Rozdział 11

376 16 3
                                    

2 dni później

Czułam się o wiele lepiej. Będąc w kuchni zastałam Natashe:

- Hej młoda, jak tam?

- Bardzo dobrze. Masz może ochotę trochę poćwiczyć? - posłałam jej mały uśmiech, nalewając sobie herbate.

- Tony mówił żebyś się nie przemęczała.

- Tony mówi dużo rzeczy do których sam się nie stosuje, nie uważasz?- upiłam łyk herbaty.- To idziesz? - Mówiłam idąc w kierunku sali treningowej.

- Okej niech będzie.

Gdy byłyśmy już na sali treningowej zaczęłyśmy od rozgrzewki, przeszłyśmy później do walki na ringu.

- Przygotuj się, nie dam ci forów. - Rudowłosa stała już gotowa.

- Mam taką nadzieję. - Mówiłam pewna siebie.

Walka się zaczęła Wdowa upadła w pierwszych 20 minutach, po czym wstała. Natasha mocno kopła mnie w ranę na brzuchu, co dość mocno zabolało, ale nie dałam się i walczyłam dalej. Romanoff podczas walki mówiła co mam poprawić. W pewnej chwili powiedziała:

- Wiesz, że ktoś z wieży włamał się do bazy TARCZY i Pentagonu? - Mówiła podczas zadawania ciosów.

- Co masz na myśli? - Zapytałam odpierając jej ciosy. - Może to był tata.

- No właśnie to nie był Tony, nie wiesz kto to był? 

Przez chwilę zaniemówiłam - "czy mogli się dowiedzieć, że to ja?" - pomyślałam. Wdowa korzystając z mojego rozmyślenia uderzyła mnie tak że ja padłam na ziemię. Ona tym czasem klęknęła na moje plecy i moją prawą rękę wykręcała do tyłu.

- Nie wiem kto to! - Mówiłam. - Nat weź puść mnie.

- Na pewno? Rozkojarzyłaś się jak ci o tym powiedziałam. - dalej mnie trzymała.

- Mówiłam ci że nie wiem, jest przecież dużo ludzi, którzy wiedzą jak robić takie rzeczy. - W tym momencie tak się zdenerwowałam, że zaskoczyłam Wdowę i wydostałam się spot jej ucisku oraz to tym razem ja ją przygniotłam do ziemi. - Może zakończymy na dzisiaj trening co ty na to?

- Okej. - Wdowa, gdy skończyła mówić puściłam ją. Oparłam się o jeden z słupków. - Dobrze to rozegrałaś. Coraz to lepiej ci idzie. Czekam na powtórkę. - mówiła schodząc z ringu Nat.

- Ja tu jeszcze sobie zostane. Porobie coś. - Uśmiechnęłam się na szybko.

- Okej ja muszę iść. Narazie. - Odpowiedziała. - A i odnosząc się do naszej rozmowy powiedzmy, że ci z tym wierzę. - Wyszła.

- O ja nie mogę...- Mówiłam do siebie i chwyciłam się za brzuch. - Dobrego ma kopniaka... 

Po krótkiej chwili poszłam do pokoju się wykąpać i przebrać. Mój pokój był akurat na przeciwko pokoju taty, a ja go raczej chciałam teraz unikać.  Dlatego zostałam w pokoju odpocząć i poleżeć w łóżku.

Ktoś nagle agresywnie wszedł do mojego pokoju, wyrywając mnie z mojej lektury. Fantastyczna książka o fizyce kwantowej.

- Wstawaj! Czas na rozmowę, masz 5 minut. Przyjdź do mojego biura. - Tony wyszedł trzaskając drzwiami.

Nie zdążyłam nawet wszystkiego zarejestrować, ale wiedziałam jedno: nie zapowiadało się za dobrze, wolałam się nie spóźnić, bo mogłabym się bardzo łatwo jeszcze bardziej pogrążyć.
Gdy weszłam do biura Tony'ego, on stał i zaglądał się przez szybę pijąc whiskey z lodem. Odwrócił się i powiedział:

- Usiądź, mamy do pogadania. - Kiedy już siedziałam on też usiadł. - Wiesz co to jest? - W tym momencie wyświetlił wizualizacje 3D przez telefon broni, stroju i granatów mojej roboty.

- Tak, to bronie.

- Tyle to ja sam wiem. Wiesz kto je zrobił? - Mówił z złą miną.

- J-ja - Powiedziałam cicho.

- A to czyja sprawka? - Pokazał zniszczony samolot, bank i las w którym walczyłam z gościami od broni.

- M-moja - Powiedziałam spuszczając głowę.

- No właśnie! Miałaś się nie mieszać, mówiłem Ci wtedy, ale ty jak zawsze mnie nie słuchasz! 

- Tu się mylisz, słucham cię. Otóż nie wychodzę z domu do ludzi jak chcesz. Uczę się prywatnie. Nie w szkole tak jak wszyscy, a o tym aby nie walczyć nie było mowy w zasadach.

- Skoro jesteś taka pewna siebie to ja odbieram ci bronie i strój. Poza tym masz zakaz wstępu do pracowni.

- Co? Nie możesz!

- Właśnie, że mogę to ja jestem tu górą i ja tu rządzę. - Pochylił się bardziej do mnie opierając się o biurko.

- Coś jeszcze Panie Stark? - Mówiłam zła, naciskając na słowo "Panie Stark".

- Tak, pewien mężczyzna chce cię widzieć i uwierz nie jest zadowolony.

- Jaki mężczyzna?

- Nie ważne, jest pewna sprawa, jutro masz być gotowa, bo o 17 mamy samolot. Możesz już iść i tym razem niczego nie zniszcz. - mówił to wstając i odwrócił się plecami do mnie zaglądając przez okno.

Wyszłam i było mi cholernie przykro, że tata mimo moich starań pokazał tylko to co zrobiłam źle, a nie to co dobrze.
Poszłam do salonu usiąść, tam dosiadł się do mnie Clint.

- Co taka smutna tu siedzisz?

- Ja? Smutna nie. Skąd taki pomysł. - Mówiłam próbując ukryć swoje uczucia.

- Mam oczy i widzę że coś nie gra.

- Okej powiem ci... Miałam rozmowę z Tonym i mam bana na pracownie...

- Co z tego? Tonemu przejdzie, bo musi przejść. - Mówił trzymając na mnie rękę.

- Ta... tylko kiedy... Raz jak coś zrobiłam to nie odzywał się do mnie przez miesiąc. Albo mówił tylko "zrób to, zrób tamto, nie rób tego..." Ja naprawdę go kocham, ale... nie ważne. - Mówiłam to patrząc przed siebie. - Ja już lepiej pójdę.

- No dobrze, masz jutro czas?

- Tak, a co?

- Ćwiczenia z łukiem, pamiętasz? - pokiwałam - Bądź jutro o 9

- Jasne.

Poszłam do swojego pokoju, podeszłam do dużego okrągłego stołu leżącego na środku pokoju, który służył mi do przeglądania danych, internetu, a przede wszystkim majsterkowania. Miałam jeden problem tata zabrał wszystkie narzędzia z pokoju.

Postanowiłam z nudów przejrzeć parę folderów z nagraniami, po pewnym czasie natrafiłam na film, gdzie tata testuje swoją pierwszą zbroje. Uśmiałam się ponieważ podczas nagrania tata uderzył z impetem w sufit, a na końcu maszyna, pilnująca aby w czasie jakiegoś zwarcia miała w pogotowiu gaśnice ją odpaliła na tatę leżącego na ziemi. Tym zakończyło się nagranie.

Symbiotyczna Relacja | AvengersWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu