Rozdział 24 Noah

181 28 47
                                    

Próbując znaleźć odpowiedź na pytanie: „Co mogło pójść nie tak?" musiałem wziąć pod uwagę wszystkie wypadkowe, co było, rzecz jasna, niemożliwe. Mogło klęknąć dosłownie wszystko, jednak najwyżej obstawiałem, że w akcie zemsty Lexie szykuje dla mnie coś wyjątkowo paskudnego. W sumie jakby nie patrzeć, mogły zbić sobie piątkę ze Stellą.

Jednak nawet w najśmielszych snach nie przewidziałem, że moją tymczasową sielankę przerwie pojawienie się długonogiego bociana z malcem na podołku. Usiłowałem żartować, choć zdecydowanie nie było mi do śmiechu, mimo że moja była żona okazała się mieć z bocianem całkiem wiele wspólnego. Nie tylko nogi sięgające nieba, dziecko przytroczone do pleców za pomocą chusty, ale też nieprzerwany bociani klekot. Usta jej się nie zamykały.

Jej sponsor zaparkował po drugiej stronie ulicy, jakby w obawie, że mógłbym przefasonować mu mordę, czy coś. Najwyraźniej nie poznał jeszcze wszystkich „atutów" mojej eks, przekonany przez nią samą o jej „nieskazitelnej" osobowości. Pewnie żmija nagadała mu, że sama ode mnie odeszła.

Zaśmiałem się, gdy za kierownicą dostrzegłem lalusia spod czwórki, któremu nieomal wepchnąłem pamiątkowy zegarek po starym. Layla to miała jednak spust. Machnąłem mu ręką w geście powitania, na co facecik skurczył się w sobie na siedzeniu auta.

– Czemu to zawdzięczam tę niespodziewaną wizytę w środku tygodnia? – Starałem się brzmieć wesoło, jednak coś mi mówiło, że wiedziałem, jak to się dalej potoczy.

– Wyjeżdżam z Kevinem na kilka dni.

– Ekstra. Mogę się z wami zabrać?

Spojrzała na mnie jak na idiotę.

– Taki żarcik na rozluźnienie. – Oparłem łokieć o framugę. – Co ja mam z tym wspólnego?

– Podobno nie pijesz.

– Podobno. I?

– Zajmij się małym.

– Layla, nie żeby coś, ale jest ŚRODA. Mówi ci to coś? Nie? – ironizowałem. – Zwykle w środy ludzie pracują. W czwartki i piątki też!

– To nagła sytuacja. – Ułożyła usta w cienką linię.

– Mogłaś zadzwonić. – Byłem nieustępliwy.

– Czego nie rozumiesz w słowie: „nagła"? – Uniosła głos. – Chciałeś być tatusiem, więc teraz masz okazję.

Podniesione głosy zaaferowały Gię, która pojawiła się niepostrzeżenie za moimi plecami.

– A więc dlatego nie możesz zająć się dzieckiem. – Sarknęła ironicznie. – Nowy nabytek?

– A twój? – Nieźle się wkurzyłem.

Noah od dłuższego czasu zdradzał pozory zaniepokojenia zaistniałą sytuacją, a teraz nasza kłótnia spowodowała, że w końcu zaniósł się rzęsistym płaczem. Westchnąłem. Właśnie tak by było, gdybym został z Laylą. Gia pomogła zaskoczonej Layli wyzwolić zapłakanego Noaha z chusty i wzięła go na ręce.

– Nie masz się czym martwić. Zajmiemy się małym. Prawda, Levi? – Zapytała z naciskiem.

Tsk. Spróbowałbym powiedzieć, że nie.

– Masz jego rzeczy? – Zwróciła się do Layli.

Zaskoczonej miłym przyjęciem, Layli odechciało się najwyraźniej robić scen, bo podała mojej dziewczynie niewielką torbę z rzeczami Noaha.

– Dziękuję – wymamrotała, po czym spojrzała na mnie. – Dupek – dodała, posłała maluchowi powietrznego buziaka i machnęła na kierowcę.

Belfer (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz