Rozdział 18: Czas wylizać rany

57 7 2
                                    

Gdy statek Bulmy wylądował na polu, Vegeta i Goku w pośpiechu z niego wybiegli. Cała okolica była zrujnowana. Obaj poszukiwali innych Sayian. Bardocka, Trunksa, Gotena... Gdzie oni byli? Nie mogli ich wogule wypatrzeć!

- Nigdzie ich nie ma - parsknął Vegeta.

- Muszą tu gdzieś być - powiedział zaniepokojny Goku.

Szukali dalej. Son Goku dopiero teraz uświadomił sobie prawdziwą skalę zniszczeń. Jego wszystkie plony... No cóż, i tak się do nich nie przykładał, więc ich utrata zbytnio go nie dotknęła. Ale gdzie będzie teraz trenował? Na spopielonej Ziemi nie ma to najmniejszego sensu!

- T-trunks! - usłyszał Vegetę.

Gdy do niego podszedł, podobnie jak on zamarł. Ci, których teraz znaleźli, byli na skraju życia i śmierci!

- Gohan! - krzyknął przerażony.

Goku nie spodziewał się obecności swojego starszego syna, jednak jego widok go przeraził. Był poturbowany. Ledwo oddychał. Starszy Sayianin zaczął usilnie grzebać w kieszeni. "Musi tu gdzieś być!" - pomyślał. W końcu znalazł to, czego szukał. Wyjął małą, lekko przygniecioną fasolkę. Senzu. Sprawnie podskoczył do swojego starszego syna i włożył mu ją do ust. Po tym, jak mężczyźnie udało się ją rozgryźć, zaczęły wracać mu siły.

- Eh, eh! - gwałtownie odkalsznął. - Tato...

- Nic nie mów, Gohan. Musisz odpocząć - odparł Goku.

- Wybacz, nie dałem rady...

- Później sobie pogadacie - parsknął z grymasem Vegeta. - Kakarot! Idź po więcej fasolek!

- Vegeta...

- Tak?

- To była moja ostatnia fasolka...

- W takim razie leć do tego białego futrzaka, matole! - prychnął książę Sayian.

Po tych słowach Goku w mgnieniu oka wzniósł się w powietrze i odleciał w stronę wierzy Wielkiego Korina. Vegeta natomiast dalej rozglądał się w poszukiwaniu innych. W szczególności Trunksa. Nie mógł dopuścić, by coś mu się stało. W końcu chłopak był jego synem! Kilka minut później udało mu się go znaleźć. Zamarł. Trunks leżał nieruchomo na Ziemi. Nie czuł jego oddechu. Nie wiedział, czy on wogule żyje!

- Vegeta, co się stało? - usłyszał Bulmę. Kobieta powoli się do niego zbliżyła. - Trunks! - ryknęła, po czym wybuchła szlochem.

Bulma czem prędzej podbiegła do fioletowowłosego. Zdążyła sobie przy tym połamać oba obcasy. Jej syn... Jej pierworodny syn... Czy on jeszcze żyje?

- T-trunks - wymamrotała. - T-trunks, proszę, obudź się...

Vegeta był równie przerażony, co ona. Co tu się działo? Czemu oni wszyscy wyglądają, jakby powrócili z rzeźni?

- Vegeta, łap! - usłyszał za sobą.

Książę Sayian odruchowo złapał pakunek. Gdy go rozwinął, ujrzał kilka Senzu. Odwrócił się. Przed nim stał Son Goku. Zdążył już wrócić.

- Co tak długo? - spytał szorstkim głosem.

- Ee? - zdziwił się młodszy Sayianin. - Przecież...

- Nieważne - przerwał szybko mężczyzna. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak głupie pytanie zadał.

Goku znowu rozejrzał się po polach. Miał nadzieję, że odnajdzie resztę. Powoli zaczął przemierzać wypaloną ziemię. Jego ciężka, wieloletnia praca... No cóż, będzie musiał wszystko sadzić od początku! Dla niego i tak te wszystkie zielska nie były najważniejsze. W sumie to... nigdy nawet nie widział większego sensu w tym, by to wszystko robić. Wszystko to robił jedynie dla świętego spokoju. Aby nie drażnić Chichi. Tylko i wyłącznie dlatego. Z żadnego innego powodu. Spojrzał na horyzont. Słońce już zachodziło. Jeśli chciał jeszcze kogoś odnaleźć, musiał się spieszyć. W nocy za wiele nie zobaczy! Zrobił kilka kroków, po czym zastygł. Zamurowało go. Tego się zupełnie nie spodziewał.

Dragon Ball AS 1: Saga AureliusaWhere stories live. Discover now