Rozdział 12: Żerowisko

397 43 134
                                    

Siedziałem naprzeciwko niej i przyglądałem się delikatnym zmarszczkom wokół jej oczu. Drobne kędziorki, wystające za linię czoła, okalały jej twarz złocistą aureolą i sprawiały, że wyglądała młodzieńczo i kwitnąco.

Powędrowałem wzrokiem w dół, od zagłębienia pod oczami, które sugerowało ślęczenie nad książkami do późnych godzin nocnych. Po drodze podziwiałem delikatną jak alabaster cerę, przez którą prześwitywały niebieskie żyłki, kończąc na idealnie zarysowanym łuku Kupidyna. Ilekroć obdarzała mnie uśmiechem, zawsze znajdował odzwierciedlenie w jej oczach, dwóch jeziorach, o niezmąconej, płaskiej jak lodowisko, tafli.

A ja zastanawiałem się, dlaczego zamiast kąpać się w niebieskiej toni, dwakroć bardziej wolałem skoczyć na główkę w otchłań zielonej studni.

Stella wydawała się być ucieleśnieniem wszystkiego, o czym zawsze marzyłem, a czego nigdy nie mogłem mieć. Im dłużej na nią patrzyłem, coraz bardziej przekonywałem się o jej nienagannej perfekcji. Nawet teraz, gdy narzekała na siostrę, nie mogłem wyzbyć się wrażenia, że wszystko co robiła, było idealne i pozbawione cienia obłudy.

– ...gdy byłam dzieckiem, nieraz zapomniała odebrać mnie z przedszkola. Teraz wydaje mi się to nawet zabawne. – Zachichotała. – Pamiętam, jak wróciła ze spaceru z naszym owczarkiem szetlandzkim bez niego, bo się zamyśliła... Na szczęście Risky jest na tyle bystry, że sam znalazł drogę do domu... – Wybuchła perlistym śmiechem, co sprawiło, że w moich uszach rozbrzmiały wesoło dzwoneczki.

Gdy śmiała się ona, miałem wrażenie, jakby niewidzialna siła wysadziła wszystkie witraże w katedrze Notre Dame.

– Ale ciebie to nie interesuje. – Stella spojrzała na mnie podejrzliwie.

Co się ze mną działo? Przetarłem zmęczoną twarz i posyłając jej przepraszający uśmiech, upiłem spory łyk kawy. Siedzieliśmy w Benny's, tak jak przyrzekłem wcześniej wujaszkowi. Wątpiłem, by miał w pamięci wymuszoną na mnie obietnicę, a tym bardziej nie spodziewałem się, że zapamiętał Stellę. Jednak, kiedy weszliśmy, powitał nas wylewnie, nazywając moją przyjaciółkę blond pięknością.

– Chodzi o wczorajsze konsultacje? Bardzo ci się naprzykrzyli? – zapytała współczująco.

– Nieco – odparłem. – Matka Erica jest nieźle rąbnięta.

– Coś słyszałam... – Zrobiła zdegustowaną minę. – Udało ci się w końcu wyjaśnić, kto obraził ciebie i Archiego? – Założyła za ucho włosy, które wymknęły się z kucyka.

– To jego sprawka.

Powiedziałem jej o incydencie z listą, oczywiście pomijając niechcianą wizytę Lexie. Nie widziałem powodu, dla którego miałbym o tym nie wspomnieć. Stella spojrzała na mnie, jakbym był niespełna rozumu.

– Myślałam, że to on był ofiarą tego wybryku – odparła skonsternowana.

– Okazało się, że Cormack i spółka kazali mu tak napisać.

Stella zrobiła skwaszoną minę i ułamała kawałek bułeczki cynamonowej. Dzięki uprzejmości wujaszka cieszyliśmy się w miarę ustronnym miejscem, z dala od głośnej klienteli. Można powiedzieć, że knajpa Benny's, podobnie jak jego właściciel, przeżywała właśnie swój renesans, drugą, niekoniecznie gorszą, młodość.

– Przydałaby mu się fachowa pomoc. Szkoda patrzeć, jak dzieciak się marnuje. – Oblizała słomkę.

Rozejrzałem się, ale nie napotkałem wzrokiem nikogo znajomego, poza wujaszkiem obłapiającym Pam na zapleczu. Od strony kuchni doszedł mnie stek niepoślednich wyzwisk.

Belfer (ZAKOŃCZONA)Where stories live. Discover now