Rozdział 33: Maks to za mało

26 5 0
                                    

Vegeta zerknął na przeciwnika kątem oka. Miał nadzieję, że z nową formą da radę stawić mu czoła. Czuł jednak, że być może... Być może zrobił za mało. Jednak nie miał czasu na kolejne zmartwienia. Jeśli udałoby mu się wygrać... Udowodniłby, że jest lepszy od Kakarota. Ta myśl... To uczucie... Samo w sobie zdawało mu się spełnieniem marzeń. Nie byłby już numerem dwa... Wyszedłby z cienia...

- To atakujesz tego draba czy sobie tak stoisz? - prychnęła głośno Caulifla, wpatrując się w niego surowo.

Słowa dziewczyny nieco ocuciły Sayianina. Znów myślał przytomnie. Stanął w pozycji bojowej. I zaatakował.

Aurelius mógł spróbować uniknąć ciosu. I takową próbę podjął. Jednak... Bez oczekiwanego skutku. Oberwał z łoskotem. Nie wiedział nawet, czy przypadkiem żuchwa mu się nie skrzywiła. Zabolało. Przybrał pozycję defensywną. I prychnął. Śmiertelnik... Zwyczajny śmiertelnik...

- A-ale jak? - zdziwił się Bardock. - To... To przewyższa Ultrainstynkt?

- Pod względem ofensywnym - owszem - rzekł spokojnie Wish, pałaszując przy tym Ramen, którego pochodzenia nikt nie był w stanie się domyślić. - Defensywnie natomiast - bynajmniej. Trzeba wszagrze pamiętać, że Ultrainstynkt z założenia służy do obrony. Ultra Ego to zupełnie inna bajka...

- Ważne, że jest skuteczne - prychnął cicho Piccolo, uważnie przypatrując się walce. - Ten cały Aurelius... Nie da się może jakoś z nim dogadać?

- Nie. Nie z nim - westchnął anioł. - To upadły anioł, którego wizja świata jest niemalże całkiem odwrotna naszej. Z taką różnicą poglądów nie ma mowy o kompromisie.

Aurelius wstał spokojnie. Bolało jak nigdy. Jak śmiał... Jak ten dureń śmiał go uderzyć. Prychnął zawzięcie. Był aniołem. Rasą wyższą. Nikt nie miał prawa go bić. Nikt!

- Idiota... - westchnął cicho, zbierając w sobie energię. - Naprawdę myślałeś, że dasz mi radę?

Po tych słowach bladolicy z refleksem kota przedostał się za zszokowanego Sayianina i wymierzył w niego mocny, niemalże zabójczy cios. Vegeta padł na ziemię.

Gdy leżał, w jego głowie znów zaczęły snuć się rozważania. Czy było warto? Czy naprawdę... Naprawdę nie popełnił błędu? Skoro Aurelius dawał mu radę... Najwyraźniej tak. Choć... Przynajmniej dał radę go zranić. To... To można było zaliczyć do plusów. Nielicznych plusów. Wstał. Aurelius... Kakarot... Beerus... Wish... Kiedyś prześcignie każdego z nich. Natomiast dziś... Musiał po prostu nie dać się zabić.

- Poddajesz się, Vegeto? - spytał z sarkazmem upadły anioł, nachylając się nad leżącym wojownikiem.

To był jego błąd...

Książę Sayian szybkim podbródkowym zadał mu cios w szczękę, po czym wyprowadził drugi - tym razem od góry. Na to jednak Aurelius nie dał już się nabrać. Złapał go za rękę i odrzucił na kilka metrów. Vegeta pokoziołkował na pobliskie drzewo. Wpadł w nie z łoskotem.

- Ty... Ty bezczelny... - wycharczał przez zęby bladolicy.

"W takim razie jakimi słowy określiłby Kakarotta?" - zastanowił się książę po cichu.

Jego dywagacje ukrucił jednak sam zaintereeowany, zadając mu soczystego kopniaka w brzuch.

- Skurwiel... - wydyszał Sayianin.

- Ty większy - odparł zwięźle anioł, odwracając się w stronę rannych. - Za chwilę zasilisz ich szeregi.

Takiej zniewagi Vegeta nie mógł wytrzymać. Nigdy. Nikt... Ani nic nie ma prawa zwiastować mu porażki!

- Ha! - krzyknął, zbierając moc. - Działo Grilika!

Wydawałoby się, że jasna smuga wręcz usmaży anielskie lico. Jednak... Nic bardziej mylnego. Jedynie nieco he pocharatało.

- Ty naprawdę jesteś idiotą - prychnął pogardliwie degenerat. - W dodatku bezczelnym!

- Ciebie nie dogonię - odpowiedział stary Sayianin, uśmiechając się ironicznie.

Walka powoli wracała na swój właściwy tor. Przez kilka kolejnych minut książę i anioł prowadzili wzajemne wymiany ciosów. Wyniki były wyrównane. Aurelius nie mógł tego zrozumieć. Siedemdziesiąt Osiem procent jego mocy powinno przecież powalić tego aroganckiego cepa!

- Draniu... - wycharczał cicho Vegeta, wyprowadzając lewy sierpowy.

Aurelius wychwycił go w porę. Kolejnego jednak nie udało mu się zatrzymać.

- Dosyć! Dość tego! - zawył wściekły. - Nie chciałem marnować na was wszystkiego, jednak... Nie dajesz mi innego wyjścia!

Po tej wypowiedzi upadły anioł powoli zmienił formę. Teraz... Mimo, iż Vegeta nie mógł i nigdy nie będzie w stanie poczuć boskiej ki, to obecnie... Widział na własne oczy, jak z ciała jego rywala promieniowała rozżarzona. Zaniemówił. Poczuł strach... To coś go przerażało. Było... Nie, to było niemożliwe, by... By to było aż tak potężne...

- Teraz... Teraz poznasz, co to znaczy stanąć mi na drodze - warknął Aurelius, celując mu w zakola. - Żegnaj. Może kiedyś cię odwiedzę. Kiedy będę niszczył "tamten" świat!

Fioletowobiała smuga wbiła się w Sayianina niczym w gwóźdź w drewno. Padł nieprzytomny na ziemię. Aurelius uśmiechnął się szeroko. I zaczął się śmiać. Śmiać z ich śmiesznego oporu. I swej mocy. Tak... Jego moc była gwarantem jego nietykalności i niepodważalności. Vegeta dawał mu radę, bo do tego dopuszczał. Gdyby było inaczej, ta walka... Byłaby już dawno zakończona. Jednak to nie było jego celem. Chciał się zabawić... Powalczyć... Dać im złudne nadzieję na przetrwanie, podkładając się niekiedy. Uwielbiał takie teatrzyki. Ach! I te emocje...




Dragon Ball AS 1: Saga AureliusaWhere stories live. Discover now