Rozdział 1

900 39 5
                                    

Harry obudził się, ze stęknięciem podnosząc się do siadu. Było to bardzo złym pomysłem, ale dowiedział się tego dopiero po ostrym bólu po prawej stronie brzucha. Zaklął pod nosem, zmuszając swoje oczy do jak największego skupienia i rozejrzenia się po miejscu, w którym się znajdował. Warknął głośno, orientując się, że był w jakiejś klatce bez dostępu do światła i mógł tylko domyślać się, że jest przewożony przez wóz Mundurowych.

- O... Koleżka się obudził - zaśmiał się jeden z nich, a drugi od razu mu zawtórował.

- Nudzi ci się? Może zafundujemy ci parę atrakcji?

Nie wiedział, o co mogło chodzić drugiemu, dopóki nie podskoczył na potężnym wyboju. Warcząc i sycząc z bólu na zmianę, miał ochotę przebić się przez metalową ścianę i ich pozagryzać.

Co tam robił? Dlaczego do cholery miał jakąś ranę na brzuchu? Wszystkie informacje zaczęły napływać do niego wraz z nurtem wspomnień. Pamiętał, że walczył. Już to, że został dźgnięty przez Puszczę również. Ale jak znalazł się w wozie Mundurowych? W dodatku po cholerę im był?

Gdy nie wyczuł żadnych kamer, a tym samym żadnego wzroku na sobie, zerknął na zegarek na prawej ręce. Zaklął w myślach, widząc, że nie działa. Po ciemku grzebał w bransolecie, starając się cokolwiek zaradzić. Nie po to wzięli je od ludzi, żeby teraz nie potrafić się przez nie połączyć!

Zanim cokolwiek zdążył zrobić, ponownie jęknął z bólu, staczając się w coraz większą ciemność.

***

Gdy ponownie się obudził, instynktownie wyczuł, że mieli już ranek następnego dnia. Rana, jak bolała, tak bolała i tak naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego jeszcze w pełni się nie zasklepiła. Był przecież Nacją, Nadnaturalnym - już nie powinna zagrażać jego życiu! Czy z atakiem zadanym przez Puszczę było inaczej? Czy w tamtym momencie leczył się, jak normalny człowiek? Tak. A to wcale nie działało na jego korzyść.

- Kurwa - mruknął, starając się oprzeć o jedną z metalowych ścian.

Kiedy w końcu cokolwiek udało mu się zrobić, dostrzegł trzy dziurki, które miały zapewnić dojście powietrza. Świetnie. Było to jego jedyne źródło jakiegokolwiek światła.

Po kilku uspokajających wdechach starał się podejść do wszystkiego racjonalnie. Był w zamknięciu. Nie miał siły, by podnieść się na nogi. Jego bransoleta najprawdopodobniej była zepsuta. Kurwa, to brzmiało, jak scenariusz jakiegoś dramatu!

Zamknął na chwilę oczy, wyobrażając sobie spokojną Osadę. Chyba tylko to potrafiło na chwilę odciągnąć go od bardzo nieprzyjemnych myśli. Wiedział, że musiał się uspokoić. A jednak ogarniała go coraz większa wściekłość.

Mocno uderzył w ścianę obok siebie, robiąc w niej lekkie wgłębienie. Już wtedy wiedział, że w pełni sił, mógłby się wydostać. A jednak tylko połamał sobie palca, świetnie.

- Ojoj, ktoś się nam wkurza z tyłu. - Usłyszał bardzo nieprzyjemny głos zza swoich pleców.

Drugi zaśmiał się krótko, od razu wjeżdżając w jakąś pomniejszą dziurę. Wystarczyło, by zakołysało Harrym na wszystkie strony. Czuł, że gdy tylko się wydostanie, ze szczególnym okrucieństwem powyrywa im kończyny.

Z powrotem nastawiając kość we wskazującym palcu, skupił się na wszystkich otaczających go dźwiękach. Nie było łatwo przebić się przez głosy Mundurowych, ale zdołał oszacować liczbę pojazdów, jakie jechały przed nim, jak i za nim. I co dziwne, nadal znajdował się w Puszczy.

No tak, nie czuł nigdzie matki Claire. To za jej sprawką został dźgnięty, a jednak nie czuł do niej jakiejś większej złości. Żartuję, był wkurwiony, jak nigdy.

Nacja III: Ostateczne StarcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz