Rozdział 22

475 34 3
                                    

Nie wierzyła, by można było zakochać się w kimś tylko i wyłącznie dlatego, że nagle stał się jego wybrankiem. Nie rozumiała, w jaki sposób Harry mógł cokolwiek do niej poczuć, skoro w ogóle się wcześniej nie znali i byli de facto wrogami. Wyczuł w niej swoją partnerkę i co? - dobra, już ją kocham? Przecież to było nierealne.

Czuła się dosyć niekomfortowo, kiedy opowiadał jej o początkach ich znajomości i dlaczego tak bardzo jej pożądał. Kiedy wspomniał o tamtym niefortunnym zbliżeniu, kiedy prawie ją ugryzł, odruchowo sięgnęła do biodra, na którym zwykła trzymać kaburę.

- Nie rozumiem cię - przyznała szczerze. - I nie wierzę.

Harry westchnął, zmuszając się do puszczenia jej dłoni. Ciągle utrzymywał z nią kontakt wzrokowy, a jednak nie chciała go wysłuchać.

- Harper, tak to u nas działa. Po prostu widzisz wybrankę i pach! Jeśli byłabyś Nadnaturalną, poczułabyś to dokładnie tak samo.

Pokręciła głową. Zastanawiała się, czy chciał ją zbajerować, by z własnej woli została w Osadzie, czy po prostu szukał w niej korzyści. Tak, czy owak, nie udawało mu się to.

- A jeśli tylko udajesz? To też jest możliwe, prawda? - mruknęła, a Harry prawie warknął na nią z oburzeniem.

- Jest - burknął. - Ale nie udawałbym przecież, że kocham człowieka. To się dzieje naprawdę.

- Więc udowodnij - zażądała. - Nie mam od ciebie nic oprócz tej marnej gadki.

- Jesteś tego pewna? - spytał, bardzo uważnie oglądając jej szyję.

- Co planujesz?

Nie zdążyła ruszyć się choćby o centymetr, a już dopadł jej usta. Poczuła się, jak na haju. Zaczęło kręcić jej się w głowie z nadmiaru wrażeń, a z pulsowania w brzuchu wcale nie była zadowolona.

- Harry - wystękała, niezdolna do niczego innego. Chciała go odepchnąć, ale jakaś niewidzialna siła trzymała ją w miejscu.

Nadnaturalny uśmiechnął się zadziornie, zaraz potem zasysając skórę na wrażliwej szyi. A kiedy przeszedł na oznaczenie... Przyjemnie łaskoczące uczucie sprawiło, że mimowolnie jęknęła. Wystarczyły jej drobne muśnięcia, by od razu poczuła się podniecona. O Harrym nawet nie wspomnę.

Z trudem się od niej odsunął, obejmując ją od tyłu ramionami. Poczekał chwilę, aż jego partnerka dojdzie do siebie, z uśmiechem obserwując napinające się ciało.

- Wystarczy ci dowodów, ślicznotko?

- Co to kurwa było? - warknęła, gwałtownie się do niego obracając.

- To, jak na ciebie wpływa na tym etapie więź - odparł niewzruszony. - Przyznaj, podobało ci się to.

Dostrzegł, jak zadrżały jej wargi, zanim mocno przywaliła mu w policzek. Westchnął cicho, ale tak naprawdę nie zrobiło to na nim wrażenia. Na niej wręcz przeciwnie - miała ochotę wykastrować go tam na miejscu!

- Spokojnie, ślicznotko. Przecież sama chciałaś, żebym udowodnił ci naszą więź - mruknął, biorąc ją za ramię i prowadząc z powrotem do domu Williama. - Fochy zostaw na później. Dogadamy się w moim łóżku.

***

Za swoje odzywki skończył z lekko opuchniętym okiem. Zdawał sobie sprawę, że skoro była Mundurową musiała mieć choć trochę siły, ale nie spodziewał się, że potrafi tak mocno przywalić. Zresztą trochę mu się należało, prawda? Wiedział, że nie powinien tak tego rozwiązywać, a jednak dał się ponieść pokusie i po prostu ją pocałował. Potem dokładnie wylizał... Matko, miał ochotę jak najszybciej do tego powrócić...

Nacja III: Ostateczne StarcieWhere stories live. Discover now