Rozdział 8 Słodko-słone

485 48 103
                                    

Szmer, który usłyszałem zaraz po przebudzeniu, przywodził na myśl zakłócenia akustyczne, które wydają z siebie radia, gdy chcą doprowadzić człowieka na skraj wytrzymałości. Dźwięk przechodził miarowo w pisk, a ja myślałem, że zaraz rozsadzi mi łeb. Czułem się jak przekaźnik, przez który przechodzą miliony impulsów, a każde drgnienie rejestrowałem niczym najczulszy metronom.

Znajdowałem się w stanie sennego paraliżu, który zakleszczył mnie gdzieś pomiędzy jawą a snem, zamykając moje gardło w lodowatym uścisku swojej zimnej ręki. Otworzyłem oczy, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, jakby ktoś wsypał mi pod powieki całą Saharę. Ktokolwiek to był, zrobił to samo z moim gardłem.

Już nigdy nie będę walił wódy w samotności.

Owinąłem się kołdrą i zszedłem na dół. Sięgnąłem na oślep po Alka Seltzer i wrzuciłem tabletkę, która odbiła się boleśnie od ścian kubka. Zalałem miksturę i usiadłem przy kuchennej wyspie. Nie lubiłem, gdy coś wymykało mi się z rąk, a Owen Perkins stanowczo zaliczał się do tej grupy. Upiłem łyk substancji, która rozlała się po moim gardle, pozostawiając nieprzyjemny posmak. Żarty się skończyły. Dealer panoszył się w szkole i ktoś musiał położyć temu kres.

Obserwując dotychczasowe działania dyrekcji, wiedziałem, że nie kiwnie nawet palcem. Celeste nie dostrzegała nic prócz czubka własnego spiczastego nosa, przed którym zdołała przemknąć nawet taka zakała jak Theodore G., znany z pierwszych stron gazet jako „pedofil z Newark". Niestety, byłem jedyną osobą, która mogła skutecznie wyplenić, panoszącą się wśród młodzieży zarazę. I zamierzałem zrobić to niezwłocznie, nie przebierając w środkach.

***

Prysznic zaspokoił palącą potrzebę odświeżenia nie tylko ciała, ale też umysłu i dał poczucie nowej skóry. Nadal czułem ćmiący ból głowy, czający się w potylicy, lecz nie tak dotkliwy jak wcześniej. Opierając dłonie na umywalce, spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Zmęczoną twarz pokrył jednodniowy zarost. Wziąłem do ręki maszynkę, lecz zaraz zrezygnowałem. Laski to kręci, a dodatkowo odwróci uwagę od podkrążonych oczu.

Przeczesałem dłonią mokre włosy i skierowałem się do szafy, zachodząc w głowę, co też może podobać się Stelli. Po namyśle wybrałem czarną koszulę, zawijając jej rękawy do łokci. Dżinsy z przetarciami dopełniły sprawy. Zbiegłem po schodach, chwytając w biegu kluczyki do samochodu. To, co zastałem po wyjściu z domu, ścięło mnie z nóg.

Na podjeździe stała, jak gdyby nigdy nic, Alexis „Lexie" Hammond.

Oparła się o ogrodzenie, krzyżując nogi na poziomie kostek. Obrzuciła mnie znudzonym spojrzeniem i odgarnęła włosy, które przylepiły się do pomalowanych czerwonym błyszczykiem ust.

– Co ty tu, kurwa, robisz?! – wyrwało mi się.

Rozejrzałem się w panice. Odkąd się wprowadziłem, nie było dnia, by sąsiadka z naprzeciwka nie filowała mnie z okna. Byłem tak wściekły, że sam nie wiedziałem, czy wtargać dziewuchę do domu, czy siłą zaciągnąć do samochodu.

– Wyluzuj – odparła Lexie, zakładając ręce na piersi. – Przyszłam cię tylko przeprosić.

Dopadłem do dziewczyny i chwytając za ramię, pociągnąłem ją za pobliski iglak. Gdy się zbliżyłem, poczułem od niej intensywny kwiatowy zapach.

– Mogłaś to zrobić w szkole – warknąłem, puszczając ją.

Dziewczyna skrzywiła się lekko, rozmasowując obolałą rękę.

– Mam coś twojego. – Sięgnęła do kieszeni kurtki z logiem szkoły i podała mi złożoną na cztery kartkę. Listę obecności.

Wziąłem ją od niej i schowałem w tylnej kieszeni jeansów.

Belfer (ZAKOŃCZONA)Where stories live. Discover now