Rozdział 13

88 7 0
                                    

Wrota Głównej Sali otworzyły się z hukiem, wpuszczając do środka trzy osoby. Dwójka zamkowych strażników ściskała ramiona mężczyzny o przeciętnym wyglądzie i prowadziła go w kierunku podestu, tłumiąc jego chęć wyrwania się i ucieczki z budynku. Więzień usilnie starał się wyszarpnąć, ale na szczęście jego wysiłki spełzły na niczym. Doświadczeni gwardziści sprawnie przetransportowali go na koniec czerwonego dywanu i brutalnie rzucili pod stopnie podwyższenia. Zdezorientowany przestępca zamiast grzecznie przyjąć pozycję klęczącą, zaparł się, ale nie zdołał utrzymać równowagi. Upadł boleśnie na posadzkę, rozwalając sobie przy okazji nos, ponieważ skute za plecami ręce uniemożliwiły mu podparcie. Krew od razu spłynęła po jego wargach, kapiąc na podarte szaty odsłaniające podrapane ramiona. Mężczyzna z trudem podniósł się do klęczek i został zmuszony do pozostania w tej pozycji przez żelazne uściski strażników na jego barkach. Z okolonych cieniami zmęczenia oczu wyzierała jawna nienawiść, którą bardzo powoli zastępował paniczny strach.

– Imię i nazwisko – odezwałam się do niego ozięble, gładząc palcami w cienkich rękawiczkach podłokietnik tronu.

– Najdrem Nuar – warknął gardłowym głosem.

– Moc?

– Władca Mocy Panter.

– Jakiej zbrodni się dopuściłeś?

– Dałem się złapać.

Oto klęczał przede mną pierwszy schwytany opozycjonista. W czasie porannego zebrania otrzymałam telefon od Agentów, że doszło do kolejnego ataku, tym razem na jakąś fabrykę z wykorzystaniem trującego gazu. Miałam już załamać ręce, gdy okazało się, że któryś z poddanych widział kilku mężczyzn wywożących ukradkiem podłużne butle, których używa się podczas nurkowań ze sprzętem. Dzięki zdanemu rysopisowi udało się pojmać pierwszego ze sprawców. Podobno reszta również była już osaczona i za chwilę mieli zostać sprowadzeni przed mój Sąd. Obrzuciłam obecnego przestępcę spojrzeniem pełnym dezaprobaty i pogardy. Co z tego, że nie mógł tego zobaczyć przez pełno-twarzową maskę? Doskonale wyczuł na sobie mój wzrok, przez co zadrżał lekko i opuścił głowę pod jego wpływem. Chyba w końcu do niego dotarło, że znajdował się na przegranej pozycji.

– Dopuściłeś się morderstwa – poprawiłam go lodowatym tonem – czyli wykroczenia przeciwko Traktatowi.

– Wykonywałem rozkazy – spróbował się bronić.

– Czyje rozkazy?

– Zwierzchnika Opozycji...

– Czyli nie moje – skwitowałam ostro. – Twoje wytłumaczenie jest więc nic nie warte, do tego staje się kolejnym aktem, który popełniłeś, tym razem przeciwko mojej władzy. Z tego również zostaniesz rozliczony.

Przełknął ślinę, a w Głównej Sali zapadła na kilkanaście długich sekund grobowa cisza. Nadal gromiłam wzrokiem przestępcę, czując, jak złość rozsadzała mnie od środka i pchała do natychmiastowego dotknięcia znaku Śmierci. Nie mogłam jednak go tak od razu zabić. Potrzebowałam przecież tylu informacji, które ten człowiek zapewne posiadał.

– Kto wami przewodzi? – zapytałam z wymuszonym spokojem.

– Nie wiem – odparł, próbując bezskutecznie poluzować kajdany na swoich nadgarstkach.

– Kłamiesz – stwierdziłam, podnosząc znacznie głos, na co nawet strażnicy niezauważalnie podskoczyli.

– Ale ja naprawdę nie wiem – tłumaczył się rozpaczliwie Najdrem. – Nigdy go nie widziałem i nie znam jego imienia.

WolfKnightWhere stories live. Discover now