𝓘𝓧. 𝓚𝓸𝓵𝓮𝓳𝓷𝔂 𝔀𝔂𝓹𝓸𝓬𝔃𝔂𝓷𝓮𝓴

281 20 13
                                    

Po kolejnym wyczerpującym tygodniu, Polska doczekał się swojego, upragnionego weekendu.

Od zawsze uwielbiał te 2 dni wolnego. Nie wiedział dlaczego. Może dlatego, bo z natury lubił odpoczynek, a może dlatego, że cieszył się ze spotkania ze znajomymi? Tego nie wiedział. Po prostu to lubił, a z reguły każdy lubił robić to, co sprawiało im radość lub ukojenie zmysłów. Może też cieszyła go myśl, że mógłby spędzić następną Sobotę oraz Niedzielę z jego już nie takim nowym towarzyszem, Niemcem.

Polubił go.

Polubił jego poczucie humoru. Jego spojrzenie, które niosło ze sobą spokój. Jego delikatne ręce, kiedy kładł je na jego ramiona i mówił mu, że ma najnowsze pomysły na temat mniejszości ekonomicznych i jego gospodarki oraz innowacji lub kiedy zwracał mu uwagę, że obrał zły nurt i że kuchnia w jego domu była w przeciwnym kierunku.

Niemcy był typem słuchacza, jakich już mało.

On umiał słuchać.

Uwielbiał z nim dyskutować, poprawiać, plotkować, wprowadzać w błąd, tłumaczyć, żartować. Po prostu rozmawiać. Rozmawiać i tyle.

Miał już tysiąc a może milion pomysłów, jak spędzić ten weekendowy czas z zachodnim sąsiadem. Nie tylko rozmawiali. Robili też tysiąc innych rzeczy. Oglądali, gotowali, biegali, czytali, pisali, rysowali, rozmawiali, wychodzili na spacery, piekli, znów rozmawiali, kupowali, grali, śpiewali, komentowali, chodzili, i jeszcze raz rozmawiali, odpoczywali, milczeli, jedli, a potem jeszcze raz rozmawiali.

Rozmowa. To już chyba była ich tradycja.

I choć ktoś mógłby powiedzieć, że Polak przesadza, i że Niemcy ma jakiś ukryty interes w ich rzekomej przyjaźni, nie uwierzyłby tej osobie. Po jego wojennych przeżyciach zyskał nowe stanowisko patrzenia na świat. Umiał określić, kiedy ktoś miał ukryte zamiary. Wojna zmieniła go. Ale dzięki niej poznał okrucieństwo świata i stracił swoją łatwowierność. Umiał już odróżnić zło, od dobra. I choć German miał za sobą dość brutalną i nieczystą przeszłość, to był w stanie mu wybaczyć. Widział w nim dobro. Te dobro, którego wyszukiwał się od dawna w innych. To, którego każdy szuka w drugiej osobie. Tak. To było to. Niemcy był jego dobrem.

Kilka dni przed piątkiem, czyli dokładnie w środę zaprosił czerwonookiego do jego domu z dala od zgiełku miejskiego. Choć miał swoją główną rezydencję w centrum Warszawy, to spodziewał się powtórki "Wielkiego wejścia". Tak opisywali jego przyjazd do Berlina. Nie chciał, żeby jego przyjaciela też to spotkało. Ta niepotrzebna uwaga i zainteresowanie.

Dlatego wybrał jeden z jego domów na prowincji. Tam Niemcy mógłby nawet przyjechać sam, bez jego wszystkich ochroniarzy. Tam nie potrzebowali ich. Tam byli bezpieczni. Tam Polska czuł się bezpiecznie. 

Już pod koniec pracy zaczął marzyć o ciszy i spokoju dookoła, o pięknej naturze otaczającej go wokół, o cudownym zapachu trawy i lasu, oraz o osobie samych Niemiec. 

Polubił go. To było pewne i to wiedział..

Ale czy to było złe? Czy to było złe, że polubił miłego faceta, który również lubił go? A przynajmniej mu tak się zdawało, że German darzył go tą samą sympatią.

Wieczorem już czekał w swojej willi na swojego gościa. Choć bardzo dawno ostatnim razem tu był, to jego dom ani trochę nie wyglądał na zapuszczony lub brudny. Dzień przed poprosił o posprzątanie domostwa, i doprowadzić do należytego porządku. I skutki tej decyzji były naprawdę niesamowite. Białowłosy jakoś nigdy nie umiał sprzątać, za to rozwijał talenty w kuchni. Tam się odnajdywał. Uwielbiał tworzyć posiłki, które przypadłyby do gustu nawet najlepszym kucharzom świata. Ale to był jego prywatny talent. I wiedzieli o nim tylko jego bliscy przyjaciele, do których zaliczał się czarnowłosy.

Podczas jego pobytu w Berlinie, zaproponował zrobienie jajecznicy na śniadanie, gdyż obojga postanowili sami ugotować sobie pierwszy posiłek dnia. 

I po tych jajkach sadzonych, Niemcy zażyczył sobie, by Polska gotował już do końca dnia. Na obiad sporządził typowo polskie danie, które German pokochał- pierogi, natomiast na kolacje spożyli gotowano-smażony makaron, który również był wybitny, choć bardzo prosty.

-Weź zamieszkaj tu na stałe. Przebijasz wszystkich moich kucharzy. - mówił Niemcy, a biało-czerwony się po prostu uśmiechał i prychał pod nosem.

Oboje zachowywali się jak dzieci w stosunku do siebie. Jak tylko czarnowłosy widział wschodniego sąsiada, automatycznie się uśmiechał, i tego uśmiechu nie mógł już zdjąć. Raz został przyłapany przez jego kuzynkę na myślenie o mężczyźnie:

- Czemu się uśmiechasz?- pytała.

- Uśmiecham się? - mrużył oczy nie rozumiejąc.

- Tak. Dlaczego?

- Myślałem o czymś. - Tylko, że to coś, było kimś. Kimś bliskim sercu.

Teraz German siedział w aucie, które samodzielnie prowadził. Tak jak Polska był świetnym kucharzem, on kierowcą. Kiedy przyleciał, dostał na miejscu czarnego mercedesa. Wcześniej jeszcze dostał dane położenia domku letniskowego białowłosego.

Kiedy był na miejscu, zaparkował mały kawałek od domu, że z okna można było dostrzec jego auto. Wyjął swój bagaż oraz walizkę z tyłu samochodu, zamknął go i podążył w stronę wejścia willi. 

Zapukał i odczekał chwilę. Zaraz potem w drzwiach pojawił się niewiele niższy mężczyzną o białośnieżnych włosach.

German delikatnie się uśmiechnął.

- Hallo Polen.

- Gotowy na powtórkę z rozrywki?

W ten sposób znaleźli się w środku domku Polski i zaczęli planowanie ich wspólnego czasu na najbliższe dwa dni.  


---------------------------------------------------------------------------

TEGO NIKT SIE NIE SPODZIEWAŁ, ŻE WSTAWIE ROZDZIAŁ W TYGODNIU

Odkryłam, że przecież mogę czasami dzielić rozdziały na dwie części. Dzięki temu mamy więcej rozdziałów i szybciej je dostajecie.

W tygodniu raczej będą krótkie, ale w weekendy dłuższe.

Okej to tyle na razie.

Miłego dnia/ wieczoru!

~𝓓𝓪𝓵𝓼𝔃𝔂 𝓫𝓲𝓮𝓰 𝓱𝓲𝓼𝓽𝓸𝓻𝓲𝓲~ //𝓖𝓮𝓻𝓹𝓸𝓵Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz