Rozdział 8: Twarda ryba

101 6 4
                                    

Tydzień dobiegał końca. Została już tylko ostatnia noc. Vegeta najbardziej wyczekiwał końca tej udręki. Przez te wszystkie dni nie zmróżył oka. Był zmęczony. Wykończony! Jednak musiał wytrzymać. Nigdy, ale to przenigdy nie zaśnie z Kakarotem w jednym łóżku! Wolałby już pocałować mandryla!

- Vegeta? - spytał Goku, opierając się o ramę drzwi wejściowych. - Może tym razem pójdziesz spać? Musisz być w końcu wypoczęty na treningi!

- Nie potrzebuję snu, Kakarot!

- No ale weź, Vegeta! Jeśli dalej nie będziesz się wysypiał, to różnica między nami będzie w końcu nie do odrobienia!

Książę Sayian zastygł. Jeden raz ten małpiszon miał racje! Jeśli nie będzie w optymalnej formie do trenowania, to niedługo całodniowe sparingi przestaną mu już cokolwiek dawać!

- Ale masz leżeć na przeciwnej krawędzi! - krzyknął w stronę Goku, kręcąc głową z zawodem. Jego duma właśnie schodzi na psy!

- Jasne, Vegeta! - powiedział w odpowiedzi Kakarot, kierując się w stronę sypialni.

Gdy już obaj przekroczyli próg pokoju, Goku z impetem wskoczył na łóżko i rozłożył się na całej jego długości. Vegeta parsknął. Ten półgłup znowu nie zwracał uwagi na jego rozkaz. Przecież wyraźnie mu powiedział, że ma leżeć z boku! A nie na środku!

- Kakarot! - krzyknął.

- A, no tak! - powiedział nieco zakłopotany Goku, przesuwając się na drugą krawędź.

Książę Sayian westchnął. Z pewnością więcej by odpoczął podczas treningu! Gdy drugi Sayianin usnął, Vegeta niezgrabnie ułożył się na łóżku i sam starał się zasnąć. Jednak nie należało to do rzeczy prostych. Kakarot chrapał. Straszliwie chrapał!

Gdy nastał ranek, Vegeta powoli otworzył oczy. Czuł się, jakby leżał na nim niedźwiedź. " Bulma" - pomyślał. Tak, to musiała być jego żona. Na pewno znowu się do niego przytuliła podczas snu. Nienawidził okazywać jej uczuć publicznie. Ale skoro byli sami...

- Kocham cię - wyszeptał stanowczo, lekko całując ją w dłoń. Jednak zauważył w niej coś dziwnego. Jego żona miała inne dłonie.

Książę Sayian był mocno zakłopotany. Co się dzieje? Czyżby wzrok zawodził go po przebudzeniu? Postanowił sprawdzić, kto leży za nim. Z trudem udało mu się zrzucić z siebie "niedźwiedzia" i wykręcić. To nie była Bulma! To był...

- Kakarotto! - krzyknął Vegeta, spadając przy tym z łóżka. Pocałował w rękę Kakarota! Nie, to musi być tylko zły sen! Koszmar! To nie może się dziać na prawdę!

Goku otworzył ospale oczy. Z chęcią spał by jeszcze trochę dłużej. Zaczął się rozglądać w poszukiwaniu Vegety. Nie mógł go znaleźć nigdzie na łóżku. Sayianin wychylił głowę za posłanie. Zauważył swego rywala siedzącego na podłodze z rozdziawionymi ustami. Vegeta musiał się czymś zestresować.

- O, cześć Vegeta! Co ci się stało? - powiedział, podrapując się po głowie.

- Kakarotto! - wykrztusił książę Sayian. - Miałeś leżeć n-na krawędzi!

Goku wpadł w zakłopotanie. Czego jak czego, ale spokojnego leżenia w łóżku nikt nie mógł się po nim spodziewać. Vegeta widział zmieszanie w oczach wojownika. Najprawdopodobniej nie wiedział, że książę go pocałował. Vegeta odetchnął. Powoli wstał, otrzepał się i wyszedł z sypialni. Skierował się w stronę łazienki. W końcu musiał zmyć sobie z języka odór Kakarota!

Goten powoli podniósł swe powieki. Wczorajszy dzień nieźle dał mu w kość! Gdy udało mu się już ospale wygramolić z łóżka, szybko nałożył na się siebie strój treningowy. Chciał potrenować jeszcze trochę przed śniadaniem. Otworzył powoli okno i wdrapał się na parapet. Gdy poczuł powiew świeżego, porannego powietrza, tym bardziej zachciał trenować. W końcu musi kiedyś dogonić tate i wujka Vegetę! A bez licznych treningów jest to zadanie niemal niewykonalne! Chłopak stanął w pozycji bojowej. Za swój pierwszy cel obrał najbliższą skałę. Z impetem do niej podskoczył i zaczął okładać pięściami. Skała powoli zaczynała się łamać, jednak nadal był to proces zbyt wolny. Przypomniał sobie słowa Vegety - "Sayianie od wieków powiększali swoje możliwości poprzez doprowadzanie ciała do stanu skrajnego wyczerpania, a następnie szybkiej jego regeneracji". Ta doktryna mogła mu pomóc w treningu. W końcu w połowie był Sayianinem! Przypomniał sobie, że w lewej kieszeni ma dwa Senzu. Może więc teraz pozwolić sobie na trening na nieco wyższych obrotach. Zamienił się więc niemal natychmiast w Super Sayianina. Teraz słuchał się sposobu swojego ojca. Uwalniał swoją moc powoli. Bez pośpiechu. Być może zwykły SSJ wystarczy. Uderzył w skałę. Pod wpływem tego uderzenia głaz się zawalił. "Muszę poszukać mocniejszego celu" - pomyślał. Spojrzał w kierunku lasu. Było tam tyle ruchomych celów. Wiewiórki, drzewa, krzaki... No, i oczywiście pterodaktyle! Ale nie. Nie mógł przecież skrzywdzić żadnego żywego organizmu. Dobrego organizmu. Wtedy zniżyłby się do poziomu większości wrogów taty. A tego zrobić nie mógł. Nie chciał w końcu być taki jak Freeza czy Zamasu! Spojrzał do góry. W niebo. Szukał w nim odpowiedzi. Wiedział, że może się to wydawać dziwne, ale jemu zwykle pomagało. "No jasne" - pomyślał, po czym wcielił swój nowy plan w życie.

Dragon Ball AS 1: Saga AureliusaTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang