Rozdział 2

496 37 6
                                    

Potrafił dowiedzieć się dosłownie wszystkiego od gadatliwych Mundurowych, którzy najwyraźniej myśleli, że jakimś cudem ich nie słyszał. Zaraz... Czy oni mieli w ogóle pojęcie, w jakim języku posługiwała się Nacja? Jeśli nadal byli święcie przekonani, że po swojemu, tkwili w bardzo głupich stereotypach. Chyba logicznym było, że z warkotów i krótkich wyrażeń, przeszli na o wiele bardziej rozbudowany język ludzi. Miało to przecież swoje korzyści.

Dzięki dwóm Mundurowym wiedział już, że zostanie przetransportowany do najbliższej bazy, a zarazem małego więzienia. Nie musiał dużo sobie dopowiadać, by odkryć zamiary tamtejszych dowódców - chcieli informacji. A informacje trzeba było z kogoś wydusić.

Zabawne, prawda? On, najbardziej wyluzowany (i najprzystojniejszy) Harry (i skromny), miał grzecznie odpowiadać na pytania i zdradzić swoją ukochaną Osadę. No chyba nie.

Warknął przeciągle, wyczuwając koło siebie kogoś wrogiego. Im dalej jechali, tym więcej żołnierzy dołączało do jazdy, jakby miał im zaraz uciec. Bo mógł, naprawdę. Pytanie tylko, po co, skoro i on mógł zyskać na swojej "niewoli"?

Czuł, że jadą zwykłymi ulicami miasta. Zapachy Mundurowych mieszały się ze strachem i powagą, nie trzeba było się domyślać, jak byli postrzegani przez większość cywili. Nie miał jednak czasu nad tym myśleć, skoro w dość krótkim czasie wjechali przez jakąś bramę, bezpośrednio dostając się do bazy zero dwanaście.

Musiał przyznać, że ludzie mieli swoje sposoby na obezwładnienie Nadnaturalnych. Spodziewał się kolejnego rażenia prądem, jednak zamiast tego, poczuł nieprzyjemny w zapachu dym, który wpuścili mu do środka klatki. Nie dość, że zaczęły łzawić mu wrażliwe oczy, to jeszcze ledwo potrafił w tym gównie oddychać.

I właśnie w taki sposób po raz kolejny stracił przytomność.

***

Ku swojej boleści, musiał przyznać, że ten dziwny ludzki specyfik był kurewsko mocny. Nie miał pojęcia, co takiego mogło wywoływać u Nacji tak wielkie efekty i w sumie chyba nawet wolał się tego nie dowiadywać. Jedynym, co go zastanawiało, było to, dlaczego nie wykorzystywali tego bezpośrednio w walkach? Na mózg im padło, że walczyli tylko zwykłą bronią, mając takiego asa w rękawie?

Gdy tak później o tym myślał, korzystając z czasu wolnego za kratkami, mogli mieć w tym jakiś większy plan. Przecież Nacja też nie wyjawiła wszystkich swoich kart przetargowych na samym początku. Być może naprawdę szykowało się coś grubszego niż zwykłe ataki i należało się do tego przygotować. Czym bardziej musiał połączyć się ze swoimi.

Jak na złość, zegarek w jego celi w ogóle nie chciał łapać zasięgu. Jedyną dobrą wiadomością był brak kamer, które mogłyby go przyłapać na wgapianiu się w jakąś podejrzaną bransoletę na nadgarstku. Dziwił się, że jeszcze mu jej nie zabrali - owszem, zostawili go w tych samych, brudnych ubraniach, ale telefon z kieszeni jakimś cudem zniknął. Ciekawiło go, jak głupi byli niektórzy z nich.

Rana w brzuchu zaczęła się zasklepiać dopiero w jego celi. I tak szło to bardzo opornie, ale nie musiał przynajmniej martwić się, że wypadną mu jakieś organy... Choć to i tak najprawdopodobniej jeszcze by go nie zabiło. Spokojnie, moi drodzy, Nacja znajdowała się czasami w o wiele większych opałach niż nasz Harry.

Westchnął przeciągle, czując nieprzyjemne ssanie w żołądku. Sądząc po jego instynktownym zachowaniu, nie jadł z trzy dni. I to nie mogło go zabić, ale i tak chętnie wgryzłby się w jakieś mięso... Mogło być nawet ludzkie, skoro Mundurowi mieli go pod dostatkiem.

Jego życzenie jakby zostało wysłuchane. Co prawda nie dostał nic ludzkiego, ale rzucony na środek celi dobry kawałek wieprzowiny wyglądał całkiem nieźle. Szkoda tylko, że ludzie podali mu to, jak psu, śmiejąc się z jego zirytowanej miny.

Nacja III: Ostateczne StarcieWhere stories live. Discover now