Rozdział 17

55 7 106
                                    

 Kiedy tym razem umówiłem się z Livą postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Wciąż nie wiedziałem, czy mam u niej jakieś szanse i jak podchodzi do tych naszych spotkań, ale liczyłem na coś więcej. Żeby jednak mieć stuprocentową pewność (oraz żeby nikt się mnie w końcu nie czepiał) zdecydowałem, że muszę zapytać wprost.

Teoria tradycyjnie okazała się być łatwiejsza niż praktyka. Z bólem serca musiałem przyznać, że naprawdę się cykałem zadać to konkretne pytanie. Próbowałem się za to zabrać już kilka razy, ostatecznie jednak zmieniałem zdanie, co kończyło się tym, że mówiłem coś od czapy i robiłem z siebie coraz większego głupka. Liva na szczęście, zdaje się, zdążyła przywyknąć do mojego dziwnego poczucia humoru (i zachowania), ponieważ przy bardziej żenujących tekstach uśmiechała się jedynie z pobłażaniem.

Jej zmiana cały czas mi imponowała. Wcześniej zwróciłem uwagę, że szesnastolatka poczuła się znacznie pewniej w temacie misji, ale teraz wyraźnie się przy mnie wyluzowała i nie traktowała jak jakiegoś idola, a jedynie Łowcę równego sobie. Co znacznie ułatwiało sprawę, ponieważ nie lubiłem tego parcia na tytuł Najlepszego. No dobra, czasem lubiłem, ale nie w tej konkretnej sytuacji.

– Jak tam się czuje Huke? – zagadała.

– Och, znacznie lepiej. Nawet wyszedł ze szpitala. Nikki ci nie mówiła...?

Liva zarumieniła się.

– Mówiła. W sumie myślałam, że ty będziesz coś więcej wiedzieć na ten temat.

– Interesuje cię Huke? – zapytałem zaszokowany.

Serio? Naprawdę? Ze wszystkich osób, akurat on? On jest starszy ode mnie, a co dopiero od niej, małej szesnastolatki.

– Nie w tym sensie. – Liva spąsowiała kolejny raz. – Po prostu odbyłam z waszą drużyną misje aż dwa razy. To mój prywatny rekord, jeśli chodzi o jedną grupę. No i znam Nikki od dłuższego czasu. Czuję, że trochę się z wami zżyłam.

Jej słowa o czymś mi przypomniały. Konkretniej, o dwóch rzeczach. Pierwszą z nich było zaproszenie Livy do nas na stałe. A drugą to, że miałem jeszcze to przemyśleć. Teraz jednak zwątpiłem. Nad czym się tu zastanawiać? Co prawda nie znałem jej długo, ale ufałem Nikki. No i dwie misje w jakiś sposób nas też ze sobą połączyły. Nie mówiąc już o tym, że z czasem będzie mi coraz trudniej znaleźć idealnego kandydata na to miejsce.

– Mi też się dobrze z tobą pracowało – wyznałem. – Nie chciałabyś odbyć z nami więcej misji?

– Jeszcze? Ja... Zawsze chętnie! – wykrzyknęła z uśmiechem, choć na jej twarzy malowało się zaskoczenie.

– W zasadzie myślałem o czymś bardziej permanentnym.

– To znaczy?

– Nie chciałabyś należeć do naszej drużyny jako stały członek? Wiesz, że przez długi czas nie wybrałem ósmej osoby, ale teraz w końcu znalazłem kogoś godnego na to miejsce. Przemyśl to i pamiętaj, że jesteś u nas zawsze mile widziana, nawet jeśli odmówisz. Choć wolałbym, żebyś się zgodziła.

Liva po prostu na mnie patrzyła. Rozdziawiła usta szeroko i nic nie mówiła, a jej oczy nawet się nie poruszały. Przestraszyłem się, że może dostała jakiegoś paraliżu większej części twarzy, ale potem nagle drgnęła, odchrząknęła i poprawiła włosy. Jej wzrok skakał po całej mojej sylwetce jakby szukała jakiegoś gestu, który udzieli jej potwierdzenia, że naprawdę jej to zaproponowałem.

– Przemyśl to – powiedziałem.

Dziewczyna rozejrzała się dookoła, zupełnie jakby nie wiedziała, co mi odpowiedzieć. A wystarczyło się zgodzić!

Po raz pierwszy... | bxbWhere stories live. Discover now