Rozdział 6

510 35 2
                                    

Bała się. Chociaż świeże powietrze i chwilowa przerwa od Nadnaturalnego miała jej pomóc, po powrocie czuła, że zaraz zaczną drżeć jej ręce. W myślach układała wszelkie przekleństwa na Johanesa, który jak zwykle postanowił robić jej pod górkę. Czyżby przeczuwał, że maczała palce w ostatnim ataku ludzi, który ułatwił zniwelowanie zagrożenia Enmy Shirley?

Zaklęła głośno, już w ogóle nie zwracając uwagi na Harry'ego. Jeśli nadal miała być na celowniku podporucznika, nie widziała swojej przyszłości w zbyt kolorowych barwach. Specjalnie nie przesłuchiwał Nadnaturalnego do końca, byleby wysłać go do niej. Co dziwne, nadal żyła, a jej gardło miało się dobrze.

Ale nie zmieniało to faktu, że odkąd miała go pod swoją opieką, miała być kontrolowana nadzwyczaj dokładnie. Drobne przemyty broni wyjdą na jaw, jeśli tylko zdecyduje się na kolejny ryzykowny krok. Już nawet nie wspominając o jej i kilku innych ludzi planie. Chyba by ją zabili, gdyby cokolwiek wyciekło na zewnątrz...

- Co się dzieje? - Usłyszała głos szatyna, który w każdej chwili był gotowy wstać i złapać ją, jeśli miałaby zamiar stracić przytomność. Oddychała tak niespokojnie, że aż kłuło go w sercu.

Zacisnęła zęby, zła na siebie, że znów dała się ponieść. Przybrała na twarz swój standardowy wyraz i utwierdziła się w przekonaniu, że przecież nic jej już nie obchodziło. Okłamywanie samej siebie wychodziło jej chyba najlepiej.

- Harper?

- Dla ciebie kapral Cooper, panie czaruś - mruknęła w odpowiedzi, spokojnie siadając do laptopa.

Harry zmarszczył brwi, ani odrobinę nie wierząc w nagłą poprawę jej nastroju. Prawdę mówiąc, miał zamiar się z nią przekomarzać, gdy tylko do niego wróci, ale... Kurwa, coś było nie tak.

- Wolę ślicznotkę - odparł zupełnie szczerze. - Gdybyśmy mówili sobie po tytułach, musiałabyś nazywać mnie Pożeraczem Niewieścich Serc.

- Chyba Kogutem z Wybiegu.

Nie mogąc się powstrzymać, uśmiechnął się do niej szeroko. Mimo że powinien traktować ją jak wroga... Do cholery, była jego wybranką! Miał ochotę wypieprzyć ją na tym jej biureczku!

Spiął mięśnie, kiedy spojrzała na niego z powagą. Uważnie obserwował, kiedy wstawała z krzesła i wolnym krokiem do niego podchodziła.

- Wiesz, po co tu jesteś, prawda? - spytała, niemal szepcząc przy jego uchu. - I wiesz, co się stanie, gdy niczego nie zdradzisz.

- Zabijecie mnie? Czy jeszcze trochę potorturujecie? - syknął w jej stronę.

Harper pozostawała spokojna.

- Wiem, że mógłbyś z łatwością rozerwać te kajdanki, zabić mnie i stąd uciec - oznajmiła. - A jednak coś cię tu trzyma.

- Nie zabijam ślicznotek - odparł. - Skąd pewność, że potrafiłbym wam nawalić?

- Jesteś Nacją. Potęgą. Dlaczego po prostu nie rzucisz mi się na szyję? - spytała, choć raczej sama siebie. - Drzwi nie są zamknięte. Wiesz, gdzie jest wyjście, a nawet jeśli nie, będziesz w stanie je wyczuć.

Harry uśmiechnął się do niej zawadiacko. Była to jednak dobra mina do złej gry - skoro nawet jego wybranka potrafiła zauważyć, że coś planował, kwestią czasu było, aż przekaże swoje domysły dalej.

- Dla jasności... To, co powiesz mi w tym pokoju, zostanie tylko w nim - odparła poważnie. - Dowództwu przekażę tylko to, co uznam za niezbyt obciążające.

- W psychologa się bawisz? Myślisz, że ci uwierzę?

- Myślę, że nie. - Wzruszyła ramionami, powoli wstając z kucnięcia. - Ale w późniejszym czasie się dogadamy, panie czaruś.

Nacja III: Ostateczne StarcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz