Rozdział 16

468 36 5
                                    

- Puść mnie! - wydarła się, kiedy Harry kurczowo objął ją ramionami. - Wypierdalaj, skąd przyszedłeś!

Nadnaturalny pokręcił głową, w ciągu krótkiej chwili omiatając ją wzrokiem. Dałby sobie uciąć głowę, że serce na moment mu się zatrzymało, kiedy dotarło do niego, że jej rana była w bardzo poważnym stanie. Jak nic kula przeorała jej jakiś narząd...

- Jesteś nadzwyczaj pyskata w takich sytuacjach, co? - mruknął, dociskając dłoń do przebitej skóry. - Muszę cię zanieść do Puszczy. Jak najszybciej.

Spojrzała na niego z czystą nienawiścią, próbując chociażby podnieść się do siadu. Nawet gdyby jej nie trzymał, i tak by tego nie zrobiła przez okropny ból w boku.

- Nie ma mowy... - wycharczała. - Zostaw mnie w końcu! Nigdzie z tobą nie idę.

Nie podobało mu się, że kłóciła się z nim w takiej chwili. Choć ten cały Johanes zdążył się już oddalić i tak byli w niebezpieczeństwie. A jakby nie patrzeć, życie Harper było zagrożone.

- Pokrzyczysz sobie na mnie w domu, zgoda? - mruknął, z lekka poirytowany. - Teraz najważniejsze, żebyś...

Niezbyt szybko zorientował się, że dostał kamieniem w głowę. Kurwa, naprawdę miała tupet, żeby rzucać się na niego w takim momencie.

- Harper - warknął, instynktownie wysuwając kły. - Nie ruszaj się, albo pożałujesz.

Czarnowłosa nie słuchała. Ponownie zamachnęła się w jego stronę, choć napędzała ją bardziej adrenalina aniżeli jakakolwiek siła. Starała się nie zwracać uwagi na piekącą i wciąż otwartą ranę, kiedy ponownie wyrwała się w górę, znów prawie uderzając go swoją wyszukaną na szybko bronią.

Harry zrozumiał, że nie miał innego wyboru. Widział, że robiła sobie wielką krzywdę i po prostu nie mógł na to patrzeć. Choć domyślał się, że sprawi jej aż nadto bólu, Cienie podpowiedziały mu co robić.

- C-czekaj!

Wrzasnęła na cały głos, kiedy mocno wgryzł się w jej szyję. Ból był tak silny, że tylko kilka krótkich sekund potrafiła się mu opierać, choć i tak na nic się to nie zdało.

Była pewna, że właśnie w tamtym momencie umiera. Mocno trzymana za głowę, nie potrafiąc ruszyć się o choćby milimetr. Całe życie przebiegało jej przed oczami i wreszcie dotarło do niej, że wcale nie chciała tak po prostu odejść z tego świata.

A gdy tylko straciła przytomność, Harry zrozumiał, jak wielką głupotę popełnił.

***

Szedł bardzo powoli, nic nie mogąc poradzić na kołaczące serce. Oddychała tak płytko.... Tak słabo... Dlaczego była taka blada? Miał jej pomóc, więc dlaczego wybrał możliwie najgorszy moment na oznaczenie? Wiedział doskonale, że samo w sobie jest ogromnym ryzykiem, a kiedy wybranka dodatkowo się wykrwawia?

Połączył się z Willem, od razu po tym, jak wróciło do niego trzeźwe myślenie. Wszyscy byli już w drodze, ale i tak nie było pewności, że Harper dożyje momentu przyjazdu.

Wraz z ulatującym z niej życiem, sam czuł się coraz słabiej. Nie trzeba było być w jego skórze, by domyślić się, co się właśnie działo. Bo przecież wraz ze śmiercią swojej przeznaczonej, on także powinien umrzeć...

Klęknął na środku Puszczy, nie mogąc utrzymać się na nogach. Przeklinał swoją słabość i głupotę. Pomyśleć, że gdyby nie jego błąd, Harper aż tak by na tym nie ucierpiała...

- Ślicznotko... - szepnął, gładząc drżącą dłonią jej policzek. Być może wiedział, że był w tamtym momencie cały z krwi, ale nie zwracał na to uwagi. - Harper?

Nacja III: Ostateczne StarcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz