MInęło pięćdziesiąt osiem dni, gdy ostatni raz moje usta zetknęły się z gwintem butelki. Czterdzieści sześć odkąd Lexie ostatni raz pojawiła się w szkole. Połowa miesiąca od czasu kiedy moje łóżko ogrzewała kobieta. Tydzień od zamieszek, które rozgorzały po ujęcia Ericka przez policję i zabranie go z Newark High.
Choć rozstaliśmy się z Gią nieco ponad tydzień temu, ostanie chwile naszego związku były naznaczone jej nieobecnością. Dziewczynę zdawałem się odchorować, nucąc pod nosem Easy come, easy go nawet podczas szkolnej pauzy. Gorzej z plecami, które dokuczały mi po konfrontacji z Cormackiem podczas zamieszek w szkole. Po proteście szukano winnych; nie obyło się bez przesłuchań, kilku uczniów zostało zatrzymanych i zawieszonych. Znalazło się wielu rannych, na szczęście żadnych przypadków śmiertelnych. Sprawa z Erickiem się przedłużała, tak że nieomal obgryzałem paznokcie z nerwów. W tym czasie byłem jak bomba z samozapłonem i Jackson chodził dookoła mnie na palcach. Nic nie wskazywało na to, że spędzimy Wigilię Bożego Narodzenia we względnych nastrojach.
W tym czasie mój brat wygrzebał skądś drewnianego elfa-zabawkę, który zgodnie ze zwyczajem, miał bacznie obserwować, czy domownicy nie dopuszczają się żadnych niecnych postępków. Głuptas najwyraźniej spodziewał się, że drewniana zabawka powstrzyma mnie od wyładowania swojej frustracji w sposób lekkomyślny, czyli taki, który nie przypadłby do gustu Świętemu Mikołajowi. Prawdę mówiąc miałem ochotę narozrabiać tak, że: Ho, ho, i żaden rubaszny grubas w czerwonym wdzianku nie był w stanie mnie powstrzymać.
Jackson wiedział, że trzymałem się naprawdę ostatkiem woli, dlatego nie skomentował, kiedy w przeddzień Wigilii położyłem się do łóżka wcześniej niż zazwyczaj. Miałem wrażenie jakbym wskoczył do studni, a moje sny były ciężkie i oscylowały wokół Gii i Erica. Od dłuższego czasu do mojej świadomości próbował przedrzeć się dźwięk, dochodzący jakby z innego świata. Sięgnąłem na oślep po telefon, znajdujący się na nocnej szafce. Spodziewałem się usłyszeć Terrence'a albo nawet tego czubka, Benny'ego, jednak w słuchawce rozległ się głos, który nie od razu rozpoznałem.
– Śpisz?
– Nie, ryby sobie łowię – burknąłem do słuchawki.
– Musiałbyś wydrążyć przerębel na Weequahic Lake, chyba, że masz na myśli połów w Walmarcie. Tylko musisz się spieszyć, by nie ubiegł cię Benjamin Watchers...
Ociekający sarkazmem kobiecy głos, sprawił, że usiadłem na łóżku zupełnie przytomny.
– Chryste, Ava, przepraszam! Tak właśnie sobie spałem i... – tłumaczyłem się jak głupi.
Spojrzałem w dół na kołdrę, by przekonać się, czy nie był to jeden z tych snów, jednak takie niespodzianki przydarzały mi się, gdy byłem nastolatkiem. Niemożliwe więc by...
– Cieszę się, że twój sarkazm ma się dobrze – przerwała moje rozmyślania. – Levi, potrzebuję twojej pomocy.
Jeśli poprosi mnie, bym zrobił jej dobrze ustami , będę przynajmniej pewny, że to sen.
– Jesteś tam?! – krzyknęła poirytowana.
– Tak, tak – odchrząknąłem, bo nagle strasznie zachciało mi się pić.
– W knajpie u Benny'ego rozdzwonił się alarm. Pewnie to nic wielkiego, dziadyga zapomniał zamknąć lufcik, a wyjechali z Rhondą do Egiptu. Dzwoniłam do Milesa, ale na tego miglanca nie można liczyć. Muszę to sprawdzić, a jest środek nocy... – urwała.
Myśl, Madsen, myśl. Ona prosi cię o...
– Przyjechać po ciebie? – Olśniło mnie.
– Tak! – wykrzyknęła do słuchawki z uczuciem ulgi.
![](https://img.wattpad.com/cover/251057157-288-k96649.jpg)
YOU ARE READING
Belfer (ZAKOŃCZONA)
General FictionPowroty nigdy nie są łatwe. Leviemu Madsenowi nie trzeba tego dwa razy powtarzać. Wykładowca na Jersey City State College wraca do znienawidzonego Newark, by objąć posadę opiekuna najstarszego rocznika i nauczyciela języka angielskiego w Newark High...