Rozdział 28

105 6 0
                                    

Udało się ją skuć i zamknąć. Specjalnie skonstruowałem dla niej pasy, które blokują jej moce. Nie obyło się bez problemów - Thor dostał konkretny cios poniżej pasa... Tak, dostał prosto w jaja. Na szczęście byłem tam z Kapitanem i przytrzymaliśmy młodą, inaczej mogłaby uciec.

Dowiedzieliśmy się że za jej utratę pamięci stoi jakiś szyfr. Próbowałem to rozgryźć, ale nie umiem znaleźć rozwiązania. Próbowałem różnorakich zestawień pierwiastków, ale to na nic.

Potrzebuje więcej kawy i więcej whisky. Działam na tych dwóch rzeczach od trzech dni, bez przerwy. Nie poddam się tak po prostu. Nie teraz.

Wszedłem do wspólnej kuchni i nacisnąłem przycisk na ekspresie.

- Tony, coś jest nie tak. - usłyszałem głos wdowy. Zwróciłem ku niej wzrok i zobaczyłem za nią Steve'a, od razu wróciłem wzrokiem do mojego kubka.

- Co takiego jest nie tak? - spytałem

- Nie twierdzisz, że poszło z nią za łatwo? - odparła - Pamiętasz Sokovię? Ludzie z Hydry mają jedną cechę wspólną...

- Walczą do końca - dokończył za nią Rogers. - Ona poddała się po jednym ciosie, na dodatek po zwykłym dźwięku.

- W zasadzie drugim. - Kapitan pokręcił głową na moją uwagę.

- Tony, wiem ile ona dla ciebie znaczy, ale otwórz oczy. - Steve próbował mnie dotknąć za ramie. Odsunąłem je jakby poparzył mnie jego dotyk. - Ona coś knuje.

- Nie ucieknie z tej celi. - odparłem - Jest naszykowana zatrzymać Hulka, a wiesz jaką siłę ma Hulk. Idę pracować.

- Spałeś coś przez te trzy dni? - spytał z troską w głosie, a ja powstrzymałem się by nie parsknąć.

- Nie potrzebuje niańki. 

Wyszedłem na korytarz i stanąłem w windzie. Niestety nie zjadę sam w ciszy, bo ktoś akurat zdążył do niej wejść. 

- Thor chce ją zabrać. - była to Nat.

- Nie wyciągnie jej. Sam ją uratuje i nie potrzebuje bożka z młotkiem.

- A może byłoby łatwiej żeby zajęli się nią jego ludzie. - popatrzyła na mnie, a ja upiłem łyk swojej kawy - Jego lud jest znacznie bardziej rozwinięty niż nasz, dla Elizabeth to szansa na otrzymanie pomocy od bogów. Ona ich potrzebuje.

- Co byś zrobiła na moim miejscu? - zapytałem retorycznie.

- Oddałabym ją w ręce Thora. - odpowiedziała po chwili ciszy. 

- A ja nie. Mamy różne zdania jak widzisz.

- Tony, schowaj swoją dumę do kieszeni, zrób to dla niej. Wiem, że to twoja córka i sam chcesz jej pomóc, ale ona potrzebuje specjalistów. Zależy mi na niej tak jak tobie.

- Musze porozmawiać z Pepper. - westchnąłem  

- Nie widziałeś się z nią? Szukała cię.

- Nikt mi nie powiedział że przyjechała. - gdzie ona mogła pójść.... - Nat! Ona na pewno poszła do niej sama!

Zjechaliśmy szybko windą na odpowiednie piętro i wybiegliśmy z niej.

- Pepper! Oszalałaś przychodząc tutaj sama? - Odskoczyła na mój głos.

Udało mi się zauważyć coś w twarzy Elizabeth. Miała na niej wyraz triumfu, jak w dniu jej pierwszej wygranej na torze.

Stałem na trybunach z aktywną maską, która zmieniła mnie w zwykłego cywila. Patrzyłem jak moja córka robi ostatnie okrążenie, stresowałem się od samego początku - od wyjścia z domu.

Mój stres skakał jak wykresy statystyczne. Gdy Liz prawie wypadła z toru miałem serce w gardle, a gdy mijała przeciwników i przejeżdżała przez linie uspokajałem się. Istny roler coaster dla moich nerwów.

Przejechała jako pierwsza linię mety i wtedy wiedziałem że nie było o co się martwić. To chyba tryb automatyczny u rodzica - nadmierne martwienie się.

Widziałem jak stała na podium i odbierała nagrodę główną - wielki złoty puchar. Stała tam w niebiesko czarnym stroju, a jej uśmiech był porównywalny do banana.

Przyszedł czas na zdjęcie, a jej wyraz twarzy zmienił się - triumfalnie podniosła głowę i przywdziała lekki uśmiech - tak jak uczyłem. Biło od niej pewnością siebie i dumą.

Czułem wtedy tak ogromną dumę, że nawet myślałem nad tym jak wyglądała by sytuacja, gdybym właśnie wtedy wyjawił sekret - że to moja córka.

Cieszę się że nie zrobiłem tego, ale żałuję że wpakowałem ją do tego dwa lata temu. Może gdybym nie powiedział pamiętała by mnie, może patrzyła by na mnie jak na ojca, a nie wroga...

Zawiodłem ją. Na całej linii. Powinienem teraz stać na podium i dostać nagrodę najgorszego ojca roku.

- To już nie jest moja córka. - powiedziała z słyszalną odrazą Pepper.

Chyba dostałem palpitacji serca. Jak ona może tak mówić!

- Pepper nie mów tak... - chwyciłem ją za ramiona.

- Tony...to nie ma sensu... - była rozdarta, wyrwała się z mojego uścisku i wyszła w pośpiechu.  

- Pójdę do niej - Natasha zostawiła mnie sam na sam z Elizabeth.

- Jakie to uczucie być nie kochanym, Stark? - przerwała cisze, a jej głos zadawał mi nie widzialne ciosy. Ta uszczypliwość...

- Rozwiń swoją myśl. - patrzyłem na brunetkę o brązowych oczach, podobnych do moich. Jednak nie widziałem już tego błysku co wcześniej.

- Przecież jesteś geniuszem. - nacisnęła na ostatnie słowo - Nie widzisz, że ona cię nie kocha i widzi w tobie tylko jedną rzecz? 

- Nie mów tak o niej. Była przy mnie od samego początku, a później pojawiłaś się ty. - wskazałem na nią ręką- Mój największy skarb. 

- Myliłam się. - odparła, a moje serce miało nadzieje że chodzi o naszą relację. - Nie jesteś geniuszem. Może i umiesz majsterkować, ale poza tym jesteś do dupy. 

Czar prysł jak bańka mydlana. 

Nie będę słuchać jej dopóki nie wróci moja Elizabeth. Ta z uczuciami, uśmiechająca się i zabawna. Odwróciłem się w stronę wyjścia w ciszy, ale pewne słowa zdołałem od niej usłyszeć.

- Jesteś pozerem, Stark! - to były jej ostatnie słowa.

Symbiotyczna Relacja | AvengersWhere stories live. Discover now