Rozdział 2

203 9 0
                                    

Rozdzierający ból przeszył moją klatkę piersiową. Jęknęłam nieprzytomnie, a dźwięk rozszedł się wokół cichym, kilkukrotnym echem. Wdychane powietrze było wilgotne i przeraźliwie zimne, drażniąc przy tym moje zatoki i płuca. Dochodził mnie silny, wręcz mdlący zapach metalu, przez co poczułam się jeszcze gorzej. Otworzyłam oczy i z wielkim trudem, jakbym musiała podnieść z siebie jakiś ciężki przedmiot, uniosłam dłonie do ust. Chuchnęłam na nie trzy razy między wymuszonymi oddechami, aby je trochę ogrzać i odzyskać w nich pełną władzę, ale moje starania spełzły na niczym.

Znajdowałam się w małym pomieszczeniu oświetlanym nikłym, żółtawym światłem pochodzącym z prostej lampy wiszącej na szarej ceglanej ścianie. Otoczenie po dłuższym zastanowieniu skojarzyło mi się z celą więzienną i mój działający na niskich obrotach umysł, spróbował znaleźć przyczynę mojego pobytu w tym budzącym dyskomfort miejscu. Leżałam na prostej, twardej pryczy podtrzymywanej przez dwa grube łańcuchy. Gdy jakimś cudem przekrzywiłam głowę na lewą stronę, długie włosy spadły z mojej twarzy, a ja zobaczyłam zamknięte drzwi. Wydawały się niemalże pancerne. Dodatkowo brak jakichkolwiek otworów nie pozwalał na dowiedzenie się, co znajdowało się po ich drugiej stronie. Nie miałam siły na to, aby się podnieść, a co dopiero wstać i spróbować je otworzyć.

W miarę upływu kolejnych minut chłód coraz bardziej ogarniał moje odrętwiałe ciało. Cienka szata nie dawała przed nim żadnej, nawet najmniejszej ochrony. Odruchowo postanowiłam więc przemienić się, aby gęste futro spełniło swoje zadanie i nie dopuściło do mojego wyziębienia. Jednak nie udało mi się zmienić organizmu na wilczy. Za każdym kolejnym razem, w każdej kolejnej próbie również ponosiłam porażki. Nie rozumiałam tego, bo w końcu Władcy Zwierzęcych Mocy we wszystkich sytuacjach, nawet w skrajnym wyczerpaniu, mogli wrócić do dzikich form. Dlaczego?, pomyślałam kompletnie zdezorientowana. O co w tym wszystkim chodzi?

Opuściłam zmęczona powieki, starając się trochę uspokoić. Mój oddech przyśpieszał, a po policzkach potoczyły się pojedyncze łzy bezsilności. Czułam, jak moje serce biło mocno, wręcz boleśnie rozrywało mi klatkę piersiową. W tym momencie część wspomnień do mnie wróciła i uświadomiłam sobie, że moja pompa krwi została przebita sztyletem. Sięgnęłam z trudem prawą ręką do górnej połowy mojego torsu. Palcami napotkałam podłużną, chropowatą wypukłość pomiędzy rozerwanym materiałem szaty i praktycznie od razu odsunęłam dłoń. Przed tym, jak uderzyła ona bezwładnie o pryczę, do opuszek przykleiły się fragmenty zaschniętej posoki, które na ślepo starłam.

Nagle usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka i przeciągły jęk otwieranych drzwi. Odwróciłam głowę w tamtym kierunku i zmusiłam się do ponownego otworzenia oczu. Do środka wszedł znajomy mi już mężczyzna, który z tego, co pamiętałam, nazwał siebie Władcą Cieni i Snów. Wyglądał na zaspanego, więc domyśliłam się, że była późna godzina. Miał na sobie długie spodnie od piżamy z jakiegoś drogiego, błyszczącego materiału i niezawiązany, puchowy szlafrok, spod którego prześwitywał jego dość dobrze wyrzeźbiony tors pokryty fioletowymi sińcami. Z boku jego szyi oprócz zadrapań znajdował się czerwony ślad, jak po ugryzieniu, którego pochodzenia nie mogłam sobie przypomnieć. Intruz zbliżył się do mnie, ziewając.

– Nie powinnaś się jeszcze budzić, nie minęło nawet dwadzieścia godzin – powiedział cicho, jakby do siebie. – Jesteś naprawdę oporna na narzucone sny.

Niespodziewanie dotknął delikatnie palcami mojego czoła, co rozluźniło maksymalnie wszystkie moje mięśnie. Chciałam go odtrącić, ale nie mogłam się w żaden sposób ruszyć. Mężczyzna odsunął górny fragment porwanej szaty i przyjrzał się uważnie strupowi na mojej piersi.

– Jeszcze trochę i się zabliźni – ocenił ze słyszalną ulgą w swoim głosie.

Jak to zabliźni?, pomyślałam z wyrzutem. Przecież u Wiecznych wszystkie urazy miały znikać na stałe. Chyba że zostały zadane specjalną bronią... Przeklęty sztylet!

WolfKnightWhere stories live. Discover now