Rozdział 32

42 6 0
                                    

Oblało mnie białe światło. Na początku było delikatne i subtelnie wdzierało się przez zamknięte powieki. Odruchowo się opierałam, więc stawało się coraz bardziej natarczywe i rażące. Nie dawało mi spokoju, paliło jak ogień i nie pozwalało się od siebie uwolnić. Otworzyłam oczy, szybko dysząc. Wszędzie wokół rozciągały się puste polany całe w szorstkiej, jasno-szarej trawie. Nisko nad ziemią płynęła półprzezroczysta mgła, owijając się wokół moich nóg, jakby chciała mnie pochwycić. Bez trudu jednak mogłam iść przed siebie. Na bezbarwnym niebie widniała tylko jedna gwiazda, rozświetlając monotonny krajobraz. Nic tu nie istniało, nie miałam na czym zawiesić wzroku. Od czasu do czasu kątem oka dostrzegałam jakąś sylwetkę, ale gdy się w jej kierunku odwracałam, ona znikała. Nie słyszałam praktycznie niczego poza szelestem własnego oddechu i zaczynało mi dzwonić w uszach. Brakowało też zapachów.

Czułam się nieswojo, tak jakbym znalazła się w sterylnym gabinecie lekarskim. Niepokój wkradał się do mojego umysłu, ale dawałam radę go uciszyć. Wyróżniałam się w tym miejscu, ale w żadnym stopniu mnie to nie uszczęśliwiało. Nie spodziewałam się, że tak wyglądała kraina zapomnienia. Prędzej nazwałabym to wymiarem szaleństwa. Nagle za mną pojawił się jakiś cień, więc gwałtownie się odwróciłam, uderzając na oślep, ale w nic nie trafiłam. Chyba rzeczywiście zaczynałam wariować.

– Nie podoba Ci się tu, co? – stwierdził znajomy głos i mojego ramienia dotknęło czarne skrzydło.

Odetchnęłam z ulgą i odwróciłam się do Higi, odsuwając od siebie płaty suchej, gadziej skóry. Nie miałam nawet ochoty karcić jej za czytanie w moich myślach, bo obecność Śmierci wpływała na mnie uspokajająco. Poczułam, że się uśmiechnęła lekko rozbawiona, co oznaczało, że wszystko było w normie.

– Długo Ci zajęło, zanim zdecydowałaś się na wizytę – zauważyła, zbliżając się do mnie. – Pomyślmy, w Abaddonie byłaś pod koniec Lupusa, więc minęło z cztery i pół miesiąca.

– Miałam dużo rzeczy na głowie – odparłam. – Oprowadzisz mnie? Choć nie wiem, czy jest po czym.

– Jest. – Pokiwała twierdząco głową i wyciągnęła do mnie prawą rękę w geście zaproszenia. – Musimy tylko trochę przejść.

Nie widziałam w tym żadnego problemu, więc po prostu ruszyłam za Śmiercią. Jej czarny płaszcz rozwiewał mgłę, a mięśnie ogromnych skrzydeł lekko się napinały, jakby trzymanie ich w złożonej pozycji nie było do końca wygodne. Zerknęłam szybko na swój własny strój i przekonałam się, że miałam na sobie to samo co podczas koronacji. Nawet korona leżała na mojej głowie.

– Myślałam, że Sangdan będzie wypełniony duszami – powiedziałam, rozglądając się dookoła. – A tu jedna wielka pustka.

– Wbrew pozorom jest tu dosyć tłoczno – odparła, utrzymując promienny wyraz twarzy. – Po prostu większość z nich się już mocno rozwiała. Może po drodze spotkamy jakieś świeższe osoby, że się tak wyrażę. Tutaj o widzialności świadczy ilość zachowanych wspomnień – im mniej tym bardziej przezroczysty jesteś. W Sangdanie pamięć ludzi szybko ucieka. To tak, jakbyś zrobiła dziurę w korku odwróconej butelki z wodą i jeszcze na koniec pozostałe krople odparowała. W końcu nie pozostanie nic.

– I dusza jest gotowa wrócić do Świata Mocy – dokończyłam. – Jak to się odbywa?

– Wiesz, nie wszystko dzieje się od razu. Najpierw czyste dusze są zbierane do magazynu i dopiero gdy pojawi się nowy człowiek, to znaczy zarodek człowieka, wypuszcza się je. Podróż odbywa się już automatycznie i bez niczyjej ingerencji. Nienawidzisz gdy się o nim wspomina, ale Unitet zaprojektował to genialnie i nigdy nie wystąpiły żadne problemy.

WolfKnightTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang