Rozdział 28 Nieuniknione

237 27 87
                                    

MInęło pięćdziesiąt osiem dni, gdy ostatni raz moje usta zetknęły się z gwintem butelki. Czterdzieści sześć odkąd Lexie ostatni raz pojawiła się w szkole. Połowa miesiąca od czasu kiedy moje łóżko ogrzewała kobieta. Tydzień od zamieszek, które rozgorzały po ujęcia Ericka przez policję i zabranie go z Newark High.

Choć rozstaliśmy się z Gią nieco ponad tydzień temu, ostanie chwile naszego związku były naznaczone jej nieobecnością. Dziewczynę zdawałem się odchorować, nucąc pod nosem Easy come, easy go nawet podczas szkolnej pauzy. Gorzej z plecami, które dokuczały mi po konfrontacji z Cormackiem podczas zamieszek w szkole. Po proteście szukano winnych; nie obyło się bez przesłuchań, kilku uczniów zostało zatrzymanych i zawieszonych. Znalazło się wielu rannych, na szczęście żadnych przypadków śmiertelnych. Sprawa z Erickiem się przedłużała, tak że nieomal obgryzałem paznokcie z nerwów. W tym czasie byłem jak bomba z samozapłonem i Jackson chodził dookoła mnie na palcach. Nic nie wskazywało na to, że spędzimy Wigilię Bożego Narodzenia we względnych nastrojach. 

W tym czasie mój brat wygrzebał skądś drewnianego elfa-zabawkę, który zgodnie ze zwyczajem, miał bacznie obserwować, czy domownicy nie dopuszczają się żadnych niecnych postępków. Głuptas najwyraźniej spodziewał się, że drewniana zabawka powstrzyma mnie od wyładowania swojej frustracji w sposób lekkomyślny, czyli taki, który nie przypadłby do gustu Świętemu Mikołajowi. Prawdę mówiąc miałem ochotę narozrabiać tak, że: Ho, ho, i żaden rubaszny grubas w czerwonym wdzianku nie był w stanie mnie powstrzymać.

Jackson wiedział, że trzymałem się naprawdę ostatkiem woli, dlatego nie skomentował, kiedy w przeddzień Wigilii położyłem się do łóżka wcześniej niż zazwyczaj. Miałem wrażenie jakbym wskoczył do studni, a moje sny były ciężkie i oscylowały wokół Gii i Erica. Od dłuższego czasu do mojej świadomości próbował przedrzeć się dźwięk, dochodzący jakby z innego świata. Sięgnąłem na oślep po telefon, znajdujący się na nocnej szafce. Spodziewałem się usłyszeć Terrence'a albo nawet tego czubka, Benny'ego, jednak w słuchawce rozległ się głos, który nie od razu rozpoznałem.

– Śpisz?

– Nie, ryby sobie łowię – burknąłem do słuchawki.

– Musiałbyś wydrążyć przerębel na Weequahic Lake, chyba, że masz na myśli połów w Walmarcie. Tylko musisz się spieszyć, by nie ubiegł cię Benjamin Watchers...

Ociekający sarkazmem kobiecy głos, sprawił, że usiadłem na łóżku zupełnie przytomny.

– Chryste, Ava, przepraszam! Tak właśnie sobie spałem i... – tłumaczyłem się jak głupi.

Spojrzałem w dół na kołdrę, by przekonać się, czy nie był to jeden z tych snów, jednak takie niespodzianki przydarzały mi się, gdy byłem nastolatkiem. Niemożliwe więc by...

– Cieszę się, że twój sarkazm ma się dobrze – przerwała moje rozmyślania. – Levi, potrzebuję twojej pomocy.

Jeśli poprosi mnie, bym zrobił jej dobrze ustami , będę przynajmniej pewny, że to sen.

– Jesteś tam?! – krzyknęła poirytowana.

– Tak, tak – odchrząknąłem, bo nagle strasznie zachciało mi się pić.

– W knajpie u Benny'ego rozdzwonił się alarm. Pewnie to nic wielkiego, dziadyga zapomniał zamknąć lufcik, a wyjechali z Rhondą do Egiptu. Dzwoniłam do Milesa, ale na tego miglanca nie można liczyć. Muszę to sprawdzić, a jest środek nocy... – urwała.

Myśl, Madsen, myśl. Ona prosi cię o...

– Przyjechać po ciebie? – Olśniło mnie.

– Tak! – wykrzyknęła do słuchawki z uczuciem ulgi.

Belfer (ZAKOŃCZONA)Where stories live. Discover now