- Jesteś pewna, że nie chcesz z nami zagrać? - spytała niepewnie Debby, a reszta kobiet z towarzystwa posłała Harper zachęcające spojrzenia.
Pokręciła głową. Tak naprawdę wolałaby wrócić do domu Harry'ego i spędzić choć kilka godzin w samotności. Z niewiadomych powodów, zawsze z samego rana przychodziła do niej Rina i tonem miłym, ale jednocześnie nieznoszącym sprzeciwu, zapraszała ją do siebie.
Nie chciała w żaden sposób zbliżać się do trójki przyjaciółek, dwójki dzieci jednej z nich oraz gosposi. Atmosfera pomiędzy nimi była tak przyjemna, że aż robiło jej się niedobrze... A może to za sprawą tego, że nigdy tak naprawdę nie miała żadnych przyjaciółek?
Jakby nie patrzeć, w szkole od zawsze wiedziała, że wstąpi do wojska. Zamiast skupiać się na swojej fryzurze, ubraniach, czy tipsach do samej ziemi, ubierała się jak chłopczyca i nie okazywała zainteresowania żadną głębszą przyjaźnią. Można było więc powiedzieć, że skończyła w taki sposób na własne życzenie.
Z trudem musiała przyznać, że zazdrościła Debby, Claire i Rinie tak silnej koleżeńskiej więzi. Czym bardziej niekomfortowo czuła się w ich towarzystwie, skoro nie należała do ich grona. I w sumie tak naprawdę nie zamierzała.
- No dawaj, Harper - zachęciła Rina, uśmiechając się do niej lekko niepewnie.
Nie było wątpliwości, że budziła w kobietach nutkę niepewności i strachu. Nie dziwiła im się - miały do czynienia z byłą Mundurową, która z początku tak naprawdę nie wykazywała żadnych chęci rozejmu.
- Pokaż, co potrafisz - dopowiedział Cole bardzo poważnym głosem. - Jeśli ze mną wygrasz, dostaniesz odznakę diplodoka.
Nie miała pojęcia, co oznaczało to słowo na D, ale jedno wzbudziło jej zainteresowanie - młody Nadnaturalny miał odwrócone karty i było ich zdecydowanie mniej, niż powinno być. Nie mogąc znieść tylu spojrzeń na raz, z westchnięciem usiadła obok Riny, a Cole wgramolił się jej na kolana.
Bała się ruszyć choćby o kilka centymetrów, nigdy, ale to przenigdy nie mając kontaktu z dzieckiem. Sześciolatek był już co prawda rozumny i mogła kazać mu spadać, ale jakoś się na to nie przemogła. Po pierwsze, bała się, że wyrządzi mu krzywdę, a po drugie... Całkiem przyjemnie ogrzewał jej lekko chłodne kolana. Był lipiec, co prawda, jednak klimatyzacja w domu robiła swoje.
W ciszy przyjęła porcję kart, ale i tak nie miała pojęcia, w co grali. Spojrzała na Rinę pytająco, a kobieta z łatwością wytłumaczyła jej zasady.
Przytakiwała za każdym razem, kiedy Nadnaturalna tego oczekiwała i przez kilka późniejszych minut grała z dziewczynami, jak gdyby nigdy nic. Nie było zbyt wielkim zaskoczeniem, że wygrała. Bardziej zdziwiła się faktem, że Cole wcisnął w jej dłonie swoje karty i wygodnie oparł się na jej piersi.
- Jak widać, lubi niedostępne - skwitowała Gloria, kładąc pomiędzy grającymi talerz pełen świeżych ciasteczek.
Harper skrzywiła się, próbując odepchnąć małego intruza na swoje miejsce - podłogę. Niestety Cole zaparł się z całej siły, a nawet objął jej nogę swoimi.
- Cole, nie bądź niegrzeczny - skarciła go Rina, ale jej syn jakby jej nie słyszał.
- Harrison kazał mi pilnować naszej księżniczki. Nie poddam się - powiedział dumnie, a czarnowłosą aż zamurowało.
Zacisnęła zęby, kiedy reszta kobiet zaśmiała się pod nosem. Jednak... Ją także to rozbawiło.
***
Byli już blisko. Był to dopiero trzeci dzień inwazji, a jednak udało im się dotrzeć do bazy zero dwanaście. Harry był zadowolony z takiego obrotu spraw - kiedy w miarę dobrze im szło, wydawać by się mogło, że wojna wkrótce zakończy się dla nich wygraną. Nie miał pojęcia, że prawdziwe piekło dopiero miało się rozpocząć...
YOU ARE READING
Nacja III: Ostateczne Starcie
FantasyPo kolejnym ataku na Osadę, Harry dostaje się do bazy ludzi, którzy pragną wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji. Jego tajny plan się udał, jednak co się stanie, jeśli wśród wrogów pozna swoją wybrankę serca? Rozpoczęcie wojny wisi na włosku, a...