WolfKnight

By JagodaWi

3.8K 258 11

Księga I trylogii |WolfKnight| W moim świecie podzieloną na rasy i społeczeństwa ludzkość obowiązuje ścisła h... More

Świat Mocy
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35

Rozdział 17

108 6 0
By JagodaWi

Od razu po wejściu do pomieszczenia spojrzałam na długi, wąski blat umieszczony po jedną z białych ścian, której część pokrywały kafle w tym samym kolorze. Obok wszelakich medycznych narzędzi poddawanych właśnie czyszczeniu leżała mała tacka a na niej pięć długich, grubych igieł. Zimne światło z lampy sufitowej odbiło się od nich, prezentując dobitniej ostre, zdolne przebić nawet twardą korę drzewa czubki. Samo oglądanie narzędzia tortur sprawiło, że gdzieś w głębi mnie rozbudził się dyskomfort, a przebywanie w sterylnym gabinecie zamkowego lekarza tylko to odczucie wzmagało. Trzymałam się więc jak najdalej od specjalistycznych sprzętów i miętowego fotela ustawionego pośrodku. To były dopiero moje drugie odwiedziny w tym miejscu i choć wiedziałam, że akurat mnie nie spotka tu nic niedobrego, nadal moja odwaga się ulatniała. Mimo że moje pierwsze badania kontrolne po zostaniu Królową nie wspominałam źle, to nadal nie mogłam się przekonać do rzeczy związanych z doktorami i szpitalami.

– Przygotowałem je tak, jak Pani kazała – zwrócił się do mnie Rience, zamkowy lekarz, gdy wytarł ostatni ze skalpeli.

Białe krótkie szaty i kitel zafalowały, gdy odwrócił się, ściągając ze swoich chudych dłoni zużyte lateksowe rękawiczki. Zrobił to sprawnie, praktycznie automatycznie i szybko wyrzucił okrycia do najbliższego sobie kosza. Musiałam przyznać, że wysokiego, choć dość wątłego mężczyznę cechował lekarski profesjonalizm, jednak nie sprawiał on, że doktor wyglądał przyjaźnie. Na jego twarzy o wyrazistych rysach widniała długa, stara blizna przecinająca prawe oko o złocistej barwie. Krótkie, jasnobrązowe włosy trwały zawsze zaczesane do tyłu, a jego głos i wzrok pozostawały raczej spokojne, choć nie kojące. Niestety czasami zdarzało mu się spojrzeć na człowieka tak, jakby obmyślał, jakim makabrycznym operacjom go poddać.

– Zdziwiłem się, gdy wczoraj poprosiła Pani o nie – kontynuował konwersacyjnym tonem, dokładając do tacki parę czarnych rękawiczek w zamkniętym jeszcze opakowaniu. – Nie sądziłem, że będzie Pani chciała torturować nimi zwierzchnika Opozycji.

– A do czego innego miałby mi służyć te igły? – zainteresowałam się, przysuwając się trochę do stołu. Z bliska szpile wydały mi się jeszcze mniej atrakcyjne.

– Czasem można je wykorzystać do niektórych zabiegów – wyjaśnił i nie zdołał ukryć niewielkiego uśmiechu, przy którym niechcący ukazały się jego strasznie wąskie i długie jak na człowieka kły. Trudno było się dziwić temu kształtowi, w końcu mężczyzna posiadał Moc Węży.

Nawet nie zamierzałam pytać, o jakie zabiegi mu chodziło.

– Dwie w przedramiona, dwie w okolice obojczyków, jedna w kark obok kręgosłupa – poinstruował mnie, zerkając wymownie na narzędzie tortur. – Nie trzeba trafić w konkretne nerwy, ale radzę nie porysować kości. Te igły mają dużą moc, zabiłyby normalnego Krótkowiecznego, a przy wysokim poziomie nawet Długowiecznego. Trzeba uważać, aby nie przesadzić. Istnieje dwanaście poziomów bólu, jednak nie powinno się przekraczać dziesiątego. Wiem, że Shadow Dark jest Wiecznym, ale jeśli ma jeszcze kiedykolwiek wrócić do pełnego zdrowia... Po prostu niech ma to Pani na uwadze.

– Będę – zapewniłam cicho, sięgając wreszcie po tackę.

Moje palce zacisnęły się na zimnych brzegach. Igły Stradona prawie nic nie ważyły.

– Osobiście wolałbym sam je wbić – odezwał się, gdy już kierowałam się do drzwi.

– Jesteś lekarzem a nie katem – przypomniałam, odwracając się ostatni raz do niego. Zabrzmiałam ostrzej, niż się spodziewałam. – Traktat zakazuje wam szkodzić, czyż nie?

Pokiwał niechętnie głową. Wiedziałam, o co mu chodziło. Bał się, że nieumiejętnie umieszczę szpile w ciele skazańca i coś uszkodzę. Nie zamierzałam jednak mu pozwolić, nawet nie ze względu na Traktat czy mój katowski obowiązek. Po prostu ja musiałam to zrobić. Jako Królowa nie powinnam była korzystać ze swojej pozycji do zaspokojenia egoistycznych celów, ale kusiło mnie, aby zemścić się na Shadole. Samo przygotowanie go do tortur wystarczyłoby mi, żeby zaspokoić to pragnienie.

– Gdy kara się zakończy, niech Pani przyśle go do mnie, to pozbędę się z jego ciała igieł – poprosił Rience, odprowadzając mnie tajemniczym wzrokiem.

– To zależy od drugiego wyroku – mruknęłam bardziej do siebie niż do niego i pożegnana ukłonem, podążyłam do piwnic.

***

Pozostało jedynie dziesięć minut do dwudziestej. Otworzono przede mną kraty celi. W środku już czekały na mnie dwie osoby. Półgłosem odwołałam strażników i podałam tackę Henkerowi. Nikt oprócz naszej trójki nie miał prawa tego oglądać.

Naciągnęłam na obie dłonie czarne medyczne rękawiczki z gumowego materiału i dopiero wtedy zwróciłam się w stronę Shadowa. Siedział z zamkniętymi oczami na pryczy, opierając się o ceglaną ścianę. Stuknęłam dwa razy obcasem, na co podniósł na mnie wzrok, dość spokojny jak na zaistniałą sytuację. Nie było w nim ani błagania, ani gotowości. Nie wyrażał konkretnych emocji. To spojrzenie tak bardzo przypominało moje. Chęć zemsty gdzieś się ulotniła i nie zalała mnie fala nienawiści. Współczułam mu i choć nie chciałam się do tego przyznać, najchętniej rzuciłabym narzędziem tortur o podłogę i rozdeptała jak pełno-twarzową maskę. Tym razem jednak nie dopuściłam do siebie uczuć i zachowałam wewnętrzny chłód.

Shadow skinął głową, pokazując, że godził się na wszystko i bezwzględnie mi ulegnie. Wyglądał tak zdrowo z tą swoją mocno opaloną skórą i młodzieńczymi rysami, które nigdy miały nie zniknąć. Wiedziałam, że po tych dziesięciu tygodniach w zamknięciu jego stan się drastycznie pogorszy. Nie chodziło tu o ciemność panującą w piwnicach, bo ją Władcy Mocy Cieni znosili jakby była wybawieniem, tylko o niewyobrażalny, paraliżujący ból. Niezauważalnie westchnęłam i sięgnęłam po pierwszą igłę. Do mojej głowy nie napłynęły żadne myśli. Czułam się dziwnie pusta. Wypełniałam swój obowiązek, swoją powinność.

– Już czas – powiedział Henker, a jego czerwone oczy zabłysły jak ostrzegawcze lampki.

Mój podbródek sam się uniósł, a rysy twarzy stężały w niebezpiecznie beznamiętnym wyrazie. Całe napięcie zeszło ukradkiem ze mnie, a ruchy stały się niezwykle zdecydowane. W tej chwili nie byłam Królową. W tej chwili nie byłam nawet WolfKnight. Byłam Katem.

– Podwiń rękawy – rozkazałam skazańcowi nieznoszącym sprzeciwu tonem. Mój głos zabrzmiał niebezpiecznie nisko i w niczym nie przypominał kojącego chłodu, który na co dzień roztaczałam.

Shadow dwoma ruchami odsłonił przedramiona. Jego gładka skóra zabłysła słabo w świetle nielicznych lamp. Podeszłam do niego, skupiając się na zadaniu.

– Lewa ręka.

Wyciągnął ją przed siebie. Nawet nie zadrżał, gdy umiejętnie ją chwyciłam. Był spięty, ale nie stanowiło to żadnej przeszkody, więc nie poleciłam mu się rozluźnić. Przytknęłam ostrą końcówkę dwa centymetry nad jego nadgarstkiem i bez wahania wbiłam ją, jak najgłębiej mogłam. Władca Cieni i Snów nie zdołał powstrzymać syknięcia. Z rany popłynęła świeża szkarłatna ciecz, która dotknęła również mojej rękawiczki. Powoli wepchnęłam igłę do końca, tak że jedyne, co świadczyło o jej obecności, było podłużną wypukłością pod skórą mężczyzny.

– Prawa.

Powtórzyłam dokładnie wszystkie czynności i wzięłam w dłoń trzecią szpilę. Machinalnie pobrudziłam jej trzon krwią, więc wyglądała upiornie nawet jak na moją obojętność. Jednak nie drgnęła mi nawet powieka, gdy się w nią przez kilka sekund wpatrywałam.

– Rozepnij szaty – wydałam kolejne polecenie.

Shadow rozchylił połacie czarnego, zapewne drogiego materiału. Ujrzałam jego ładnie wyrzeźbiony tors. Oglądanie go w takim stanie wzbudziło głęboko we mnie pewne odczucia, które nie zdołały przedrzeć się przez barierę do mojej świadomości. Szybko, choć z pewnymi trudnościami, uporałam się z dwoma następnymi igłami i na tacce pozostała już tylko jedna.

– Pochyl głowę – powiedziałam cicho. Nie musiałam podnosić głosu, moje usta znajdowały się niedaleko uszu skazańca.

Zrobił to bez ociągania, rzucając mi zdenerwowane spojrzenie. Nie dziwiłam się mu. Ja sama zaczęłam odczuwać to napięcie. Delikatniej, niż początkowo zamierzałam, wbiłam szpilę. Nie ogarnęła mnie żadna, nawet najmniejsza ulga, gdy strużki czerwonej posoki z ostatniej rany naznaczyły moje palce.

Odsunęłam się spokojnie od pryczy. Oddech Władcy Cieni i Snów się spłycił. Byłam w stanie usłyszeć jego szybkie bicie serca. Torturowanie różniło się od zadawania Śmierci. Nie wystarczyło dotknąć tatuażu i patrzeć, jak ktoś padał na posadzkę bez życia, nie czując niczego. Teraz przed sobą miałam ujrzeć co innego – cierpienie. Nie byłam bardzo wrażliwa czy empatyczna, lecz wizja okropnego bólu robiła nawet na mnie pewne wrażenie. Co gdybym ja znalazła się w takiej sytuacji? Ale w sumie już kiedyś mnie torturowano, a zdążyłam już o tym zapomnieć i przeszłam do normalności. W jego przypadku to nie będzie się niczym różnić, zapewniłam siebie w myślach. To tylko dziesięć tygodni, szybko minie. Zdawałam sobie jednak sprawę, jak wielkie to było kłamstwo. Nie miałam wyrzutów sumienia, w końcu Shadowowi się to należało. Złamał Traktat, wystąpił przeciwko mojej władzy... Wkroczył na mój teren i przerwał moje spokojne życie!

– Gdyby nie ty, nigdy bym nie została Królową – zauważyłam, poruszając bezgłośnie wargami. – Wybacz mi, Shadow, ale to moja powinność.

Instynktownie wiedziałam, że mi wybaczy. Dotknęłam gołymi już rękami jego prawego przedramienia i zamknęłam oczy.

– Start – rozkazałam igłom Stradona idealnie w momencie, w którym wybiła dwudziesta. – Dziesiąty poziom.

Mężczyzną wstrząsnęła fala niewyobrażalnego bólu. Był on zapewne kilka razy gorszy od tego, który sam mi zafundował swoim przeklętym sztyletem. Były przywódca Opozycji wydał z siebie jeden długi krzyk oraz kilka jęków, zanim zapanował nad swoim gardłem. Drgał w konwulsjach, starając się oddychać niezwykle głęboko i miarowo. Mimo że po jego policzkach łzy lały się już strumieniami, a z ran wlotowych po igłach ciekło nadal trochę krwi, on starał się ze wszystkich sił przejąć władzę nad swoim organizmem. Przez kilkanaście kolejnych minut przyglądałam się, jak powoli osiągał swój cel, odzyskując swoją wolę walki. Dyszał ciężko, ale coraz mniej krzywił się z bólu, jakby spychając go w odległe zakątki świadomości. Nie zamierzał poddać się torturom i w pełni korzystał z możliwości własnego organizmu w tłumieniu doznania, choć nadal był całkowicie odcięty od obu Mocy. Zapewne w ciągu tych dwudziestu jeden lat szkolenia na Władcę został przygotowany nawet do takich skrajnych sytuacji.

Po minionej półgodzinie zdołał na tyle opanować swoje mięśnie, aby zmienić pozycję z siedzącej na leżącą. Jego plecy opadły na pryczę, a on sam zamknął czekoladowe oczy i przykrył twarz lewym ramieniem. Palce prawej dłoni zacisnął na krawędzi metalowego posłania, aż pobielała mu na nich skóra. Westchnęłam ciężko, odwracając w końcu od niego wzrok. Teraz musiał sobie z tym poradzić sam i nie zamierzałam mu zakazywać niczego, co właśnie robił. Tak naprawdę dzięki jego sile i szybkim przyzwyczajeniu się jako tako do bólu poczułam się trochę uspokojona. Powinien wytrzymać.

Nie miałam czasu, aby towarzyszyć mu przez całą noc. Musiałam się choć trochę przespać i dlatego cieszyłam się, że zdecydowałam się na drugiego kata. Gestem zasugerowałam Henkerowi, abyśmy odsunęli się do krat.

– Tak, Królowo? – zapytał półgłosem.

Bez kaptura prezentował się naprawdę dobrze. Kosmyki czarnych włosów opadały na jego bladą twarz. Tym razem jednak czerwone oczy nie wyrażały entuzjazmu jak przy poprzednim zadaniu. Mało kto w Świecie Mocy posiadał katowskie uprawnienia, więc musiałam wybrać niego. Zgodził się od razu, ale nie dlatego iż wiedział, że nie miał innego wyboru. Agent czuł wobec mnie głęboki szacunek i nie śmiał odmówić moim nawet najgorszym prośbom.

– Pilnuj, co się z nim dzieje. – Wskazałam na Shadowa. – Zdaję sobie sprawę, że nic nie zrobi, nikogo nie zaatakuje i nie ucieknie. Chodzi mi o to, abyś monitorował jego stan. Gdy tylko coś się stanie, poinformuj mnie o tym. Pewnie za jakiś czas zemdleje, wtedy zgłoś się do Rience'a po odpowiednie środki odżywcze.

Agent tylko skinął głową na znak, że zrozumiał.

– Postaram się tu zaglądać, gdy będę miała czas.

– Niech Pani się nie martwi, Królowo – odparł spokojnie. – Poradzę sobie.

Wyszłam z celi i skierowałam się do Prywatnego Skrzydła szybkim krokiem. Na korytarzach nie spotkałam nikogo poza strażnikami, a przeciąg poruszał moimi włosami. Nie potrafiłam pozbyć się sprzed oczu obrazu cierpiącego Władcy Cieni i Snów. Czułam, jak bariera w moim umyśle zaczynała się sypać z powodu za dużej ilości tłumionych emocji. Chciałam zdążyć do łóżka i zasnąć, zanim zaleje mnie wstrzymywana fala. Zmęczenie tylko by ją wzmogło.

***

Pchnęłam drzwi do sypialni, które zatrzasnęłam za sobą z głuchym hukiem. Odpięłam zamki butów, niemalże zrywając je sobie z nóg. Sprawnie rozbroiłam guziki szaty i wylądowała ona na skraju pościelonego przez służbę łóżka. Zostając w samych obcisłych spodniach i staniku, wpadłam do łazienki i zapaliłam w niej światło. Domyślałam się, że nie dałabym rady na tyle szybko pogrążyć się we śnie, aby uniknąć starcia z własnymi uczuciami. Stanęłam przed dużym lustrem i oparłam się rękoma o blat, w którym zagłębiały się dwie umywalki. Odetchnęłam, spuszczając z siebie napięciem.

– No dobrze – odpuściłam i pozwoliłam na całkowite zwalenie muru.

Nie było sensu z tym walczyć. Liczyłam na gwałtowny atak, który zwali mnie z nóg. Myślałam, że się rozpłaczę lub coś rozwalę. Nic takiego się jednak nie stało. Bo gdy spojrzałam w źrenice swojego odbicia, w mojej głowie pojawiło się tylko jedno pytanie: kim byłam?

Czarna maska przytwierdzona na stałe zakrywała pokaźne okolice szarych oczu, część czoła i nosa. Nie tak pełne usta miały kąciki skierowane ni to w górę, ni to w dół. Brązowy pieprzyk zajmował środek prawego policzka. Zwyczajna karnacja kontrastowała z blaskiem srebrnej biżuterii, która zwisała z odsłoniętego ucha. Brakowało mi gęstych i ciemnych rzęs, ale za to przerzucone przez lewe ramię blond włosy były gładkie i sięgały trochę poniżej obfitych piersi, ukrywając bliznę po sztylecie. Mogłam być uznana za osobę dość atrakcyjną.

Ale nie zastanawiałam się nad swoim wyglądem, czy wierzchnią warstwą charakteru, którą pokazywałam na co dzień. Interesowało mnie, co działo się głęboko w środku. Obok mojej całkowicie dzikiej wilczej formy znajdowały się aż nadto ludzkie emocje. Byłam na siebie zła, że dałam uczuciom dojść do głosu w tych nielicznych momentach. Jednak nie odnalazłam wyrzutów sumienia za popełnione czyny. Sama w sumie nazwałam siebie dzisiaj potworem i to określenie chyba dużo nie odbiegało od prawdy. Człowiek nie powinien był się tak zachowywać. Winę od razu zwaliłam na Wszechświat. To on w końcu mnie stworzył i jedyne co mogłam, to zgadywać, dlaczego dał mi akurat takie cechy a nie inne.

Moje myśli wróciły do dnia, w którym wygłosiłam przemowę przed protestującymi. Wtedy pierwszy raz powiedziałam Zimerowi, że go kochałam. Żałowałam, że to zrobiłam. Gdybym poczekała i dowiedziała się o jego związku z Shadowem... Nie, to na pewno nie osłabiłoby mojej miłości do niego, ale przynajmniej nie wątpiłabym w jego wyznania, które nigdy by się nie pojawiły.

Nawet nie zarejestrowałam, w którym momencie rozmyślań moje powieki opadły. Tak mocno skupiłam się na analizie, że zignorowałam ciche skrzypnięcie drzwi do pokoju. W nozdrza po chwili uderzył mnie znajomy zapach. Dopiero gdy ten ktoś objął mnie w pasie i położył swoje czoło na moim ramieniu, wróciłam do świadomości.

– Nie rób tak – zwróciłam się chłodno do mężczyzny.

– Dlaczego? – zapytał delikatnie i nasze spojrzenia spotkały się w odbiciu lustra.

Odwróciłam się i lekko go odepchnęłam, na co spojrzał się na mnie zdezorientowany, po czym odetchnął z rezygnacją.

– Nie lubię tego – powiedziałam z pełną powagą, odsuwając się od umywalki. Czułam się niekomfortowo, gdy coś ograniczało mnie z dwóch stron, nie dając miejsca na ruch.

– Zapamiętam – obiecał Zimer.

Oboje byliśmy Alfami, ale tylko jedno z nas mogło dominować. Zastanawiałam się, kiedy w końcu dojdzie do decydującego starcia. On tak jak ja posiadał autorytet i pokłady potęgi. Gdy tak staliśmy naprzeciwko siebie i mierzyliśmy się spojrzeniami, mogłam z łatwością sobie wyobrazić naszą walkę w zwierzęcych ciałach, cieknącą krew po jasnej sierści i triumfatora przyciskającego do ziemi łapą przegranego. Otrząsnęłam się z tych myśli. Nie były na miejscu. Przewodniczący spuścił zielone oczy na podłogę. Nie przyszedł do mnie, abyśmy nawzajem się zagryźli. Chciał porozmawiać, ale nie z Królową czy wilczycą, tylko z WolfKnight.

– O co chodzi? – zapytałam, nadal nie zdejmując z niego wzroku.

– Wybaczysz mi? – W jego głosie zabrzmiała prośba pełna nadziei.

– Co niby miałabym ci wybaczyć?

– Nie powiedziałem ci wszystkiego i doprowadziło to do dzisiejszej sytuacji. Nie chciałem, aby tak wyszło.

– Ale wyszło – skwitowałam dobitnie.

Nie wiedział, jak kontynuować rozmowę. Zapewne najchętniej rzuciłby się na kolana i płacząc, błagał, abym mu uwierzyła. Nie zrobił tego, zachowując resztki godności.

– Kocham cię – wyszeptał.

– Czy ty nie traktujesz mnie trochę jak alternatywę? – natarłam na niego oskarżycielskim tonem. – Nie ma Shadowa, więc jestem ja. Mam z nim podobne gusta, więc nie musisz się wysilać. Gdyby coś mu się stało, zawsze możesz przykleić się do mnie. Tak jest łatwiej, co nie? Zapewniasz sobie bezpieczeństwo i przy okazji podlizujesz się Królowej.

– Skąd ci to przyszło do głowy? – zdziwił się, a jego głos zyskał na ostrości.

– Gdyby Shadow zginął przy drugim wyroku, zyskasz oparcie – kontynuowałam głośniej pozbawiona bariery emocjonalnej. Wszystkie nerwy puściły i sama doprowadziłam do kłótni. Co dziwne, póki co nie było mi z tym źle. – Rodzina kompletnie cię wyniszczyła, nie jesteś w stanie żyć bez drugiej osoby, która w razie potrzeby stanie w twojej obronie i spije twoje łzy.

– Nie mieszaj w to mojej rodziny! – krzyknął stanowczo. – Jak możesz w ogóle tak myśleć?! Jak możesz taka być?!

– No, nazwij to – podżegałam go. Zamierzałam wyprowadzić Zimera z równowagi. – Powiedz to na głos!

Warknął, szarpiąc głową. Nie zebrał się na odwagę, aby się odezwać. Zrozumiał szybko konsekwencje swojego niedoszłego czynu.

– Powiedz! – rozkazałam. – Powiedz, że jestem potworem!

– Nie jesteś – zaprzeczył, odzyskując nad sobą panowanie.

– W potworze nie można się zakochać – ciągnęłam, nie słuchając go.

Czułam, jak zbliżałam się do granicy. Jeszcze chwila, a zamieniłabym się w agresywną, niemyślącą trzeźwo bestię, którą już zresztą prawie byłam.

– WolfKnight? – W jego głosie zabrzmiał niepokój.

Wzięłam parę głębszych wdechów, ale nie pomogło. Moja cierpliwość się przelała, już nie wytrzymywałam. Za dużo ostatnio się wydarzyło. Potrzebowałam urlopu i dobrze, że w porę to zrozumiałam. Od razu podjęłam decyzję o wyjeździe.

– Wybywam do wilków – oznajmiłam, przechodząc obok Zimera do sypialni. – Wrócę za dziesięć dni. Podczas mojej nieobecności ogarnijcie resztę formalności związanych z Opozycją.

Podniosłam z łóżka czarną szatę a z podłogi buty. Założyłam je na siebie i zabrałam leżącą na stoliku komórkę. Wcisnęłam ją do kieszeni, zapinając do końca ubranie. Wyciągnęłam z szafy pierwszy lepszy płaszcz, zarzucając go sobie na ramiona. Mężczyzna patrzył się ze szczerym zmartwieniem na moje działania, ale nie zamierzał mnie zatrzymywać. Chyba też uważał, że przydałby mi się odpoczynek. Od rana do nocy zajmowałam się wyłącznie sprawami Świata Mocy i nie miałam czasu dla siebie.

– Co do nas to poważnie to przemyślę – stwierdziłam i bez pożegnania wypadłam z pokoju.

W biegu zmieniłam formę i opuściłam zamek, kierując się na terytorium mojej watahy.

Continue Reading

You'll Also Like

Więzy rodzinne By Dominika

Historical Fiction

8.2K 562 22
Jak długo tli się nadzieja? Jak długo można czekać na najbliższych? Czy szczęśliwe odnalezienie jest jeszcze możliwe? Ile jest w stanie znieść matka...
Touch By mayka

Teen Fiction

98.1K 4.1K 27
"Miłość to partia kart, w której wszyscy oszukują - mężczyźni, by wygrać, kobiety, by nie przegrać." Alfred Hitchcock Żadne ze zdjęć nie jest moim zd...
35.6K 1.5K 31
Zapraszam na Stalker z udziałem Chachi Gonzales i Sam Pottorff. :)
43.8K 2.6K 181
Tłumacze to manhwe na discordzie jeśli ktoś chciałby przeczytać zapraszam Demoniczny kultywator, Xie Tian, uważa się za jedynego słusznego kandydata...