Rozdział 23

440 33 1
                                    

- Więc twierdzisz, że Lisabeth Petrova to główny generał Mundurowych i jednocześnie twoja matka? - spytał William, podczas kolejnej narady tego dnia. Tym razem uczestniczyła w nim również Harper.

- Tak - odparła pewnie, starając się nie zwracać uwagi na natarczywe spojrzenia czwórki przyjaciół.

- I to ona będzie odpowiedzialna za główną linię obrony?

- Najprawdopodobniej.

William westchnął ciężko, tak naprawdę w ogóle nie spodziewając się takiego obrotu spraw. Mieli zamiar w jakiś sposób dotrzeć do ważniejszego organu władzy i po dokładnym przesłuchaniu po prostu go zabić. W takim razie jak miał zareagować na wiadomość o tym, że ten cały generał Mundurowych to kobieta, a w dodatku matka wybranki Harry'ego?

- Pewnie wiesz, że musimy...

- Nie mam nic przeciwko - oznajmiła od razu. - Łączą nas tylko papiery - dodała, a Harry machinalnie objął ją ramieniem. W końcu siedziała na jego kolanach.

- Jesteś pewna?

Harper przytaknęła. Rzeczywiście nie miała nic przeciwko temu, co wisiało w powietrzu. Co prawda nie wierzyła, by szanse dostania się do ludzkiego rządu wynosiły więcej niż kilka procent, ale akurat o Mundurowych Nacja nie musiała się aż tak martwić.

- Swoją drogą... Nigdy nie mówiłaś o swoim ojcu - zauważył Harry, sugestywnie pytając ją o mężczyznę.

- Nigdy nie mówiłam ci o mojej rodzinie - sprostowała. - Ojca nie znam. Nie wiem, w jakich okolicznościach zostałam poczęta.

- Czy jest możliwość, żeby był Nadnaturalnym? - spytał Will, za co zasłużył sobie na oburzone spojrzenia przyjaciół. - No co? Po ostatnich akcjach wolę mieć pewność...

- Nie, nie ma - odpowiedziała czarnowłosa, powoli wstając z kolan swojego niechcianego partnera. Niestety w późniejszym etapie po prostu wylądowała na jego udach. - Przestań - syknęła. Naprawdę miała dość jego zachowania.

- Spokojnie, Harper. Przyzwyczaisz się do zaborczości Nacji - mruknął Doug, w duchu śmiejąc się pod nosem. - Debby przestała narzekać po miesiącu.

- Jasne... A ja jestem czarownicą - burknął Carl, bardziej interesując się modelem drzwi niż całą tą rozmową.

- Weź nie żartuj, bo jeszcze się okaże, że istnieją. - William pokręcił głową. - Choć nawet jeśli, już byśmy o tym wiedzieli...

- Czy możemy wrócić do tematu wojny? - Harper przewróciła oczami. - Ciągle schodzicie na bezsensowne rozmowy, a sprawa jest przecież poważna!

- Już tak się nie gorączkuj. - Doug spojrzał na nią z błyskiem w oku. - Wiemy o ludziach już wszystko, co konieczne, by wygrać.

- Co nie znaczy, że pewność siebie wam wystarczy!

- Dość - rzekł przywódca, stanowczo krocząc po swoim gabinecie. - Harper. Sprawa wojny i walki nie będzie cię już dotyczyć. Powinnaś skupić się na pełnym wyzdrowieniu, a potem prowadzeniu życia jako kobieta.

Oburzona czarnowłosa łypnęła na niego spojrzeniem, a Harry tylko wzmocnił uścisk na jej talii.

- Jakbym miała za kogo walczyć - prychnęła, ale musiała przyznać, że na czymś się przyłapała. Z niewiadomych dla siebie powodów, od razu objęła stronę Nacji.

- Kochanie, wystarczy - szepnął Harry, podnosząc się z miejsca wraz z nią na rękach. Oczywiście musiał zaznaczyć swoją dominację przed kolegami. - Wracamy do domu.

Nacja III: Ostateczne StarcieWhere stories live. Discover now