Może i była to zazdrość ze strony Victora, jednak ukryć nie potrafił, że chęć natychmiastowego odstrzelenia jej głowy była myślą, którą wszystko prędko przepędził z głowy.

Wraz z jej wezwaniem na korytarzu przed salą pojawiła się nieznaczna ochrona, jednak w rytm kroków pułkownika, Theo i Blair sprawnie odstrzelili nielicznych nieprzyjaciół, budząc przy tym jedynie pewny, zgrabny uśmiech na twarzy czekoladowowłosego mężczyzny. Zadowolony Victor pewnie przystanął tuż naprzeciwko drewnianej ławy sędziów, a ręką sięgnął pewnie do swojej prawej kieszeni kurtki. Widział jak kobieta skanuje go pośpiesznym, niepewnym spojrzeniem, które zaraz zbiegło na urządzenie rzucone jej pod nos.

Niewielki dyktafon. Symbol zakończonej wojny, przesądzonej zwycięstwem na ich stronę.

— Dowód na winę generała Nelsona Duke'a. Jeżeli chcecie grać sprawiedliwie, powinniście to rozpatrzeć — odparł pewnie Victor, kątem oka zerkając w stronę wspomnianego generała. Duke jak na zawołanie wytrzeszczył swoje oczy, uderzając pięścią w blat. Zaintrygowana reprezentantka podeszła bliżej dyktafonu rzuconego przez pułkownika. Ze swojego schronienia wychylili się reprezentanci prawni obu poglądów. Sam szatyn natomiast uniósł szeroko swoje kąciki ust, odwracając się pewnie i odważnie, oko w oko w stronę generała Duke'a. — Pozwólcie, że przedstawię sytuację. Generał Duke wraz z kolebką republikańskiej władzy stworzył narkotyk pod nazwą Lycoris Radiata, który miał zostać podany rodzinie królewskiej dla jej wyeliminowania. Coś jednak uciekło im spod kontroli, a narkotyk rozniósł się w formie choroby po całym kraju, wybijając całą rodzinę królewską z wyjątkiem księcia Scarletta, którego generał zdecydował się pozbyć, wysyłając na czystą śmierć do Cataley bez żadnej, gruntowniejszej ochrony. Działania księcia Scarletta, jego włamanie do bazy wojsk republikańskich było jedynie próbą zdobycia dowodów na winę republikanów, czego owoc macie podany jak na tacy. Generał pojmał księcia bez zgody Rady Konsulatów i brutalnie przesłuchał. Cała rozmowa została nagrana,

Wskazał otwartą dłonią na niewielki dyktafon zostawiony na środku ławy. Reprezentantka rady pewnie złapała między chude palce urządzenie, a jej wargi uchyliły się w niepewności, kiedy odszukiwała przycisku włączającego. Victor przybił sobie w głowie mentalną piątkę, zbijając swoje spojrzenie z samym, rozjuszonym Nelsonem.

— A tobie generale, proponowałbym powstrzymać swoja niewyparzoną buźkę. Gdyby nie twoje gadulstwo, może i to wszystko uszłoby ci na sucho.

Generał w mgnieniu oka z zaciętego do walki, krwiożerczego wroga zmienił się w małego, drobnego Yorka, który na swoim horyzoncie ujrzał psa większego od siebie. Jego oczy niemalże same wypadły z orbit, ciało zasadził zimny, przeraźliwy dreszcz wymieszany z nerwowym potem, a mimo że wargi uchyliły się na wzór chęci wyrzucenia jakiś pełnych bluźnierstwa słów, sam generał nie powiedział zupełnie nic. Wyglądał jakby momentalny strach, wściekłość i zdziwienie wywołały w nim mieszankę wybuchową, która znacznie przeciążyła system starszego już mężczyzny. Natomiast w tym wszystkim satysfakcję zbijał sam Victor oraz reszta jego drużyny na czele z Scarlettem.

Duke pewien był, że porzucenie Victora z nielicznymi, pięcioma obcokrajowcami nic mu nie zagraża. Był zbyt pewien swojej wygranej, zbyt odważnie rozkładał karty w tej grze, nie zauważając jasno ujawnionego asa w talii swojego przeciwnika.

A co najważniejsze — sam siebie wkopał swoim wyrafinowanym gadulstwem i zapatrzeniem we własną osobę. Tymi czynnikami przechylił szalę zwycięstwa tej szalonej wojny na ich stronę.

Najwidoczniej zdał sobie sprawę z zapachu swojej nagłej, żałosnej porażki w chwili, gdy kobieta włączyła nagranie. Momentalnie głos samego Dukea zapełnił w akompaniamencie donośnego trzeszczenia ściany sali sądowej. Wycięta rozmowa księcia z generałem w dniu jego pierwszego złapania była najlepszym i najbardziej oczywistym przyznaniem się generała do jego maczania palców w roznoszącej się po kraju apokalipsy. Jego głos wymieszany z wnikliwym tonem księcia zagnieździł momentalnie na twarzy przedstawicielki oraz reprezentantów obydwóch poglądów, falę zdziwienia i nie do wiary. Kobieta o mało nie wypuściła dyktafonu z rąk, a jej pełne szoku i zawiedzenia spojrzenie w ciągu sekundy pobiegło w stronę rozjuszonego generała, który zacisnął z nerwów swoją pięść.

— To wszystko jest sfałszowane! Wezwać ochronę, powinniśmy ich wyprowadzić i dokończyć proces księcia, a nie zajmować się fałszerstwami! — warknął pogardliwie Duke, chcąc już ruszyć się zza lady bocznej, kiedy dźwięk odbezpieczanego pistoletu opuścił się w rozjuszoną atmosferę sali sądowej. Momentalnie zimno broni pomuskało tył jego głowy, a ciemne, pełne grozy spojrzenie trzymającej pistolet Charlotte sprawnie sprowadziło mężczyznę na ziemie.

Pomimo jednak jego starań, prób wypolerowania swojego zanieczyszczonego własnymi szczochami wizerunku, przedstawicielka rady nie wydawała się w ogóle zainteresowana jego słowami. Z zaangażowaniem wysłuchała nagrania do końca, po czym energicznym ruchem zwołała do siebie trzęsącego ze strachu z boku pomocnika, w którego dłonie podała zarekwirowany materiał.

— Musimy przyjrzeć się szerzej nagraniu — odpowiedziała nagle czarnowłosa kobieta, odwracając się z pewną, niezszarganą już strachem mimiką twarzy prosto do Victora. — Zatrzymać generała Nelson Duke'a i wypuścić księcia Scarletta — zażądała jasno w stronę ochrony, która momentalnie pojawiła się w progu tylnego wejścia na salę. Zaraz jednak odwróciła się w stronę blondwłosego arystokraty. — Zgłoszę o wydzielanie dla waszej wysokości bezpiecznego lokum, którego nie będzie mógł książę opuścić do czasu rozwikłania tej sprawy. W tym momencie cały obraz wyroku nabrał nowego światła, jednak nie obędzie się książę od kary. Jeżeli nagranie okaże się prawdziwe, do końca epidemii najpewniej zostanie wasza wysokość ogłoszona tymczasową głową kraju. Później podejmiemy decyzję, co dalej.

Victor momentalnie ubiegł w stronę księcia niczym rozweselony, potulny psiak. Z rąk postrzelonego wcześniej strażnika wyciągnął kluczyk, którym pośpiesznie rozpiął skrępowane dłonie blondyna, który w pierwszej chwili o mało nie wpadł mu prosto w ramiona. Szatyn prędko podtrzymał chudego i zmęczonego chłopaka, który na słowa pani sędzi jedynie pokiwał pokornie głową, zerkając nieśmiałym, wycieńczonym, jednak pogodnym i pełnym dumy spojrzeniem w stronę swojego ukochanego. Iskierki tliły się w jego oczach, biły wrażeniem, jakby poruszony, zgubiony w ich nagłym, połowicznym sukcesie Scarlett tak po prostu miał się zaraz rozpłakać.

Natomiast Victor nie wiedział już, czy w tym momencie bardziej cieszył się z tego, że na tym etapie kończyła się ich najgorsza, prawie dziewięćdziesięciodniowa droga, a zaczynał sukces i powrót do normalności, czy fakt, że przyczynił się do ujrzenia tak swobodnego, a jednocześnie tak wycieńczonego uśmiechu, jakim obdarował go w tym momencie sam książę.

Blondyn opadł poczciwie w jego ramiona, opierając się o ciepłą, dającą mu tyle bezpieczeństwa klatkę piersiową. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, jakby chciał jakkolwiek podziękować za te wszystkie pełne gorszych momentów, kiedy nikt nie wierzył w ich wygraną. Nikt nie wierzył, że siedemnastoletni książę ze zbuntowanym pułkownikiem wojskowym oraz pomocą zebranych z różnych części kraju ludzi, będą w stanie pokonać ogromną, republikańską, zażytą kłamstwem władzę. A teraz, po tych miesiąc poczciwej walki, wylanych żali i przełamywanych lęków, ten sam, niegdyś słaby i skryty w sobie arystokrata, wypuścił nieznaczną łzę wsiąkająca właśnie w materiał przepoconego ze stresu ubrania Victora.

A to wszystko na widok wrzeszczącego i wierzgającego na wszystkie strony, skutego metalowymi kajdanami i wyprowadzanego z sali generała Duke'a.

To był widok, dla którego przeżył całe to dziewięćdziesiąt dni i dla którego, tamtego dnia zgodził się na wywiezienie go do Cataley.

A teraz, gdy sędzia wraz z dowodami i nielicznymi, innymi pracownikami prędko usunęli się z sali, emocje puściły. Bronie wypadły z drżących ze stresu rąk, a oddechy ulgi zginęły gdzieś w zapachu krwi. Scarlett zawiesił swoje ramiona na szyi roztrzęsionego z całego zamieszania szatyna, jedynie cichutko i delikatnie szepcząc:

— Dziękuję. Tak bardzo cię kocham, Victor. Dziękuję.

LYCORIS RADIATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz