobrze wiem gdzie mam się kierować, szliśmy już tędy wystarczająco dużo razy.

- Ten zabieg początkowo może boleć - szedł już obok mnie, ale nie spojrzałam się na niego - Te leki miały cię przygotować.

- Rozumiem, nie boje się bólu. Ból to przecież mój sprzymierzeniec. - uśmiechnęłam się złowieszczo i uderzyłam w jego twardy mięsień.

Gdyby tacy ludzie byli w Hydrze... Może Barnes nie musiałby aż tak się nadwyrężać. Może w końcu by odpoczął choć na chwilę.

Za nim się obejrzałam już byliśmy w laboratorium.

- Połóż się - Brit wskazała miejsce i zrobiłam co kazała. Leżałam na białym stole z złotą obwódką - Zapniemy cię dla bezpieczeństwa. Musisz to przygryźć. - zagryzłam przedmiot - Oddychaj spokojnie. Może zaboleć. Zaczynajmy. - zwróciła się do trzech innych kobiet. 

Wszystkie miały na sobie białe kombinezony przeplecione złotym materiałem - ładne stroje ale do walki się nie nadają. Zero kieszeni, zero sprytnych i ukrytych urządzeń - nie dla mnie.

Złota powłoka zamknęła mnie, poczułam ukłucie na szyi oraz jak coś jest mi wstrzykiwane. - praktycznie nic nie bolało, nie takie rzeczy już przeżywałam. To w Hydrze było fazą pierwszą, a faz było o wiele więcej.

Kobiety stały wokół mnie i energicznie robiły coś na generatorze pola kwantowego który był dosłownie nade mną - urządzenie takie przesyła cząsteczki z miejsca na miejsce. To co uważałam za nic, stawało się uciążliwe. Jakby rozszarpywana zostawała każda cząstka mózgu po kolei. Zagryzłam przedmiot w ustach. 

Przed moimi oczami zaczęły ukazywać się obrazy - raz byłam na misji, zaś za kolejnym razem rozszarpywałam ciała bez opamiętania - pamiętałam to.

Oddech stał się ciężki na raz.

Cofałam się w przeszłość. Ostatnie wspomnienie z tatą, stało się wyraziste...
Mój wypadek na torze i ojciec który zajmował się mną całymi dniami, wyobrażałam sobie tatę, ale nigdy nie przypisywałam do niego Starka...

Okazuje się że to z nim pokonywałam pierwsze kroki, to z nim robiłam to co kochałam, to jego ojcowską miłość pamiętam...

To co się ze mną działo było podobne do tego jakbyście usłyszeli piosenkę, którą przez lata nie słuchaliście, ale po odsłuchaniu jej ponownie znali znowu cały tekst.

Prawda jest taka że to Hydra mnie okłamała. Nie pomogli mi, to oni wprowadzili mnie na dno. Przez nich stałam się psycholką, to oni mnie wykreowali na największego zabójcę tych lat.

Obrazy z przeszłości przewijały się ciągiem. Nie miałam przedtem imienia, bo agenci go nie potrzebowali. Wystarczały numery i przezwiska na które ciężką pracą się zasługiwało. Jednak agenci to też ludzie...a elementem człowieczeństwa są imiona.

Teraz już wiem, że nazywam się Elizabeth. 

To ja jestem zmarłą córką małego kutasa Starka, a Pepper znalazła się na mojej czarnej liście. Znajdę ją i zabije - będę ją torturować tak długo jak torturowano mnie. W końcu się przekona się że nie jest świętą krową.


-----------------

Pozdrawiam.
<33

Zachęcam do zostawienia komentarza i gwiazdki. 


Symbiotyczna Relacja | AvengersWhere stories live. Discover now