Rozdział 10 "Zaprosicie ją na ślub?"

13.8K 707 350
                                    

#Selin

- Płód rozwija się prawidłowo - poinformowała doktor Gemma, krążąc głowicą po moim minimalnie zaokrąglonym brzuchu. - Wszystkie parametry są zgodne dwunastym tygodniem ciąży.

- Kiedy będziesz mogła określić płeć? - zapytał Harry swoją siostrę, bacznie śledząc to, co działo się na ekranie.

Ja również spoglądałam na monitor, cieszyłam się, że z dzieckiem było wszystko w porządku.

- Na to trzeba poczekać jeszcze kilka ładnych tygodni - wyjaśniła blondynka. - Z wyborem imienia nie ma się, co spieszyć. Twój potomek swoją wielkością przypomina, co najwyżej dużą śliwkę.

- To znacznie więcej niż poprzednio? - stwierdziłam pytając

- W ciągu ostatnich trzech tygodni, płód podwoił swoją wielkość dwukrotnie. - oznajmiła doktor. - A macica jest większa niż grejpfrut, dlatego można zauważyć odstający brzuch. Mój bratanek bądź bratanica, potrzebuje miejsca do buszowania

- Jednak nie jest tak źle - uśmiechnęłam się. - Wciąż udaje mi się zapinać spodnie bez problemu.

- Zaopatrz się w większy rozmiar, bo nie wolno niczego uciskać - poleciła Gemma.

- Od razu, jak wyjdziemy z twojego gabinetu, zabieram Selin na zakupy - zakomunikował Harry. - Nawet nie próbuj się sprzeciwiać! - Chłopak zagroził mi palcem, co tylko mnie rozbawiło.

Siostra Harry'ego pozwoliła nam jeszcze posłuchać, jak pracuje serce dziecka, którego oczekuję. Przestraszyłam się, gdy usłyszałam bardzo szybkie bicie serduszka. Gemma natychmiast mnie uspokoiła mówiąc, że to normalne. Z tego wszystkiego postanowiłam razem z brunetem przekonać się, ile faktycznie uderzeń na minutę wykonuje serce maluszka, które się we mnie rozwija. Naliczyłam ponad sto pięćdziesiąt uderzeń, a Harry sto siedemdziesiąt. Gemma słysząc odpowiedzi, podsumowała wspólny wynik naszej obserwacji i stwierdziła, że serce bije prawidłowo, ponieważ średnia ilość wyniosła około stu sześćdziesięciu uderzeń na minutę.

Niecały kwadrans później razem z brunetem opuściłam gabinet ginekologiczny. W ręku trzymałam własną kopię USG, którą po powrocie do domu miałam zamiar schować do specjalnej teczki, w której mieściła się cała ciążowa dokumentacja. Brunet pomógł mi założyć kurtkę, za co mu podziękowałam choć nie wymagałam, aż takiej opieki. Chłopak swoją troską, niejednokrotnie udowodnił mi, że dziecko, które urodzę za pół roku trafi w dobre ręce. Harry był idealnym materiałem na ojca. Od zawsze chciałam spotkać na swojej drodze taką osobę, jak on. Chloe miała szczęście, bo trafiła na porządnego faceta, czego, z każdym kolejnym dniem, zaczynałam jej zazdrościć.

- Wszystko w porządku? - pytanie Harry'ego sprowadziło mnie na ziemię. - Mówię do ciebie, a ty nie reagujesz.

- Zamyśliłam się, przepraszam - wyjaśniłam, zakładając na ramię torbę i zapinając kurtkę.

Na zewnątrz było zimno, na policzkach czułam lekki mróz idąc do kliniki, dlatego szczelnie opatuliłam się szalikiem.

- O czym tak intensywnie myślisz? - spytał brunet, gdy wyszliśmy z budynku.

- O twojej narzeczonej - odparłam. - Zawsze tylko ty mi towarzyszysz podczas USG, a jej nie ma. Powiedz, czy ona się na mnie obraziła? Zrobiłam coś nie tak?

- Ależ skąd! - Styles zaprzeczył, machając ręką. - Chloe jest zwyczajnie zapracowana. Nie może sobie pozwolić na wychodne tak jak ja, ale już niedługo to się zmieni, bo mój tata obiecał, że po ślubie pomoże jej otworzyć własną firmę. Wczoraj poleciała do Paryża w sprawach służbowych, dlatego dziś nie mogła przyjść razem ze mną.

This is the life || Harry Styles Donde viven las historias. Descúbrelo ahora