Rozdział 12

97 34 62
                                    

Chris przepuścił mnie i pozwolił wejść do środka, od razu zamykając za mną drzwi. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że przed moim przyjściem musiał być bardzo, bardzo zajęty, ponieważ ubrany był tylko w bokserki. Cóż, moje przypuszczenia potwierdziły się po chwili, gdy spostrzegłem schodzącego po schodach jakiegoś młodego, brązowowłosego chłopaka, ubranego zupełnie tak samo jak Chris. Chyba im w czymś przeszkodziłem. Ups.

Chris podrapał się z zażenowaniem po karku.

– Co tak długo? Co się dzieje? – odezwał się, zbliżając się do nas. Kiedy mnie dostrzegł, zarumienił się delikatnie. Cóż, ta sytuacja nie pozostawiała złudzeń co do tego, co się przed chwilą między nimi działo.

– Nic, co by dotyczyło ciebie, Brett. Poza tym, że powinieneś sobie pójść.

– Co takiego? – zapytał zaskoczony.

– Głuchy jesteś? Opuść mój dom. Natychmiast – powiedział przyjaciel stanowczo.

– Emm, Chris nie musisz... – próbowałem się wtrącić.

– Przymknij się. To nie twoja sprawa. A ty – zwrócił się do młodego chłopaka – wynocha.

– Spławiasz mnie tylko dlatego, że on tu przyszedł? – Brett chyba czuł się zagubiony tym zachowaniem Chrisa.

– Cóż... Tak. A teraz zabieraj stąd swoje cztery litery.

– On jest ważniejszy ode mnie?

– Tak.

– Ale on jest blondynem! – wykrzyknął, trochę jakby w akcie desperacji. – Mówiłeś, że nie lubisz blondynów.

Chris wywrócił oczami.

– To nie ma nic do rzeczy. A teraz idź się ubrać i wypieprzaj. Albo cię wyrzucę tak, jak jesteś ubrany teraz. I w dupie mam, że na zewnątrz leje.

Do Bretta chyba w końcu dotarło, że powinien się jak najszybciej zwijać. Mi z kolei było głupio, że przyszedłem tu w takim momencie i im przerwałem. Spojrzałem na Chrisa, wyglądał na zdenerwowanego. Ale chyba nie był zły na mnie, bo gdy usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami, które pozostawił po sobie Brett, powiedział:

– Co za mała szuja.

– Przepraszam – mruknąłem.

– To nie twoja wina. Nie przejmuj się.

– Nie chciałem ci przeszkadzać.

– Wyglądasz okropnie. Napijesz się herbatki? – zapytał, patrząc mi intensywnie w oczy.

Wzruszyłem ramionami.

– A chcesz się przebrać w coś suchego? Idź pod prysznic, zaraz ci coś przyniosę. – dodał, nie oczekując mojej odpowiedzi.

Wygonił mnie do łazienki, a sam gdzieś zniknął w czeluściach swojego domu. Nim sobie poszedł, poprosił mnie jeszcze, bym się nie zamykał. Nie zrobiłem tego i wszedłem pod prysznic. Ciepła woda bębniła o moje plecy, a ja zacząłem zastanawiać się nad życiem i innymi dziwnymi sprawami. Ludzie mówią, że najwięcej pomysłów powstaje podczas kąpieli, to chyba prawda.

Nie wiem, ile czasu spędziłem pod prysznicem, ale kiedy w końcu opuściłem kabinę, cała łazienka była zaparowana. Miałem problem z dostrzeżeniem własnych rąk. No, dobra, przesadzam. Ale i tak zacząłem się martwić, czy z moim szczęściem, nie przewrócę się i wywinę jakiegoś teatralnego orła. Na szczęście, nic takiego się nie stało i dotarłem bezpiecznie do umywalki, obok której stała mała komoda. Dostrzegłem na niej szare dresy i jakąś czarną koszulkę.

Po raz pierwszy... | bxbWhere stories live. Discover now