Rozdział 5

497 33 0
                                    

Oboje Mundurowych wyszło na korytarz i chociaż Harry chciał nieco ich podsłuchać, mówili na to zbyt cicho. Wyczuł jednak pewne obawy zarówno ze strony czarnowłosej, jak i blondyna. Matko... Gdybyście wiedzieli, jak bardzo pragnął zaznaczyć swoją pozycję i jasno dać mu do zrozumienia, że Harper jest jego. Jego Harper... Jak cudownie to brzmiało.

Pokręcił głową, znów łapiąc się na tym, że myśli o drugorzędowych sprawach. Musiał czekać na odpowiedni moment i połączyć się z Osadą. Był pewien, że już go namierzyli, ale sami bali się wpędzić go w większe kłopoty.

- Jesteś szurnięta! Chyba niewystarczająco wbiłem ci coś do tego pustego łba!

Harry stężał, od razu czując wzbierającą się w sobie złość. Nikt nie miał prawa mówić tak do jego wybranki! Nawet jeśli sam prawie w ogóle jej nie znał.

- Con. Dosyć - odparła stanowczo, już nie siląc się na szepty.

Kapitan westchnął, a następnie szybkim krokiem się od niej oddalił. Czarnowłosa poczuła się, jakby dostała w twarz, ale nie dała tego po sobie poznać, wchodząc z powrotem do swojego gabinetu. A przynajmniej tak jej się wydawało.

- Widzę, że pod koniec było ostro - odezwał się, nonszalancko układając się na podłodze. Jakkolwiek to brzmiało.

Harper spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. Przez moment naprawdę nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. A to wszystko przez ten dziwny wzrok, którym ciągle ją zmierzył...

- Lubię na ostro, panie czaruś - odparła, udając, że jej to nie obchodzi.

- W takim razie bez problemu się dogadamy - zażartował z nutką psotności w oku.

Nie spodziewał się, że po prostu zleje jego piękny tekst i usiądzie z powrotem do komputera. Przewrócił oczami, znów musząc słuchać nieco irytującego dźwięku palców uderzających o klawiaturę.

***

Tylko siedząc i obserwując swoją przyszłą partnerkę, zdążył obmyślić już w miarę sensowny plan. Po pierwsze - musiał znaleźć okazję do bezpiecznego połączenia z Nacją. Nie mógł dopuścić do tego, by z powrotem zamknęli go w podziemiach, więc musiał to zrobić w gabinecie jego cudownej opiekunki.

Po drugie - dowiedzieć się więcej o Harper i czym tak naprawdę się zajmowała. Był przecież więcej niż pewien, że pewnego dnia zabierze ją do Osady. A tam da upust swoim małym i większym żądzom.

No i po trzecie - odkryć prawdę i plany Mundurowych. Najważniejsze i najbardziej wymagające zadanie.

Naprawdę myślał, że nic już nie będzie się działo tamtego wieczoru. Obserwował, kiedy pani kapral wychodzi z gabinetu i zostawia go w nim samego, a po dłuższej chwili wraca z dwoma kubkami herbaty i talerzem z jakimiś zielonymi kotletami na ciepło. Bezprecedensowo położyła mu go na wyciągniętych nogach, a kubek postawiła gdzieś na podłodze. Musiała się schylić, a to... było dla niego bardzo miłym widokiem.

Zdziwił się, kiedy zamiast wziąć coś sobie do jedzenia, znów usiadła za biurko, tylko i wyłącznie z herbatą.

- Nie jesz? - spytał poważnie, wręcz domagając się jej atencji. Niestety tylko pokrótce odpowiadała na jego pytania.

- Nie.

- Dlaczego?

- Nie mam czasu. I powiedzmy, że jestem na diecie.

- Chyba głodówce - zauważył trafnie, na co tylko wzruszyła ramionami.

- Taka praca - ucięła, tonem jasno dając mu do zrozumienia, że za nic w świecie nie będzie kontynuować tematu.

Nacja III: Ostateczne StarcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz