Rozdział 13

451 38 0
                                    

- Szybciej - pogonił go Jack, już na tym etapie wręcz przerażony możliwością złapania.

Harry, choć Nadnaturalny, ledwo za nim nadążał. Chłopak trząsł się jak osika, ale w przeciwieństwie do niego nie bolało go całe ciało. Co jednak skłoniło go do pomocy? Nie miał pojęcia.

- Za niedługo dojdziemy do jej celi. Bądź ciszej z łaski swojej - burknął Jack, choć to on oddychał najgłośniej.

Harry w miarę możliwości wytężył słuch, doszukując się jakiegokolwiek podejrzanego dźwięku w okolicy. Jednak zamiast skupić się na krokach, czy obecności strażników, prawie na ślepo podążał za niespokojnym oddechem swojej wybranki. Choć była od niego tyle pokoi dalej... Czuł dosłownie wszystko.

- Ej! - upomniał Jack głośnym szeptem, gdy instynktownie przyspieszył. - Co ty robisz, do cholery?

- Ona tam jest - oznajmił Harry bardzo poważnie. Wręcz rozpaczliwie chciał się do niej dostać.

- Przecież wiem, cholera... Po co ja się na to godziłem?

- Na co? - spytał, na chwilę się do niego odwracając. - O czym ty mówisz?

Chłopak westchnął przeciągle, ciągle rozglądając się po korytarzu. Nie uśmiechało mu się ryzykować życia nawet dla swojego zauroczenia. A jednak stał po środku cel i zastanawiał się, jak łatwo uwolnić Harper i barczystego Nadnaturalnego.

- Pani Cooper powierzyła mi misję - przyznał z lekką niechęcią. - Gdyby coś poszło nie tak, miałem pomóc ci uciec.

Brunet z mocno odczuwanym zdenerwowaniem przestąpił z nogi na nogę. Chciał wreszcie dostać się do swojej przeznaczonej, zamiast słuchać wywodów jej przydupasa. Ale zaraz... Kazała mu co?

- W planie nie było mowy o niej, ale... Wiem, że w końcu ją zabiją - oznajmił, a Harry'emu nie umknęło, że zaszkliły mu się oczy. - Ufała ci. Więc proszę cię, zabierz ją stąd...

Nadnaturalny nie odezwał się ani słowem, zamiast tego przyspieszonym krokiem udając się wprost do jej celi. Dlaczego tak mocno bolało go serce? Przecież to oczywiste, że ją stąd zabierze! Z dala od bazy zero dwanaście, miasta ludzi i Mundurowych. Pytanie tylko, co skłoniło Jacka do takiego pomysłu?

Był gotów nawet wywarzyć drzwi, ale młody mężczyzna szybko go od tego odwiódł, zamiast siły po prostu używając pęka kluczy. Przeklinał w myślach tę chwilę bezczynności, a gdy tylko drzwi stanęły otworem, wparował do środka, jakby się paliło. Zresztą właśnie tak było - jego myśli płonęły ze złości.

- Ślicznotko... - wyszeptał, od razu rozcinając węzły na jej nadgarstkach.

Kiedy widział ją posiniaczoną, brudną i pachnącą krwią ze swoich ran, nie mógł zapanować nad swoimi kłami i nerwowymi odruchami. Z obitego czoła sączyła się krew, dwa palce u prawej dłoni były wygięte pod nieprzyjemnym kątem, cera blada niczym podłoga, a sama Harper zdawała się w ogóle nie kontaktować. Warknął, gdy wyczuł od niej narkotyki i mocno przytulił ją do piersi.

Słowo daję, że prawie się wtedy rozpłakał. Nie mógł dopuścić do siebie myśli, że podczas gdy ona cierpiała katusze, on tylko siedział i wyrywał sobie włosy z głowy. Był przekonany, że powinno go boleć tak samo, albo nawet dwa razy więcej niż ją. Gdyby nie ten cały Jack... Zapewne nigdy nie dostałby szansy na wydostanie się ze swojej celi na czas.

- Pospiesz się - pogonił go chłopak, nerwowo wyglądając na korytarz. - Jesteście na kamerze!

Harry przerwał dokładnie oglądanie swojej przeznaczonej, zamiast tego po prostu biorąc ją na ręce i wychodząc za przestraszonym Mundurowym. Dziwił się, że udało się tak łatwo. Chwilę kręcąc się po budynku, wreszcie wyszli na zewnątrz. Jednak to właśnie wtedy włączył się alarm, a żołnierze zaczęli napierać na nich ze wszystkich stron.

Nacja III: Ostateczne StarcieWhere stories live. Discover now