Rozdział 18

269 11 21
                                    

Udałam się do Clinta gdzie zastałam również Natashe. Łucznik dochodził do siebie, wyglądał jednak na wpół nieobecnego. 

- Jak się czujesz Clint? - zapytałam.

Między czasie przysunęłam sobie krzesło i usiadłam na przeciwko łóżka, na którym oboje siedzieli.

- Jak po porządnej imprezie. - odpowiedział - A jak tam z tobą? Nat mówiła, że Tony chodzi wściekły. Podobno też walczyłaś z Lokim osobiście.

- Wszystko jest w jak najlepszym porządku, a Loki niestety uciekł. 

- Wiemy coś nowego? - spytała Natasha

- Nic oprócz tego co mówili na zebraniu.

Chwilę milczałam, aż znowu się odezwałam.

- Clint co się wtedy stało w bazie?

- Byłem tam i rozmawiałem z Furym, później tesseract zaczął działać i otworzył się portal. Wyszedł z niego Loki, ja walczyłem aż do momentu w którym mnie dotknął tym swoim berłem. Później nic już nie pamiętam.

Gdy wychodziłam zatrzymała mnie Natasha:

- Liz, znam Tonego i on nie chce dla ciebie źle.

- Dlaczego mi to mówisz?

- Żebyś wiedziała że troszczy się o ciebie i nie chce cię stracić. - Odpowiedziała Wdowa. - Rodzina jest ważna.

Wyszłam z pokoju i poszłam do pomieszczenia, który został wysadzony przez rakietę. Usiadłam przy biurku:

- Muszę wiedzieć jaki jest jego kolejny ruch. - powiedziałam do siebie.

Minęła godzina, która nie przyniosła do sprawy nic nowego. Zamiast tego nagle w drzwiach pojawił się Tony.

- Musimy porozmawiać. - Powiedział.

- Taa - Powiedziałam z nutką nie pewności w głosie.

Tony wziął krzesło i usiadł na przeciwko mnie.

- Dlaczego to ciągle robisz? - Zapytał

- Ale, że robię co?

- Lekceważysz moje słowa. Utrudniasz mi wszystko, ochrona ciebie graniczy z cudem. Mówiłem nie idź do Lokiego, poszłaś. Nie mówiłem ci gdzie lecę, bo nie chciałem żebyś się narażała. 

- Rozumiem, ale...

Przerwał mi.

- Nie ma żadnego, ale! Czy ty chcesz abym znowu zabrał ci twoje rzeczy?

- Nie zrobisz tego. - Odpowiedziałam pewniej.

- Niby co mnie trzyma?

- Nie zrobisz tego, bo wiesz że to jedyna moja prawdziwa ochrona.

- No to uwierz że jestem w stanie to zrobić. W zamian zamknę cię w jakieś dobrze strzeżonej bazie, gdzie będziesz też bezpieczna.

- Coś jeszcze? Czy Pan Stark przyszedł tu tak sobie pogawędzić?

- Tak, wracasz do mamy.

- Nie, nie ma takiej opcji. Pomogę wam. Wiem więcej niż wy na temat Lokiego, nie licząc Thora.

- Samolot będzie za 10 minut. - Odpowiedział ignorując moją wypowiedź. - Bez dyskusji

- A ty gdzie idziesz?

- Ja idę powstrzymać Boga kłamstw.

- Czemu nie dasz mi szansy?

- Bo już pokazałaś, nie pamiętasz? Ci od tej broni, Loki. Prawie wtedy zginęłaś!

- A ty to będziesz mi ciągle wypominał?

- Tak. Starków nie stać na błędy, nie mogą ich popełniać. - Odpowiedział.

- Każdy popełnia błędy, nie wiem czy o tym wiesz.

- Nie ja. - Oświadczył Tony.

- Każdy to każdy, czyli ty też. - oznajmiłam.

Tony zaczął się kierować w stronę drzwi i stanął na chwilę:

- Lepiej już nie kombinuj. - Kończąc zdanie wyszedł.

Niestety tata miał rację samolot po mnie przyleciał, a na czas lotu moim opiekunem i ochroniarzem został Happy. Uwielbiałam go, w dzieciństwie kiedy ojciec i matka byli zajęci to on mnie pilnował.

- Witaj Elizabeth! - Odezwał się jako pierwszy Happy.

- Happy! Cześć - Przytuliliśmy się.

Weszłam do samolotu, gdzie usiedliśmy, a Happy przerwał ciszę panującą między nami.

- Elizabeth, Tony nie chce dla ciebie źle...

- Dlaczego mi to wszyscy mówią?! Każdy powtarza "Tony chce dla ciebie dobrze" niby po czym to wnioskują. - Zrobiłam pauzę i spuściłam głowę w dół - Mama miała rację kłócimy się ciągle na okrętkę. Ojciec nie chce mnie słuchać mimo iż to ja mam rację, a nie on. Nie potrzebuję pieniędzy, sławy, nie wiadomo jakich rzeczy, ja potrzebuję tego by w końcu mi uwierzył i dał działać. Ja naprawdę nie potrzebuje dużo.

- A czy ty wierzysz w siebie?

- Ale o co ci teraz chodzi?

- Chcesz aby ktoś wierzył tobie, ale czy ty wierzysz w siebie i swoją słuszność? Czy wierzysz, że to wszystko co robisz ma sens?

Zapadła cisza między nami, kiedy w końcu się odezwałam.

- Oczywiście, że tak. Praktycznie wszystko co robię ma sens w 100%.

- Mama jest nadal w Kalifornii więc będziemy tam za jakieś 10 godzin.

- Happy musisz mi wybaczyć, ale ja nie odpuszczam.

- Ooo nie ma takiej opcji obiecałem Tonemu, że odstawie cię do Pepper.

- Musisz mi wybaczyć - Udałam się do tylnych drzwi samolotu i wyskoczyłam. W czasie spadania aktywowana zbroja ubrała się na mnie i odezwałam się do zbroi:

- Jarvis schakuj zbroje ojca i wyświetl mi jego położenie.

Długo nie czekałam, a Jarvis pokazał mi położenie ojca, które wskazywało na to że znajdował się w Nowym Jorku. Ruszyłam w tym kierunku jak najszybciej.

Lecąc tam myślałam co czeka mnie potem. Ojciec będzie jeszcze bardziej wściekły niż przedtem, a poza tym jak dojdzie do najwyższej wściekłości zabierze mi moje zabaweczki i zamknie mnie w jakieś bazie. 

A może nawet mnie wydziedziczy?

Symbiotyczna Relacja | AvengersWhere stories live. Discover now