Rozdział 28: Vegeta

28 5 1
                                    

Vegeta powoli przechadzał się tuż za Beerusem. Nie miał pojęcia, gdzie idą. Miał jedynie nadzieję, że Bóg Zniszczenia nauczy go posługiwać się tamtą formą. Gdyby ją opanował... Kakarot byłby z nim na równi! Musiał to zrobić! Po prostu musiał...

- Twe myśli i domysły ciągle mnie dekoncentrują - powiedział poirytowany kotowaty, poprawiając swą szatę.

- Słuchasz ich? - spytał stanowczo książę Sayian.

- Nie zamierzam, lecz pieką mnie w uszy! - usłyszał w odpowiedzi.

Vegeta zamilkł. Musiał wyciszyć myśli. Nie chciał, by ten stary kocur w nich grzebał!

- Puszczę tą zniewagę mimo uszu - prychnął kotowaty.

Książę Sayian parsknął przez zęby. I nie myślał już nic. Było to trudne, acz potrzebne.

Minęło sporo czasu, nim dotarli na miejsce. Miejsce, o którym Książę Sayian nie miał jak dotąd pojęcia. Dawniej myślał, że pałac Boga Zniszczenia nie ma przed nim żadnych tajemnic. No cóż... Mylił się.

- Jesteśmy - westchnął Beerus.

Znajdowali się w niewielkim, przytulnym pomieszczeniu. W środku znajdowały się jedynie dwa niewielkie dywaniki, które, jak podejrzewał Sayianin, nie służyły jedynie do dekoracji.

- To sala medytacyjna - rzekł Bóg Zniszczenia. - Twe zadanie jest proste. Musisz się skupić i zapaść w stan medytacji.

- I co wtedy? - spytał zaciekawiony książę.

- Gdy ci się to uda zobaczysz to, co powinieneś...

- Czyli co?

- Zamknij się! Teraz ja mówię! - wściekł się kotowaty. - Eh... Sayianie, Sayianie... Same z wami utrapienia... Gdy będziesz medytował, skonfrontujesz się ze swym największym przeciwnikiem... Samym sobą...

- Banalne... Utarty schemat - parsknął Vegeta.

- Nie kpij - oburzył się Beerus. - To, wbrew wszelakim opinią, wcale nie takie proste... Nieliczni przechodzą ten test...

- Dam sobie radę.

- Być może - powiedział nieco zdegustowanym tonem Bóg Zniszczenia. - Napotkasz tam wszystkie swoje wady. Bez zalet. Jeśli stawisz im czoła, Ultra Ego będzie we twym władaniu. Jeżeli nie... To się domyśl.

- Czyli do nauki tej całej formy potrzebny jest tylko jakiś... Rytuał? - zdziwił się Sayianin.

- Tak.

- W takim razie w jaki sposób wcześniej jej użyłem?

- Miałeś fuksa - prychnął kotowaty. - Szczęście. Od czasu do czasu... W niewytłumaczalny dla mnie sposób... Zwyczajni śmiertelnicy są w stanie sięgnąć tej formy bez konieczności rytuału. Na chwilę. Zwykle ułamek sekundy. Ty... Dałeś radę dłużej. Jednak nie myśl sobie za dużo. To ja tu jestem Bogiem Zniszczenia. Ty... Będziesz mógł posługiwać się jedynie repliką mej mocy. Lichą podróbką. Choć na tyle silną, by równać się z Ultrainstynktem Goku...

- To wystarczy - westchnął książę. - To... Kiedy mam zacząć?

- Już.

Vegeta bez większych oporów zasiadł na jednym z dywanów i skupił się głęboko. Rzadko medytował. A w praktyce - wogule. Nie uznawał tego nigdy za coś potrzebnego. Dla niego były to jedynie ekstrawaganckie wybryki...

Gdy całkowicie zanurzył się w medytacji poczuł, jak jego głowa tonie pod naporem myśli. A myślał wiele. Wszystko, co w nim negatywne urosło do monstrualnych rozmiarów. Musiał się z tym zmierzyć. Głowa pulsowała mu niemiłosiernie. Nie był w stanie tego kontrolować. Zatrzymać. W końcu jednak te myśli zaczęły zanikać. Napływały nowe. O to, czy warto było to wszystko ciągnąć...

Czuł się jak zło...

Chciał jednocześnie je powstrzymać...

W takim razie nie najroztropniejszym byłoby... Zakończyć tę farsę?

Nie...

To nie był on...

To była ta energia...

Z którą miał się zmierzyć...

Musiał tylko wytrzymać...

Poziom Kakarotto był tak blisko...

Już tak blisko...

W końcu wszystkie głosy ucichły, a wokół siebie ujrzał jedynie ciemność...

Capsule Corporation

Bulma była zła. Ba! Wściekła! Jak Trunks mógł jej to zrobić? Jak mógł ją tak potraktować? No jak? Była jego matką! A on? Ot tak złamał jej wolę! Wyjęła z torebki małe urządzenie. Miała nadzieję, że pomoże. Uruchomiła je.

- Wish? Halo! - krzyczała.

Nikt jej nie odpowiedział.

- Cholera by to! - zaklnęła, zapalając papierosa.

Teraz jej wściekłość zaczynała sięgać dzikiej furii. Nie dość, że Trunks uciekł, to nie może dodzwonić się do Wisha! Jakim niby Vegeta jest ojcem, skoro nie ma czasu dla własnego syna! Gdyby mogła, też wolałaby sobie potrenować, zamiast zajmować się tym wszystkim!

- Halo? - usłyszała znajomy głos.

- Wish? - spytała, szybko chwytając urządzenie.

- Witaj, Bulmo. W jakiej sprawie do mnie dzwonisz? Czyżbyś przygotowała już kolejną porcję Ramenu dla mnie i Wszechmocnego Beerusa?

- Nie tym razem - odparła. - Mam dużo ważniejszą sprawę. Muszę pilnie rozmawiać z Vegetą. Czy skontaktowałbyś mnie z nim?

- Wybacz, lecz to w tej chwili niemożliwe - rzekł anioł, rozłanczając się.

Bulma rzuciła narzędziem w pobliski kont. Jakim prawem... jakim prawem tak ją potraktowano? Jej złość obudziła się ponownie. Wyjęła telefon i zadzwoniła do kilku koleżanek. Musiała odreagować...

Piekło

Maz spojrzał nieprzychylnie na przybysza. Nie cierpiał tej pracy. Rekrutacji nowych pracowników czeluści piekła.

- Imię?

- Skial.

- Doświadczenie?

- Żadne.

- Dobra, chodź - powiedział, łapiąc go za rękę.

Teleportowali się na Ziemię. Byli w jakimś budynku. Skial rozejrzał się niepewnie. Wtem Maz go zawołał.

- Widzisz? - spytał.

- Ta - odparł rekrut.

- Notuj.

- Niby czemu?

- To stąd uczymy się naszych praktyk.

- Od... Kobiet?

- Tak. Zemsta planowana przez kobietę powoduje, że nasze metody wyglądają przy niej na dziecinne igraszki. Nawet my nie jesteśmy tacy okrutni! - mówił, cały czas nerwowo przyglądając się Bulmie, która z ożywieniem dyskutowała przez telefon o tym, co zrobi, gdy jej mąż powróci do domu.

Dragon Ball AS 1: Saga AureliusaWhere stories live. Discover now