Rozdział 24

74 6 0
                                    

Podniosłam się z mojego krzesła w Sali Obrad, aby ogarnąć wzrokiem wszystkich radnych, również tych, których widziałam na ekranie laptopa. Większość członków organu pomocniczego w ostatnich dniach wyjechała do swoich rodzinnych miast i dlatego na zebranie połączyli się przez wideokonferencję. Osobiście w pomieszczeniu oprócz mnie przebywali jedynie Zimer i Agder. Praktycznie wszyscy się uśmiechali, choćby nieznacznie, nie mogąc powstrzymać się od świątecznego nastroju. Nie dziwiłam im się, w końcu był przecież dwudziesty ósmy Lukon.

– Dzisiejsze zebranie uważam za zakończone – zwróciłam się do nich. – Jak już to mówiłam wcześniej, reszta dnia należy w całości do waszej dyspozycji. Chciałabym wam jeszcze tylko podziękować za te spędzone wspólnie półtora miesiąca i życzyć wesołych Świąt. Oby nasza dalsza współpraca przebiegała równie pomyślnie.

– Wesołych Świąt, Królowo – odparli chórem i również wstali od stołu lub rozłączyli się z wideokonferencji.

Nie byłam dobra w składaniu życzeń, więc postanowiłam tego nie robić. Ponadto i tak osobiście nie obchodziłam Przesilenia Zimowego. Dla mnie dzisiejszy dzień nie różnił się praktycznie niczym od pozostałej części roku. Agder pożegnała się z nami i udała się do swojego pokoju, aby zapewne się naszykować do wybycia do dworu Whitercouse. Zostałam w sali sama z partnerem, który od razu się do mnie odwrócił.

– Na pewno mam z tobą nie zostawać? – upewnił się.

Zaprzeczyłam ruchem głowy. Ród Dark zaprosił do siebie przewodniczącego na uroczystość. Po tylu latach, które u nich spędził, traktowali go jak członka rodziny. Ponadto przecież związał się z Shadowem.

– Jedź, odpocznij – odrzekłam. – Poradzę sobie.

– Święta powinno się spędzać z ukochanymi – próbował mnie przekonać.

– Rozmawialiśmy już o tym, Zimer – przypomniałam mu, nie uciekając się do twardego tonu. – Nie obchodzę żadnych świąt.

Posłał mi smutny uśmiech, poddając się. Przytulił mnie na odchodne, pocałował w czoło i skierował się do Prywatnego Skrzydła. Poczułam się trochę niezręcznie. Podobno w Święta bliscy dawali sobie różne podarki. Odwiodłam przewodniczącego od pomysłu kupienia mi czegoś, ale w tej chwili sama pragnęłam mu coś sprawić.

– Zaczekaj – zatrzymałam go, zanim chwycił za klamkę.

Spojrzał się na mnie z pytaniem w oczach. Westchnęłam ciężko i kontynuowałam cichym głosem:

– Możesz odwiedzić Shadowa. Tylko nie siedź u niego za długo.

– Dziękuję, WolfKnight – wyszeptał rozradowany i w te pędy pobiegł do piwnic.

Echo jego kroków rozbrzmiało na korytarzu. Sięgnęłam po komórkę i zadzwoniłam do Henkera, aby wpuścił do celi mężczyznę. Agent miał wolne dopiero wieczorem. Ja sama ruszyłam do mojego gabinetu, aby zagrzebać się w stosach dokumentów do przeczytania, uzupełnienia i podpisania. Czekała na mnie pozostała papierologia z całego roku, ostatnie raporty i podsumowania działalności. Bolała mnie świadomość, że musiałam ogarnąć to podczas trzech najbliższych dób, wliczając dzisiejszą, ponieważ później wybywałam do wilków.

Cały zamek opustoszał. Nie tylko Radnym dałam dzień wolny, ale również większości służby i strażnikom. Pozostali tylko ci, którzy nie mieli dokąd jechać albo nie chcieli tego robić. Za oknami piętrzyły się białe zaspy śniegu i świeciło poranne słońce. Na szczęście budynek ogrzewano, więc nie musiałam martwić się o przeziębienie. Nie darzyłam zimy jakąś szczególną sympatią. W ten czas zawsze trudniej było przetrwać i wyżywić watahę. Co prawda moje plemię nie miało z tym dużych problemów, ale współczułam tym, które takowe posiadały. Nie mogłam jednak w żaden sposób im pomóc. Musieli przetrwać przecież tylko najsilniejsi, aby gatunek nadal dominował.

WolfKnightМесто, где живут истории. Откройте их для себя