Złamany - Sterek

1.3K 62 7
                                    

Shot dla xxxypatixxxy ❤️. Jakby to, jak długo mi zajęło napisanie tego to jakiś hit XDDD. Wracając do tematu; mam nadzieję, że Ci się spodoba xx

Stiles westchnął przeciągle na denerwującą go melodyjkę, wydobywającą się z jego - leżącego gdzieś obok niego - telefonu. Podciągnął się odrobinę na łóżku, na oślep machając ręką, aż w końcu odnalazł urządzenie. Spojrzał na wyświetlający się pogrubionymi literami napis "Lydia" i ponownie westchnął, pocierając skronie. To się robiło już mocno denerwujące!

Non stop to samo. Lydia bądź Liam zapewne z poczucia winy, dzwonili do niego tylko po to, aby zapytać, czy przyjdzie na zebranie stada. Zawsze też słyszeli tę samą odpowiedź: "Nie mam teraz czasu, może kiedy indziej." i właśnie wokół takiego schematu ich trójka krążyła od śmierci Alison.

W zasadzie to wszystko jest winą jej śmierci. To przez ten moment w ich życiach wszystko - i wszyscy - się zmieniło. Chociaż najbardziej było te zmiany widać po niegdyś dwójce najlepszych przyjaciół: Stiles'ie i Scott'cie*.

Scott zaczął obwiniać swego najbliższego dotychczas kompana o śmierć ukochanej, w zastraszającym tempie niszcząc to, co budowali przez tyle lat. Reszta stada nie do końca była tego samego zdania, jednak szybko przekonali się czym skutkowało otwarte przyjęcie strony Stiles'a. 

Najszybciej doznała tego Malia, która niedługo później została nieoficjalnie wyrzucona ze stada. Niby przychodziła dalej na spotkania i spotykała się z resztą, jednak Scott często zachowywał się jakby jej nie było. W przypadkach, kiedy Malia była już naprawdę potrzebna, zwracał się do niej niechętnie - jakby z odrazą. To wystarczająco dało do myślenia reszcie.

Stiles natomiast przyjmował na siebie całą nienawiść dotychczasowego najlepszego przyjaciela, nie sprzeciwiając się temu nawet raz. Początkowo tłumaczył to innym mówiąc, że Scott potrzebuje sobie ulżyć po stracie i to jest okej, to go w większości nawet nie rusza. Później mówił, że zaraz z tym skończy, zaraz mu się sprzeciwi. A teraz? Teraz nawet nie widywał się z nim, jeśli nie był do tego zmuszany. Był zbyt złamany.

Nie licząc stada, swoich przyjaciół, tak naprawdę to nie miał już nikogo. Oczywiście, był także jego tata - jednak to zawsze nie było i nie będzie to samo. Kiedyś nawet Lydia powiedziała mu, żeby może zaczął spędzać czas z Derekiem, na co tylko zaśmiał się. Hale'a nie widziało żadne z nich już od dawna, właściwie to od śmierci Łowczyni. Jak niby miał go tu sprowadzić?

Nie mogło więc minąć jakoś szczególnie długo, zanim Stiles złamał się całkowicie. Kilka miesięcy zajęło jego "przyjaciołom" zniszczenie psychiki chłopaka. Ten mocno ekstrawertyczny chłopak, zawsze chętny do pomocy coraz to szybciej zaczynał zamykać się na ludzi, unikać ich niczym ognia. Z obiektywnego punktu widzenia łatwo było wywnioskować - a w zasadzie zdiagnozować - depresję, ujrzeć w jego przepełnionych smutkiem, rozpaczą, tęsknotą oczach błaganie o pomoc.

Nie mogło minąć długo odkąd myśli samobójcze były normalnością, a życie zbytecznością.

Od śmierci Allison minęło raptem kilka miesięcy głębokiej żałoby, kiedy pewnego chłodnego wieczoru pewien smutny chłopiec wyszedł na ostatni spacer. Pożegnał się on prostolinijnie ze swoim tatą, przytulając go i mówiąc "do widzenia". Pewnie uznał to za przejęzyczenie, nie pożegnanie, był tego niemalże pewny. Nie pożegnał się z przyjaciółmi, bo cóż - nie miał ich, już nie. 

Jego znoszone trampki moczyły się kiedy wchodził w kałuże i zostawiały ślady na ulicy, a ciało drżało mimo ubrań. Ostatni raz przechadzał się znajomymi ścieżkami, widywał mniej lub bardziej znajome twarze, przyglądał się urokom tego miasta. Nie odczuwał smutku, żalu, czy nawet poczucia winy, bo co będzie z jego bliskimi. Wiedział, że sobie poradzą, byli silni. 

One shoty na zamówienie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz