Rozdział 31

94 6 3
                                    

- Zbliżamy się do podanych koordynatów, przygotujcie się. - poinformował nas Kapitan stojący na środku quinjata. - To może być ich główna baza więc spodziewajmy się najgorszego.

- Elizabeth nie pozwoli nam się do siebie zbliżyć, będziemy musieli wykorzystać fale żeby ją osłabić. - spojrzałem na mówiącą Wandę, zaglądała na swoje ręce jakby szukała w nich nadziei.

- Dużo o niej wiesz... - uniosłem w górę brew - Skąd?

- Gdy byłam w Hydrze, kazali mi pomóc w opanowaniu jej mocy... - jej głos drżał. - Szybko się uczyła, była zdolna i silna. Przed jej inicjacją robiła wszystko co jej kazali, bo obiecali jej powrót do domu. Przeżywała bolesne ćwiczenia i testy z myślą... o was. - spojrzała na wszystkich obecnych.

- Mówiła ci to?

- Nie wszystko. Część wyczytałam z jej głowy. - spojrzała w moje czekoladowe oczy - Pamiętam że w pewnym momencie przestała w ogóle się odzywać. Miałam pewne podejrzenia dlaczego ale nadal nie jestem ich pewna...

- O jakich podejrzeniach mówisz? - wtrącił się Thor.

- I jakiej inicjacji? - dodała Nat.

- Nie chce mówić o czymś o czym nie jestem pewna - Spojrzała z smutnym wzrokiem na Thora, a później na Natashe - Elizabeth jest projektem Hydry i Czerwonej Sali...

Te słowa wywołały u Natashy dreszcz, Clint siedzący obok niej chwycił ją za ramię, jako znak wsparcia. Widziałem jak w oczach Romanoff gromadzą się łzy, gorzkie łzy które próbowała ukryć pod postacią lekkiego uśmiechu. 

- Przecież zniszczyłam czerwoną sale... 

- Niestety nie, Nat. - ciche westchnięcie wypadło z ust Maximoff - Podpisali porozumienie i Elizabeth ćwiczyła pod okiem najlepszych zabójców Czerwonej Sali i Hydry, a moc którą dysponuje jest o wiele potężniejsza niż moja. 

- Czy ona... czy... - głos Natashy był porównywalny do kobiety opłakującej swoje zamordowane z zimną krwią dziecko - Wykastrowali ją?

- Hydra nie pozwoliła na inicjacje którą stosuje się w Red Room. - przełknąłem gulę w gardle - Jej inicjacją było popełnienie kilkunastu morderstw aż w końcu wyprucie z niej emocji, które powstrzymywałyby ją przed ukończeniem misji. 

Po tych słowach cisza towarzyszyła nam do momentu dotarcia do celu. 

Był to kamienny budynek, przypominający mały niepozorny zamek znajdujący się na wzgórzu gęstego lasu. Jednak niepozorny to dobre określenie - na dziedzińcu widać było uzbrojonych ludzi, samochody terenowe, wieże strażnicze rozstawione w promieniu kilometra od zabudowania. 

Zamek o tej porze wyglądał przerażająco, wywoływał nieprzyjemne uczucie...

Moim zadaniem jest przedostanie się do środka i wyłączenie zabezpieczenia budynku, gdy reszta będzie próbowała odciągnąć ich uwagę.

Bułka z masłem...

Wylądowaliśmy quinjatem trochę dalej od celu, wyłączyliśmy panele maskujące i zaczęliśmy misje ratunkową.

Pierwsze oddziały zaczęły pojawiać się nie długo po pokonaniu przez nas paru metrów. Uzbrojeni po zęby dupki bez pytania zaczęli w nas strzelać. Thor jako pierwszy zareagował na ich ruch i rozbił całą grupkę swoim młotem. Spokój nie trwał długo i już po chwili zleciała się duża grupa dupków, skazanych na łomot.

Zostawiłem resztę i poleciałem w kierunku niedalekiej bramy.

- Nie wejdziemy do budynku przez obecne pole siłowe, szefie. - Usłyszałem Friday, moją elektroniczną pomoc.

Symbiotyczna Relacja | AvengersWhere stories live. Discover now