Trunks spojrzał w stronę pobojowiska zrozpaczony. Jego ojciec... Jego tata... Nawet on nie dał sobie rady... Jak ten drań śmiał go tak potraktować? Chłopiec zawsze kierował się wskazówkami swego ojca. Przekuwał rozpacz w gniew. Tym razem jednak... To było zbyt wiele...
- Ha! - usłyszał.
Był to Goten. Właśnie przybrał formę God i z impetem ruszył na przeciwnika. Aurelius zerknął na niego beznamiętnie. Z łatwością uniknął ciosu.
- Źle się tu walczy - stwierdził odważnie. - Pozwólcie, że przeniose nas gdzie indziej...
Po tych słowach dwukrotnie pstryknął palcami. Wszyscy zniknęli...
Oślepił ich nieprzejrzysty blask, który jednak z każdą kolejną chwilą stawał się coraz rzadszy. Gdy w końcu ustąpił zauważyli, że znajdują się na jakimś pustkowiu. A dokładniej rzecz ujmując...
Na wyspie otoczonej gorącymi źródłami...
- Miejscowi nazwali to miejsce Wyspą Gejzerów - powiedział spokojnie bladolicy. - Jak wam się podoba?
Nikt mu nie odpowiedział.
- Bezczelni - prychnął pod nosem.
Wtem upadł na ziemię z łoskotem. W głowie mu zaszumiało. Co się...
Ten bachor...
Zerknął do tyłu. Tak. Ten cholerny bachor! Syn Sona! Goten! Gdy on nie był skupiony... Wymierzył w niego cios. I to jedynie w formie God! Aurelius przez chwilę zwątpił w swe możliwości. Przez chwilę. Później jego wiara i pycha wróciły.
Jak ten bachor śmiał...
- Kame... - zaczął chłopak. - hame... Ha!
Niebieska smuga wleciała w anioła niczym w mąkę. Kusz uniósł się wysoko, uniemożliwiając widoczność. Jednak gdy opadł...
- Co? Ale jak ty to...
- Słabe - zadrwił bladolicy, otrzepując kusz.
Goten zmobilizował w sobie więcej sił. Następnie ruszył na rywala z kopyta. Jednak jego starannie wymierzony cios został zauważony i zblokowany. Przeskoczył nad przeciwnikiem i posłał w jego plecy salwę malutkich kihon. Gdy skończył zauważył, że atak ten wywołał jedynie kilka zadrapań na plecach jego wroga. Spróbował zadać cios ponownie. I ponownie.
- Miernota - prychnął upadły anioł. - Kompletna miernota. Nie wiem już, czy chce mi się z wami w ogóle walczyć. Pokonałem wszystkich spośród was, którzy mogli się do mnie przybliżyć. Wy... Wy jesteście zwykłymi cherlakami...
- Co powiedziałeś? - wydarł się Bardock, wstając wściekły.
Nie... Nikt, a szczególnie w jego obecności nie będzie go obrażał! Nigdy! Ziemia wokół niego zaczynała drżeć. Kamienie podskakiwały niespokojnie. Jego ciało natomiast nieco... Schudło. Przybrał pozycję bojową. I krzyczał. W ten sposób wyzwalał z siebie energię. A potrzebował jej wiele...
Nikt... Nikt nie będzie obrażał przy nim Sayian....
Przemienił się...
Wreszcie mu się udało. Przybrał... Przybrał formę God.
O własnych siłach, bez niczyjej inwencji...
- O proszę... Miernotki próbują się bronić? - zaśmiał się bladolicy.
- Wal się! - zawył Bardock, znienacka wyprowadzając cios.
W tym momencie Aurelius utracił właśnie koło połowy swych zębów, w tym kły. Jednak... Nie przejął się tym zbytnio. Był aniołem. Takie drobne regeneracje nie stanowiły dla niego większego kłopotu.
YOU ARE READING
Dragon Ball AS 1: Saga Aureliusa
FanfictionDBAS jest tworem, którego akcja odbywa się tuż po wydarzeniach z DBS. Jest to alternatywne kontynuacja. Od oryginalnej linii czasowej odróżnia ją to, że w tym wszechświecie zmarła Chichi - żona Son Goku. Nastąpiło to w czasie Turnieju Mocy. Gdy Goku...