Rozdział 34

51 9 29
                                    

 Upadłem, więc oddam się mojej przejażdżce.

*

Pozwoliłem Layli się prowadzić, nie zadając zbędnych pytań, bo Łowczyni najwyraźniej nie chciała jeszcze poruszać ze mną tego tematu. Podejrzewałem, że szukała jakiegoś bezpieczniejszego miejsca, więc po prostu podążałem za nią, ale cały czas pozostawałem czujny. Trzymałem rękę w kieszeni i obracałem w dłoni telefon Chrisa. Dobrze, że mu go zabrałem, bo nie miałbym, jak się z kimkolwiek skontaktować.

Layli raczej się nie spieszyło i przeciągnęła mnie przez długi ciąg korytarzy, nim w końcu uznałem, że może czas zapytać, jak długo będzie to trwało. Wówczas skręciliśmy w prawo i wylądowaliśmy obok naszej wspólnej sali treningowej dla młodych. Layla otworzyła drzwi kluczem i wskazała, bym wszedł do środka. Wnętrze wyglądało zupełnie normalnie – czysty parkiet i skrzynie stojące pod ścianami między długimi, drewnianymi ławkami.

– Musiałaś mnie tutaj prowadzić taką okrężną drogą?

Layla popatrzyła na mnie bez wyrazu i wzruszyła ramionami.

– Chciałam mieć pewność, że nikt nas nie śledzi.

Skoro wszyscy chcieliśmy odkryć, kto jest odpowiedzialny za te morderstwa, a ona twierdziła, że coś na ten temat wie, to dlaczego teraz próbowaliśmy się ukryć? Coś mi w tym nie pasowało.

– Możemy przejść do tematu? – zapytałem.

Layla uśmiechnęła się tajemniczo.

– Jasne. Już długo czekałam na tę rozmowę – powiedziała powoli rozmarzonym głosem, spacerując po sali. Śledziłem bardzo uważnie ze swojego miejsca każdy jej ruch. – Na początku chciałam się też przeprosić, bo nie wszystko udało mi się zrealizować, przez co sprawa będzie trochę inaczej wyglądać. Czas mnie gonił. Ale, wierz mi, starałam się najbardziej, jak tylko mogłam, by wszystko wyszło perfekcyjnie. – Po tych słowach Łowczyni zatrzymała się przede mną i obdarzyła mnie spojrzeniem.

Zacisnąłem dłoń w kieszeni na telefonie.

– Layla, o czym ty znowu pieprzysz?

– Myślę, że dobrze wiesz.

Zmrużyłem oczy.

– Wiesz, prawda?! – wykrzyknęła, a jej spokój nagle gdzieś przepadł.

Cofnąłem się o krok.

– Wiesz! Musisz wiedzieć. Trudis się domyśliła. Ty też. Jesteś najlepszy?! Czy nie? – Layla straciła swoją tajemniczą postawę na rzecz chaotycznej i krzykliwej ździry. Wyglądała, jakby przeżywała prawdziwe wewnętrzne katusze, tylko dlatego że jej nie odpowiedziałem.

– Jesteś mordercą – powiedziałem, bo w tym momencie nie oczekiwałem już niczego innego.

– Tak, tak, tak. TAK! – Ucieszyła się. – To ja, moje czyny przejdą do historii.

Rzuciłem się na nią, od razu powalając na ziemię. Usiadłem na niej przytrzymałem ręce i pochyliłem nad jej twarzą.

– Zabiłaś swoich przyjaciół – warknąłem.

– Gadali o mnie za moimi plecami. Nie byli moimi prawdziwymi przyjaciółmi. – Layla zachichotała.

Przesunąłem jej dłonie ponad głową i złapałem jedną ręką. Drugą natomiast przycisnąłem jej do gardła, zamieniając jej głupi chichot w cichy charkot.

– To właśnie robisz? Mścisz się? – Potrząsnąłem nią.

Layla wydała z siebie jakiś nieartykułowany dźwięk i zaczęła się wierzgać. Uderzyłem jej dłońmi o podłogę.

Po raz pierwszy... | bxbWhere stories live. Discover now