24. SKY ISLAND: anielska plaża.

32 5 0
                                    








W końcu po burzliwej podróży sytuacja wydaje się ustabilizować i dostrzegamy ląd

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

W końcu po burzliwej podróży sytuacja wydaje się ustabilizować i dostrzegamy ląd.

Mam na sobie szerokie ciemnozielone spodnie w kratkę z paskiem, czarny stanik od bikini i jeansową krótką kurtkę. Poprzednie ciuchy były straszliwie przemoczone. Założyłam też rękawiczki bez palców, sięgające do łokci, a moje buty mają średniej wielkości obcasy.

Gdybym nie potrafiła w takich biegać i skakać, nie zaliczyłabym ich. Także wszystko dokładnie przemyślałam.

— A więc nareszcie dotarliśmy do miejsca zwanego, Skypiea — uśmiecham się, zakładając ręce pod piersiami.

— Tamten galeon, ten, który na nas spadł, musiał odwiedzić to miejsce całe dwieście lat temu — zauważa Nami.

Zatrzymujemy się w miejscu przypominającym małą plażę. Przy brzegu Luffy i Usopp postanawiają zeskoczyć na ląd. Chwilę później dołącza do nich Chopper, a Sanji, ja, Zoro, Robin i Nami nadal znajdujemy się na statku.

— Niezwykłe, co? — stwierdzam, podbierając twarz na dłoniach. — Takie to ładne.

— Ta wyspa jest jak senne marzenie — mówi Zoro. Kiwam głową.

— To prawda — przyznaje Sanji.

— Ciekawe, czy wewnątrz nie kryje się jakiś koszmar — szepczę pod nosem zamyślona.

— A ci jak zwykle brykają beztrosko... są tacy beznadziejni — komentuje blondyn, odnosząc się do zachowania kapitana, oraz dwójki pozostających bawiących się towarzyszy.

Nie mija nawet minuta, gdy do nich dołącza.

— Jak ty — rzuca Zoro.

— Aj, Sanji-kun — uśmiecham się pod nosem.

Nagle z pomieszczenia wylatuje zapomniane przez nas wszystkich stworzenie. Zdenerwowany Południowy Ptak dziobie Nami za włosy, szamocząc się, po czym odlatuje.

— Um, więc my nadal mieliśmy tu tego Południowego Ptaka? — dziwię się, stukając paznokciem o swój podbródek. — Eh. Kompletnie o tym maleństwie zapomniałam.

— Mieliśmy, ale go nie wypuściliśmy, mi także też wypadło z głowy — oznajmia zmarkotniała rudowłosa, przykucając na podłodze i chowając twarz w dłoniach.

Rudowłosa przerwała ciąg przepraszania, który kontynuowała pomimo nieobecności ptaka, aby mi odpowiedzieć. Gdy to uczyniła, wróciła do proszenia o wybaczenie.

— Oops — rzucam. — Biedactwo.

— Nie ma się co o to martwić — stwierdza Zoro. — Zdaje się, że żyją tutaj ludzie. Poradzi sobie albo zleci na dół.

— Faktycznie, żyją. Ludzie tacy, jak Gan Fall i tamta staruszka od bramy, ale też podobni do zamaskowanego napastnika — zauważam w zamyśleniu, ale z poważnym wyrazem twarzy.

ADVENTURE || one piece  Where stories live. Discover now